Выбрать главу

Nic mnie nie obchodzi, w którą stronę będą sobie wiały, o ile ja do tego czasu wywieję stąd z pieniędzmi, pomyślał.

Dostanie się na łódź wymagało nie lada sztuki. Prąd wody odpychał ją od pomostu, po czym gwałtownie rzucał nią w niego z powrotem. Komu by się chciało doznawać przeżyć rodem z izby tortur, zapytał sam siebie, usiłując wywindować swe pozostające w słabej kondycji ciało z pomostu na pokład łodzi. Był jeden taki przerażający moment, kiedy nogi rozciągnęły mu się w niemal idealny szpagat, gdyż jedną miał opartą na pomoście, podczas gdy druga posuwała się wraz z łodzią.

– Trzeba by być człowiekiem-gumą, żeby coś takiego stosować jako stały trening – wyjęczał głośno, gdy ostatecznie obie jego stopy znalazły się na pokładzie. Ale ten koszmar już zbliża się ku końcowi, pocieszył się, otwierając drzwi kabiny.

Dziesięć minut później, punktualnie o szóstej, wystukiwał numer telefonu komórkowego Regan. Kiedy się odezwała, wydał polecenie wystudiowanym, gardłowym głosem:

– Jedź nadal na północ. Twój ojciec i Rosita mają się dobrze. A nawet dzisiaj rano słuchali twojej matki w audycji Imusa. Prawda, Luke? – Podsunął Luke’owi telefon pod usta.

– Rzeczywiście słyszałem twoją mamę dziś rano, Regan. – Niech ona zrozumie, co ja chcę jej powiedzieć, modlił się w duchu. – Wiesz, że ja po prostu widzę siebie czytającego twoją ulubioną książkę, kiedy jeszcze byłaś mała.

– Wystarczy! – burknął C.B. – Masz teraz Rositę.

– Regan, kto jest z moimi chłopcami?

Zanim Regan zdążyła odpowiedzieć, C.B. przyłożył telefon do swego ucha.

– Okrąż park, Regan. Zadzwonię później.

Wyłączył telefon.

– Już mnie tu nie ma – zwrócił się do Luke’a i Rosity. – Życzcie mi powodzenia.

A więc ojciec i Rosita wciąż jeszcze żyli. Porywacze szykowali się do odebrania okupu. Regan dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo się bała, że z jakichś przyczyn wpadną w panikę i że ona już więcej nie usłyszy ich ofiar.

Okrąż park. To jej nakazał. Na krętej parkowej drodze panował bardzo duży ruch, aż do wylotu na Siedemdziesiątą Drugą, gdzie nieprzerwany strumień pojazdów skręcał w Piątą Aleję. Również liczne samochody kierowały się na lewo, na West Side. O wiele mniej jechało dalej na północ.

Niedobrze, pomyślała Regan. Przy takim małym ruchu łatwiej będzie zauważyć, że jestem śledzona. W pobliżu Sto Dziesiątej droga skręcała na zachód, a dalej z powrotem na południe. Dzwoniący nie określił żadnego limitu czasowego na okrążenie parku, nie mówił również, że Regan ma się śpieszyć. Zapewne był na tyle mądry, by wiedzieć, że policja potrafi zlokalizować telefon komórkowy, jeżeli rozmowa trwa ponad minutę, myślała. To dlatego ledwie pozwolił im coś do mnie powiedzieć.

Tata słyszał mamę podczas porannej audycji Imusa, rozważała dalej. Rozmawiali o książkach dla dzieci, które mama wysłała dla jego synka. Ale dlaczego tata mówił o tym, co mi czytał, jak byłam mała? Musiał wiedzieć, że mamy tylko kilka sekund. A wspomniał o mojej ulubionej książce. Która to była? Zupełnie nie mogę sobie przypomnieć.

Minęła wylot na Dziewięćdziesiątą Szóstą na West Side. Ruch się wzmagał.

Wczoraj wieczorem mama mi mówiła, że ciągle myśli o tym, jak ona z tatą zaczynali wspólne życie. Wspominała o ich pierwszym mieszkaniu i jej pierwszym sprzedanym opowiadaniu. Tata najwyraźniej tak samo wracał myślami do przeszłości. Powstrzymywała napływające do oczu łzy.

Minęła „Zieloną Tawernę”. Restauracja ta, zawsze wspaniale oświetlona, teraz iluminowana była szczególnie odświętnie. Kiedy byłam mała, zupełnie wyjątkową frajdę stanowiła wyprawa na karuzelę stojącą niedaleko mieszczącego się w Central Parku zoo, a potem na lunch do tej restauracji.

Znajdowała się na południowym krańcu Parku, na paśmie drogi biegnącej równolegle do ulicy Central Park South. Wykonała niemal całkowite okrążenie.

Telefon komórkowy zadzwonił ponownie.

„Hej, o hej, żeglujemy przez Maine…” * – wyśpiewał głośno zaopatrzony w maseczkę z okularem Petey, płynąc pod mostem Waszyngtona na północ. Lecz kiedy zimne, wilgotne powietrze zaczęło go szczypać w odsłonięte policzki, przerzucił się na inną piosenkę, którą pamiętał jeszcze z pierwszej klasy szkoły podstawowej: „Marznę w nosy, marznę w uszy, śnieżek mroźny w oczy prószy…”.

Trach!

– Alarm! Góra lodowa! – zawołał, gdy motorówka podskoczyła do góry i opadła. Znowu zmienił śpiewkę: „…me serce za tobą będzie szłooo”. Widział „Titanica” trzy razy. Gdybym to ja prowadził tamtą łajbę, na pewno by się nam udało, pomyślał.

Czuł się wolny jak ptak. Miał wrażenie, że cała rzeka należy do niego, a on uzyskał świetny czas w zawodach. Poklepał łódkę po burcie. „Będzie mi ciebie brakowało w Brazylii. Przeżyliśmy razem wiele pięknych chwil. Liczę, że gliniarze znajdą ci dobry dom”.

Był już niemal przy szczycie Górnego Manhattanu. „Spuyten Duyvil, oto przybywam!” – zawołał, gdy skręcał, by wpłynąć w wąską cieśninę, łączącą rzeki Hudson i Harlem. Całkiem jakbym był w automatycznej pralce – wymamrotał, kiedy wirujące prądy miotały i kręciły jego leciwym obiektem pływającym.

– Udało się! – oznajmił triumfalnie piętnaście minut później, gdy zacumował motorówkę przy nabrzeżu u wylotu Sto Dwudziestej Siódmej, w miejscu dobrze ukrytym pod mostem Triborough.

Dokąd ci wszyscy ludzie tak jadą i jadą? C.B. wściekły czekał w kolejce na zapłacenie myta za przejazd przez most Waszyngtona. Powinni już pakować w domu prezenty. A ja będę odpakowywał swój za dwie godziny, dumał. Ta myśl go pocieszyła.

Miał już napisaną instrukcję, którą zamierzał przekazać Regan Reilly. Spodziewam się, że lubisz jeździć zygzakami, pomyślał, bo to właśnie będziesz robiła aż do siódmej.

Spojrzał na zegarek. Była 6.30. Czas na kolejny telefon do Regan. Jednak zadzwoni dopiero wtedy, gdy wydostanie się z sąsiedztwa mostu. Chciał mieć pewność, że połączenie nie będzie zakłócone.

Jak tylko dotarł do Harlem River Drive, wyjął komórkę.

– Czas przyjrzeć się tym ślicznym drzewom przy Park Avenue, Regan – powiedział, gdy odebrała telefon.

– Jak sądzisz, Jack, co oni kombinują? – spytał Joe Azzolino szefa, kiedy instrukcja przekazana Regan, że ma się skierować w stronę Park Avenue, została do nich retransmitowana z nasłuchu kwatery głównej policji. „Orzeł” – takie było zakodowane hasło ich operacji.

– Narzuca się oczywista odpowiedź, że jeden z nich jedzie w ślad za nią i usiłuje wypatrzyć nasze wozy – odparł Jack. Wobec tego czemu mam nieodparte wrażenie, że oni chowają coś w zanadrzu, czego my się nie domyślamy? – zadał sobie pytanie. Do tej pory nie udało się zlokalizować ich telefonu komórkowego. Obie rozmowy trwały zbyt krótko.

Następna miała miejsce o 6.35. Polecono Regan opuścić Park Avenue, jechać Trzecią Aleją aż do Sto Szesnastej, tam zatrzymać się przy krawężniku i czekać.

Jack włączył swój nadajnik. „Orzeł jeden do wszystkich jednostek. Trzymajcie się bardziej z tyłu. Dajcie jej trochę wolnej przestrzeni, ale miejcie ją w zasięgu wzroku”.

Skulona na tylnym siedzeniu Alvirah była do tej pory, jak na siebie, cicha. Głównie z tego powodu, że usiłowała dociec, co ją nieznośnie dręczyło przez ostatnie pół godziny. Wreszcie to do niej dotarło i nagle uświadomiła sobie, co ją tak uderzyło, gdy przesłuchiwała dzisiejszego rana taśmę z pierwszej rozmowy z porywaczem. Tematem jednej z wczesnych powieści Nory było porwanie na Manhattanie. W tamtej historii żonie ofiary nakazano pojechać z Greenwich Village na Szóstą Aleję i wjechać do Central Parku od strony Central Park South. To ta zbieżność, że należało tam wjechać Szóstą Aleją, nie dawała mi spokoju, myślała.

вернуться

* Na terenie stanu Maine występuje gęsta sieć rzeczna i około 2500 jezior.