– To takie małe dziecko, które bardzo dobrze zna książki twojej mamy – odparł Jack ponuro. Spojrzał na wodę. Zobaczył łódź straży portowej z wygaszonymi światłami pościgowymi, kierującą się w dół rzeki.
Do tej pory facet jest prawdopodobnie już daleko stąd i zdążył pozbyć się motorówki, pomyślał.
Trzeba było słuchać Alvirah.
Petey Malarz nigdy dotąd nie doświadczył uczucia takiego podniecenia. W głowie mu huczało, pulsowało w skroniach, w uszach dzwoniło, ręce mu się trzęsły. Nigdy jeszcze w życiu nie posiadał się tak ze szczęścia.
Milion dolarów leżał w łodzi u jego stóp! Milion dolarów zapewniający jemu i C.B. szaloną zabawę. Żałował, że nie wylatują do Brazylii dzisiaj wieczorem. Uczciwie zasłużyłem sobie na wakacje. Copacabana, pomyślał. Piękne dziewczęta! Słyszał, że wiele z nich chodzi tam po plażach w toplesie. Uch! Uch!
Palce w rękawiczkach zgrabiały mu z zimna. To nic – rozgrzeją się, kiedy będzie przeliczał banknoty.
Prąd rzeki kierował wodę na północ. Pokonywanie go nie spowolniało szybkości motorówki. Pomost przystani przy Sto Jedenastej był dokładnie naprzeciwko Peteya. Podobnie jak most dla pieszych nad Roosevelt Drive, z którego skorzysta. Tam będzie czekał na niego C.B. w samochodzie. On wskoczy do środka i odjadą sobie. Zatrzymał motorówkę przy przystani i szybko ją tam przywiązał. No, a teraz trudne zadanie, pomyślał. Stanął z szeroko rozstawionymi nogami i zebrał się w sobie, żeby pochwycić worek i przerzucić go na pomost przystani. Pochylił się i miłośnie objął worek ramionami. Żadna matka nie trzymała nigdy swego nowo narodzonego dziecka z większą czułością.
Czas w drogę. Zawsze, gdy Bóg zamyka drzwi, otwiera jednocześnie okno, pomyślał Petey, ze smutkiem rzucając ostatnie spojrzenie na swą motorówkę. Z sercem przepełnionym żalem pochylił się, żeby ucałować dziób łódki. Kiedy jego wargi dotknęły słonej powierzchni, sztormowa fala uderzyła w bok motorówki. Petey uzmysłowił sobie w tym momencie, że rzuciło nim do przodu.
Chlup!
Gdy plasnął brzuchem o powierzchnię wody, bezcenny ładunek wyleciał mu z rąk i opadł kilka metrów poza ich zasięgiem. Wirujący prąd East River zaraz przypisał sobie do niego prawo i zaczął unosić worek na północ.
Petey czynił rozpaczliwe wysiłki, żeby go odzyskać. Z furią wymachując ramionami, próbował dopłynąć do niego pieskiem, lecz po paru sekundach uświadomił sobie, że to beznadziejne. Prąd starał się wciągnąć go pod wodę. Petey owi udało się jakoś wrócić do motorówki, której obecnie wcale nie miał ochoty całować, i chwycił się jej boku dla ratowania swego bezcennego życia.
Co robić? Co robić? Jedynie ta myśl wyłaniała się z kompletnego zamętu, jaki miał w głowie.
Pozostała mu do zrobienia jedna, jedyna rzecz, pomyślał, łapiąc z trudem oddech. Wdrapać się na pomost, przejść przez most dla pieszych i spotkać się z C.B. On to jakoś przeżyje, powtarzał sobie w duchu. Ostatecznie to tylko pieniądze, a ja przecież mogłem utonąć.
Pięć minut później przemoczony Petey pukał w okno wypożyczonego przez C.B. samochodu.
– Mam jedną dobrą wiadomość i jedną złą – zaczął.
– Zrobiłaś wszystko, co było w twojej mocy – zapewniała Alvirah Regan, gdy z ulicy Nadbrzeżnej jechały w stronę szpitala. – I nawet mówiłaś, że ten typ w motorówce robił wrażenie uprzejmego, a w dodatku ci podziękował. To dobry znak.
– Mam taką nadzieję. Alvirah, wprost trudno mi uwierzyć, że ci ludzie wzięli pomysł na miejsce pozostawienia okupu z jednej z książek mamy. Czytałam ją tak dawno temu, że nic z tego nie pamiętam.
– Kiedy ją wydano, byłaś jeszcze dzieckiem.
Regan westchnęła.
– Mama napisała tyle książek, że sama nie pamięta szczegółów intrygi tych sprzed dwudziestu lat. Usiłuję sobie przypomnieć, jak tamta się zakończyła.
Alvirah wiedziała jak. Nigdy więcej nie usłyszano o ofierze porwania. Wyjechały z Roosevelt Drive przy Siedemdziesiątej Pierwszej i zaparkowały samochód przy Pierwszej Alei. Przechodząc w szpitalu do windy, rzuciły okiem na sklep z upominkami. Lucy była w pracy. Spojrzenia sprzedawczyni i Regan spotkały się i Lucy pomachała do niej ręką.
– Ciągle tutaj! – zawołała.
– Czy to ta, z którą rozmawiałaś dzisiaj rano o pluszowym misiu? – spytała Alvirah.
– Tak.
Zanim winda zatrzymała się przed pokojem Nory, Alvirah postanowiła, że w drodze powrotnej wstąpi do Lucy. Czasami nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele wiemy, zauważyła w duchu. Może jak ja z nią porozmawiam, potrafię rozruszać trochę umysł tej dziewczyny. Nie zawadzi spróbować.
Regan otworzyła drzwi do pokoju. Nora, siostra Cordelia oraz Willy powitali ją i Alvirah z wyrazem najwyższego zdumienia i niedowierzania na twarzach.
– Co? – spytała Regan suchymi nagle wargami. – Czy nadeszły jakieś wieści o tacie?
– Przed chwilą Jack tu zatelefonował – odparta Nora. – Nie chciał blokować twego telefonu komórkowego. Uważa, iż istnieje duża szansa, że otrzymasz bardzo szybko kolejny telefon.
– O znalezieniu taty i Rosity? – zadała pytanie Regan, przeczuwając jednak, jaka będzie odpowiedź.
– Nie. – Nora zamilkła na moment. – Policja portowa właśnie wyłowiła z East River worek z milionem dolarów.
– O mój Boże – jęknęła Regan zdławionym głosem.
Twarz Nory miała barwę popiołu.
– Jack sądzi, że doszło do jednej z dwu sytuacji. Albo upuścili worek przez nieostrożność – co byłoby dobre – albo z jakichś przyczyn wpadli w panikę, gdyż podejrzewali, że umieszczono w nim urządzenie naprowadzające. Słuchaj, Regan. – Jej ton nabrał ostrości. – Jeżeli dana nam będzie jeszcze jedna możliwość kontaktu z tymi ludźmi, w worku ma nie być nic prócz pieniędzy.
– Mamusiu, jedynym powodem skorzystania z urządzenia naprowadzającego była nadzieja, że oni zabiorą pieniądze tam, gdzie przetrzymują tatę i Rositę. Wiesz o tym.
Wszyscy to wiedzieli, ale Regan widziała ten sam strach na każdej z otaczających ją twarzy; z pewnością malował się on także na jej własnej. Bez względu na to, czy porywacze spartaczyli robotę, czy celowo pozbyli się pieniędzy, fakt ten oznaczał, że jej ojciec i Rosita pozostają w rękach prawdziwych pechowców.
– Pocałowałeś swoją motorówkę na pożegnanie? – zawył C.B, podjeżdżając do Pierwszej Alei. – Nie mogłeś tego zrobić, kiedy czekałeś na Regan Reilly? Miałeś możność całą tę łajbę obsypać pocałunkami!
– Mógłbyś podkręcić ogrzewanie? Chyba się przeziębiłem na tej rzece. – Petey kichnął. – Widzisz?
C.B. uderzył pięścią w kierownicę.
– Miałeś w rękach milion dolarów i wypuściłeś go!
– Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem – rzekł Petey. – Mogłem utonąć, zdajesz sobie z tego sprawę? Czy w ogóle o tym pomyślałeś?
– A ty, czy w ogóle pomyślałeś, że nie mamy pieniędzy, za to na głowie dwoje zakładników i…
– Powinniśmy byli ustanowić fundusz w formie podręcznej kasy na ich wyżywienie. Musiałem się wyżyłować na przeszło sześć dolców za…
– Kasa podręczna! Właśnie straciłeś milion dolarów!
Gardło C.B. już ochrypło od krzyku.
– Wymyślimy sposób, jak je odzyskać – odparł Petey optymistycznie.
– Wobec tego co proponujesz? – spytał C.B., którego głos obniżył się do niepokojąco cichego tonu.
– Dobre pytanie.
– Może myślisz, że powinniśmy zatelefonować do Regan Reilly i powiedzieć jej, jakim jesteś niezdarą?
– Hm.
– Może sądzisz, że powinniśmy wsiąść na ten samolot do Brazylii z pieniędzmi, które wystarczyłyby na tydzień wakacji?