W głowie Ravna tymczasem dojrzewała inna myśl, przed którą bronił się zaciekle. Jeśli dziewczyna i tak ma umrzeć… dudniły w nim słowa. Jeśli i tak ma umrzeć…
Był tak wzburzony, że gnał na oślep przed siebie. Znajdowali się tuż przy torfowiskach leżących w sąsiedztwie rycerskiego dworu. Nagle poślizgnął się i noga wpadła mu w jakieś zagłębienie. Instynktownie zwolnił uścisk wokół dłoni dziewczyny. Ta zareagowała błyskawicznie. Niczym spłoszona sarna pobiegła przed siebie w stronę zabudowań.
– Tova! – zawołał i zamilkł gwałtownie, jakby trafiony strzałą.
Wymówił jej imię!
Wypełniło go osobliwe, niezwykłe uczucie. Tova… Ile miękkości, jakie pokłady ciepła tkwią w tej dziewczynie… Ściskanie w dołku, które dokuczało mu przez całą powrotną drogę, ustąpiło. Poczuł dziwny zawrót głowy.
Tova zatrzymała się gwałtownie, usłyszawszy jego wołanie. Dźwięczna cisza wibrowała nad torfowiskiem.
Przez chwilę wydawało się, że dziewczyna zawróci, poda mu dłonie, by je skrępował, jeśli zechce, ale wnet ocknęła się i z krzykiem rzuciła się przed siebie, jakby stawką za zwycięstwo w tym biegu było jej życie.
– Nie! – krzyczała. – Nie wrócę, zabijesz mnie, ty potworze!
Śmiertelny strach dodał jej skrzydeł. Słyszała za sobą ciężkie kroki Ravna, domyślała się jego wściekłej desperacji i przerażona szlochała głośno.
Był tuż-tuż, wyciągnięta ręka zacisnęła się w żelaznym uścisku na ramieniu dziewczyny, gdy nagle gdzieś za wzgórzem odgradzającym ich od dworu rozległ się krzyk, nieludzki ryk, jakiego dotąd nigdy nie słyszała.
Zatrzymali się gwałtownie.
– W powietrzu czuć śmierć – wymamrotał Ravn, który zdawał się całkiem zapomnieć, po co jeszcze przed chwilą gonił Tovę. Dziewczyna także stała nieruchomo, całą swą uwagę skupiając na tym, co się przed nią działo. Ale w lesie wszystko gwałtownie ucichło.
Ravn chwycił dziewczynę za ramię i poprowadził na szczyt, skąd widać było drogę prowadzącą do Grindom.
W tym miejscu poprzedniego dnia ujrzeli grupkę jeźdźców kierujących się w stronę fiordu. Teraz dostrzegli większą gromadę zbrojnych przejeżdżających przez las, ale ciągnącą do dworu rycerskiego.
– To Grjot! – odezwał się Ravn z niedowierzaniem. – Poznaję po barwach końskich okryć. Co on tam robi?
– W słońcu błyskają tarcze i miecze – jęknęła Tova. – Powiedz, Ravn, coś ty rozpętał?
– Porwanie dziewicy na nowo rozjątrzyło starą nienawiść. To nie moja wina!
– Och, biedny ojciec! – jęknęła żałośnie. – Muszę mu pomóc, zawiadomić, że żyję i…
– Chyba nie wiesz, co mówisz – warknął i pociągnął ją ścieżką w dół. – Grjot przybył tutaj i czeka, abym wykonał zadanie.
Tova w desperacji wymierzyła mu siarczysty policzek
– Pozwól mi odejść! – zawołała. – Jakie znaczenie ma to, czy wykonałeś swoje zadanie? I tak wkrótce dojdzie do wojny.
– Nie mam pojęcia, co tu sprowadza Grjota, ale nigdy go jeszcze nie zawiodłem.
Znów poczuł ściskanie w dołku, zbierało mu się na mdłości Czuł się tak, jakby wypełniała go miażdżąca pustka.
Grjot rozkazał… Muszę mu być posłuszny… Jestem wyćwiczony, silny, zimny, pozbawiony uczuć. To dla mnie drobnostka… i tak nie mogę znieść tej nędznej istoty.
Wydawało mu się, że jego twarz przybiera bladozieloną barwę.
Jedną rękę położył Tovie na karku i ścisnął mocno, a drugą sięgnął po nóż.
Nie, jeszcze za wcześnie, jeszcze za daleko stąd do dworu. Nie bez ulgi zsunął dłoń z rękojeści noża. Potrzebował jeszcze trochę czasu, by przygotować się do tego, co miało się zdarzyć. Wiedział, że wówczas pójdzie mu jak z płatka.
Ale Tova nie zamierzała opuszczać bez walki ziemskiego padołu Szybkim ruchem wyszarpnęła mu nóż i rzuciła jak mogła najdalej we wrzosowiska. Ravn wrzasnął i zacieśnił uścisk na jej szyi. Tova zaczęła się szarpać i walczyć niby dzikie zwierzę. Kopała, drapała, darła mu ubranie, a gdy ugryzła go w rękę, zaklął głośno.
Ale oczywiście siłą nie dorównywała Ravnowi. Mimo że podrapała mu twarz aż do krwi, powalił ją w końcu w trawę.
– Potwór – syknęła, a jej oczy ciskały błyskawice.
Jej opór rozwścieczył Ravna. Bolały go pokopane nogi, kaftan miał w strzępach. Z jeszcze większą nienawiścią spojrzał z góry na twarz Tovy. Jej pierś podnosiła się i opadała ciężko po stoczonej walce.
Chciał rzucić jej kilka upokarzających słów, ale szyderczy uśmiech zgasł nagle na jego ustach.
Jakaż ona piękna, gdy tak się gniewa, przyszło mu na myśl. Ale nie tylko jej uroda go zafascynowała. Dostrzegł w tej młodej kobiecie coś nieznanego, coś, czego nie mógł ogarnąć rozumem, a co poruszało najczulsze struny w jego sercu, uczucia, o których nie miał pojęcia, że w nim tkwią. Być może urzekła go jej odwaga i siła, a może kobieca delikatność. Nie miał pojęcia. Z taką desperacją walczyła o życie, i to nawet z niezłym skutkiem! W jednej chwili przywołał z pamięci poprzedni wieczór, kiedy okazała mu tyle serca i tak niepokoiła się tym, że jest przemarznięty. Wtedy jej oczy patrzyły inaczej. Wyrażały troskę, której nikt mu do tej pory nie okazał. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo za czymś takim tęskni.
A on, naiwny, sądził, że to, co czynił dla niego Grjot, powodowane było troską.
– Proszę cię, Ravn – prosiła Tova żałośnie. – Pozwól mi żyć!
Ale oczy wojownika nabierały z wolna nowego wyrazu, jakby jego myśli otuliła szczelnie jakaś zasłona. Tova już wcześniej dostrzegła to spojrzenie i wiedziała, że nie zapowiada niczego dobrego. Ravn przestawał myśleć i pozwalał, by kierowały nim wyłącznie emocje.
Szeptał coś do siebie i gdyby Tova chciała, wyczytałaby z jego ust słowa:
„Teraz, kiedy i tak umrze…”
Ravn dał się ponieść namiętności.
Czuł ciepło jej drobnego ciała, znów wróciło owo przyjemne odrętwienie i ociężałość, z wolna narastało podniecenie, niecierpliwość, tęsknota, pożądanie…
Kilka kosmyków pięknych włosów dziewczyny zaplątało się we wrzosy i lśniło w słońcu niczym złoto. Ledwie się opanował, by ostrożnie ich nie wyplątać. Nie wolno mu jej dotknąć, to niebezpieczne, powtarzał mu szeptem jakiś wewnętrzny głos. Grjotowi raczej nie przypadłoby to do gustu, zawsze…
A właściwie co ma do tego Grjot? Zapewne nigdy nie odczuwał tego, co czuł w tej chwili Ravn. Nigdy pewnie nie przeżywał takiej rozterki.
Wszystko to było dla Ravna nowe i wydawało mu się, że nikt przed nim niczego podobnego nie doznawał. Przerażało go to i wabiło na nieznany grunt.
– Skoro i tak masz umrzeć… – powiedział głośno.
ROZDZIAŁ V
– Skoro i tak masz umrzeć… – powtórzył po chwili.
Tova, zrozumiawszy, co ma na myśli, popatrzyła na niego rozszerzonymi z przerażenia oczami,
– Nie, Ravn! Nie możesz się dopuścić takiej podłości! – zaprotestowała zdecydowanie, ale jej drżący głos zdradził, jak bardzo się boi.
– Nie mogę? – zaśmiał się szyderczo, przyciskając ją mocniej do ziemi. – Z mojej strony to żadna podłość, przecież marzyłaś o mężczyźnie! Nie chcesz się przekonać, jak to jest naprawdę? Ten jeden jedyny raz, nim umrzesz?
– Nie z tobą, gadzie!
Tova dostrzegła nagłą zmianę w wyrazie jego twarzy. Z trudem zapanowała nad sobą, kiedy poczuła na piersi jego dłoń, ale uświadomiła sobie w nagłym przebłysku, że tylko spokój i kobieca przebiegłość pomogą jej cało wyjść z opresji.
Siląc się więc na obojętność, spytała:
– A jednak nie potrafisz mi się oprzeć, Ravn? Naprawdę jesteś taki słaby?