Była już prawie 11.30, gdy Regan wraz z Norą, siedzącą bokiem na tylnym siedzeniu, z nogą w gipsie ułożoną na drugim, zajechały na podjazd ich domu w Summit, w stanie New Jersey. Alvirah i Willy podążali tuż za nimi drugim samochodem.
Alvirah zatelefonowała do Regan zaraz po rozmowie z Jackiem i powiedziała jej o Alvinie Lucku.
– Jack zadzwoni do ciebie, jak tylko go znajdą – obiecała.
Dowiedziawszy się o opowiadaniu Nory, natychmiast zgłosiła się na ochotnika do pomocy w przeszukiwaniu pudeł ze strychu.
Nora, opierając się na kulach, podtrzymywana z jednej strony przez Regan, a z drugiej przez Willy’ego, ostrożnie kuśtykała chodnikiem w stronę domu.
– Kiedy wychodziłam stąd w środę – wyznała, gdy znalazła się już w środku – nie śniłoby mi się nawet, że wrócę tu w takim stanie. I to bez Luke’a – dodała ze smutkiem.
Pogrążony w mroku dom sprawiał przygnębiające wrażenie. Regan szybko pozapalała światła.
– Mamo, jak sądzisz, gdzie będzie ci najwygodniej? – zapytała.
– Po tamtej stronie. – Nora wskazała gestem w kierunku pokoju rodzinnego.
Alvirah nie przeoczyła żadnego szczegółu, towarzysząc Norze w drodze przez salon na tyły domu. Obszerna kuchnia prowadziła do rodzinnego pokoju, pomieszczenia o wysokim stropie. Przyciągało ono przytulnym wyglądem, który stwarzały wygodne kanapy, duże okna oraz prawdziwie imponujący kominek z otwartym paleniskiem.
– Tu jest uroczo – rzekła z podziwem.
Nora dokuśtykała do bujanego fotela. Regan zabrała kule, a gdy matka już się usadowiła, ulokowała jej zagipsowaną nogę na podnóżku.
– Och – westchnęła Nora, odchylając do tyłu głowę. – Trzeba się będzie do tego jakoś przyzwyczaić. – Maleńkie krople potu na jej czole świadczyły o wysiłku, z jakim przebyła krótką odległość po wyjściu z samochodu.
Parę minut później Alvirah z Willym znieśli ze strychu kilka pudeł. Wszystkich pochłonęło szukanie maszynopisu opowiadania lub egzemplarza pisma, w którym je zamieszczono. Nora przypomniała sobie jego tytuł: „Zdążyć do raju”.
– Zdawało mi się, że zachowałam każdą analizę intrygi kryminalnej, wszystkie wersje każdego manuskryptu, każdy szkic powieści, a nawet to, co mi odrzucono w początkowym okresie – komentowała Nora. – Tylko gdzie ono może być?
Podczas gdy wszyscy czworo przeglądali stosy papierów, Alvirah opowiedziała o akcji tropienia Alvina Lucka.
– Trudno mi uwierzyć, że ktoś, kto pracował w domu towarowym jako Święty Mikołaj, mógłby uczestniczyć w czymś takim – powiedziała Nora.
Potem już wszyscy zamilkli. Pół godziny później Regan z Willym znów poszli na strych, żeby przynieść kolejne pudła. Jednak poszukiwania okazały się bezowocne.
O trzeciej przygnębiona Nora orzekła:
– Trzeba to wyraźnie powiedzieć. Jeżeli kopia tego opowiadania jeszcze w ogóle istnieje, to w tym domu na pewno jej nie ma. – Spojrzała na Regan. – A może zatelefonowałabyś do mieszkania Rosity i sprawdziła, jak się miewają chłopcy? Martwię się o nich.
Z tonu głosu Freda Regan zaraz wywnioskowała, że nie dzieje się dobrze.
– Martwią się, że ich mama jest chora – wyznał Regan. – Wszystko, co mogę zrobić, to starać się cały czas czymś ich zająć. Otworzyłem nawet paczkę z książkami, które twoja mama przysłała chłopcom pod choinkę, i je czytałem. To przynajmniej sprawiło chłopcom przyjemność.
– Cieszę się, że dzieciom podobały się te książki – rzekła Nora po wysłuchaniu raportu Freda. – Prosiłam Charlotte z działu dziecięcego księgarni, żeby wybrała odpowiedni zestaw i przysłała mi. – Umilkła na moment. – Zaraz, zaraz. Charlotte dołożyła również kilka całkiem nowych filmów wideo dla dzieci. Miałam zamiar dać je Monie. – Nora wskazała dłonią sąsiedni dom. – Wnuki przyjeżdżają do niej z wizytą w przyszłym tygodniu. – Spojrzała na Regan. – Może zawiozłabyś je Chrisowi i Bobby’emu? Gdybyś miała możliwość rozmawiania z Rositą o czwartej, mogłabyś powiedzieć, że właśnie widziałaś się z jej synkami.
Regan zerknęła na zegarek. Według zapowiedzi porywaczy, następna rozmowa ma się odbyć o czwartej. Droga do domu Rosity zabierze jej nieco ponad piętnaście minut. Cała wizyta z jazdą w obie strony zajmie więc ponad godzinę. A mamie tak zależało, myślała, żebym mogła odebrać telefon od porywaczy przy niej, w domu. Twierdziła, że świadomość, iż jej mąż jest w danej chwili na drugim końcu linii, jakby nieco łagodzi poczucie beznadziejności tej koszmarnej sytuacji.
Alvin Luke i jego matka nie mogli spędzić milszego dnia. To znaczy zanim wrócili do domu i zastali czekających na nich dwóch policyjnych detektywów.
– Czy możemy porozmawiać u państwa w domu? – spytali policjanci.
– Oczywiście, chłopcy, zapraszam – powiedział Alvin.
Pozostając w poczuciu bezpieczeństwa wynikającego z faktu, że prowadził zawsze absolutnie nieskalane życie, był jedynie podekscytowany faktem, że przyszli z nim porozmawiać prawdziwi detektywi. Może coś zdarzyło się w domu handlowym Long’s i potrzebowano tam jego pomocy.
Matka nie podzielała tego podniecenia. Detektywi poprosili o pozwolenie na rozejrzenie się po mieszkaniu i Alvin wyraził zgodę, co matka skwitowała rzuceniem mu wściekłego spojrzenia.
Sal Bonaventure, który wszedł do sypialni Alvina, gwizdnął cicho na widok zbioru książek kryminalnych, zapełniających przy ścianie przestrzeń od podłogi do sufitu. Nad długim stołem, służącym jako biurko, piętrzyły się na półkach stosy rękopisów. Poza komputerem i drukarką na stole leżały tuziny książek i magazynów, w większości najwyraźniej bardzo starych. Koło komputera zobaczył stertę książek Nory Reilly, wiele z nich było otwartych. Bonaventure spostrzegł, że ich strony zostały gęsto upstrzone notatkami.
Sal i jego partner połączyli się z Jackiem Reillym, gdy tylko Alvin z matką przekroczyli prób domu. Polecił im powstrzymać się od ich przesłuchania do czasu jego przybycia.
Święty Mikołaj może być punktem zwrotnym, prowadzącym do całkowitego wyjaśnienia sprawy, pomyślał Sal optymistycznie.
Zapowiadana wcześniej zawieja śnieżna nadeszła w końcu, i to z nawiązką, wtedy gdy Regan parkowała samochód przed domem Rosity. Fred Torres już na nią czekał.
– Powiedziałem Chrisowi i Bobby’emu, że masz dla nich świetne filmy – powitał ją ciepło w drzwiach.
Chłopcy siedzieli na podłodze pośród tuzina porozrzucanych kamiennych kulek do gry. Patrzyli na Regan z pewną dozą nieufności.
– Kiedy twoja mamusia poczuje się lepiej, żeby nasza mamusia mogła wrócić do domu? – spytał Chris.
Stara się być uprzejmy, biedny dzieciaczek, pomyślała Regan, ale zdecydowanie domaga się odpowiedzi.
– Bardzo niedługo – odrzekła, zdejmując odświętny, kolorowy papier z paczki, w której były taśmy wideo. – Tu macie obaj…
Nie dokończyła zdania; nie zauważyła, kiedy chłopcy wzięli prezent z jej rąk. Wpatrywała się bowiem w okładkę jednej z książek, leżących na ławie. Tytuł: „Mała czerwona latarnia morska i wielki szary most” przykuł jej wzrok i przywołał na pamięć falę wspomnień.
Tatku, przeczytaj mi tę jeszcze raz, tylko jeden raz, proszę… Ilustracja na okładce przedstawiała jarzącą się czerwoną latarnię morską. Otworzyła książkę. Na pierwszej stronie widniał wyraźny rysunek mostu Waszyngtona, a pod nim malutkiej latarni morskiej.
Twoja ulubiona książka… Mam czerwono przed oczami…