– Proszę, nic nie mów moim rodzicom! Może nikt mi się nie oświadczy i prawda nigdy nie wyjdzie na jaw?
Borghild, w duchu powątpiewając w taką możliwość, zapewniła dziewczynę, że od niej nikt się niczego nie dowie.
Przyniosła wodę i przygotowała czyste ubrania, a Tova w tym czasie usiłowała rozczesać włosy.
– Ale ten nikczemnik musi ponieść zasłużoną karę! Bez chwili wahania zabiłabym go jak psa – odgrażała się służąca.
Grzebień w dłoniach dziewczyny pękł z głośnym trzaskiem.
– On uratował mi życie, Borghild – odpowiedziała zamyślona. – Pozwolił mi odejść.
– Tak, po tym jak zhańbił panienkę. Doprawdy wątpliwa przysługa.
Tova pogrążyła się w dławiącym smutku. Wiele by uczyniła, by wymazać z pamięci mężczyznę o imieniu Ravn.
Oblężenie rycerskiego dworu zostało przerwane jeszcze tej samej nocy, bo gdy w szeregach zabrakło Grjota, nie było komu zagrzewać drużynników do walki. Ponurzy, ze zwieszonymi głowami wracali do Grindom, niosąc na noszach rannego pana oraz jego najlepszego wojownika. Wszystkich trapiła ta sama myśclass="underline" Kto wmieszał się w spór między dwoma właścicielami potężnych dworów?
Wiosna minęła i nastało lato. Rycerz nie dowiedział się od swej ukochanej córki, kim był mnich, który ją uprowadził. Pozostawiony list stanowił jednak niezbity dowód, że to Grjot ukartował porwanie.
Tova wszystkim podawała to samo wyjaśnienie, którym z początku próbowała zamydlić oczy Borghild. Tłumaczyła, że zdołała zbiec, podkreślając za każdym razem, że porywacz uratował jej życie, a potłukła się przedzierając przez nierówny teren.
Borghild wodziła za swą młodą panią zatroskanym spojrzeniem. Tova nie do końca rozumiała jej badawczy wzrok, czuła jedynie, że służąca naprawdę się o nią martwi.
Tę zaś najbardziej niepokoiła apatia dziewczyny, rażąco kontrastująca z jej wcześniejszą witalnością.
A Tova?
Trwała zawieszona gdzieś między codziennymi obowiązkami a nawiedzającymi ją znienacka koszmarami. W nocy dręczyły ją także dziwne, ponure sny, które ciągle kończyły się tak samo. Budziła się z wyrzutami sumienia, z walącym sercem, przerażona tym, co się stało.
W ciągu dnia pracowała ile sił, by odsunąć od siebie natrętne wspomnienia.
Ciągle jednak łapała się na tym, że rozmyśla o mężczyźnie, którego starała się wymazać z pamięci. Kiedy utkała obrus, zapragnęła, by Ravn go obejrzał. Zastanawiała się, co by powiedział, gdyby widział, jak pomaga w kuchni czy w polu. Bez przerwy był obecny w jej myślach, wyobrażała sobie, że stoi z boku i na nią patrzy. To ją przerażało.
Bo jednocześnie nagromadziło się w niej tyle goryczy, rozczarowania i pogardy, że nie potrafiła się z tym uporać.
Do kościoła chodziła tak często, jak tylko miała okazję, ale spowiedź przysporzyła jej wielkiego kłopotu Nie zdobyła się na to, by opowiedzieć o wszystkim, co się zdarzyło w ciągu tych dwóch dni w górach. Wielokrotnie jednak prosiła księdza, by pomodlił się o „duszę prześladowcy”, zatajając jego imię.
Jej plany co do przyszłości z każdym dniem przybierały coraz bardziej realne kształty. W końcu nadarzyła się okazja, by się nimi podzielić z ojcem.
Którejś nocy – niedługo po świętym Janie – przebudziła się jak zwykle dręczona sennym koszmarem i usłyszała stłumione głosy na dworze.
Od razu wstała, mimo że śmiertelnie bała się duchów, i ostrożnie uchyliła okienko.
Ale na zewnątrz panowała cisza, nie dostrzegała też niczego niepokojącego. Niewielka ponura chata stała pogrążona w mroku, strzegąc swej tajemnicy.
Zaraz jednak Tova dostrzegła jakieś poruszenie. Noce nie były już tak jasne, więc widziała tylko przesuwające się cienie. Kiedy jednak wytężyła wzrok, zauważyła, że ktoś wychodzi z chaty. Sylwetka i chód wydały jej się znajome, ale zupełnie nie mogła sobie uświadomić, gdzie i kiedy mogła widzieć tę postać, która szybko ukryła się w mroku.
Postanowiła porozmawiać z ojcem, jak tylko wstanie świt. Teraz za żadne skarby nie wyszłaby z chaty, w której mieszkała sama, odkąd siostry powychodziły za mąż. Drzwi były tylko jedne, na wprost ponurego budynku, Tova nie miała tyle odwagi, by tamtędy przejść.
Następnego dnia okazja do rozmowy z ojcem nadarzyła się dopiero, kiedy rycerz Gudmund obudził się z poobiedniej drzemki. Na ogół o tej porze najlepiej się z nim gawędziło. Był wówczas wypoczęty i w dobrym humorze.
– Jesteś, córeńko – odezwał się przyjaźnie. Ojciec nie mógł się pogodzić z tym, że jego ukochana córka dorasta, i ciągle zwracał się do niej tak, jakby była małą dziewczynką.
– Co się z tobą dzieje? Całkiem opuściła cię radość życia. Zeszczuplałaś, masz sińce pod oczami. Powiedz, czy nadal dręczą cię złe wspomnienia?
– Na pewno z czasem ustaną.
Rycerz Gudmund, mimo upływu lat nadal bardzo przystojny, prezentował się wspaniale nawet nie ogolony i potargany. Poprosił Tovę, by usiadła na łóżku, i objął ją ramieniem.
– Jeśli pozwolisz mi dopaść tego nikczemnika, dostanie, na co zasłużył.
– Ależ, ojcze, on przecież otrzymał rozkaz, żeby mnie zabić, a jednak puścił mnie wolno.
– A więc zostanie ukarany Grjot… Na razie jednak wolałbym nie wywoływać waśni między naszymi dworami, bo i bez tego dość mam zmartwień. Krążą pogłoski, że zostanie tu przysłany duński gubernator. Martwi mnie, co wówczas stanie się z nami? Zresztą Grjot podobno jest poważnie chory. Ponoć rana, jaką odniósł wtedy w lesie, nie chce się zagoić. Twierdzi, że musiałaś widzieć napastnika. Czy to prawda, córko?
Tova spuściła głowę.
– Widziałam tylko, jak Grjot osunął się trafiony, ale… nie zauważyłam sprawcy.
Matko Najświętsza, wybacz mi to kłamstwo!
– Powiedz, córeńko, jak to się stało, że byłaś świadkiem tego zdarzenia?
– Przypadkowo. Uciekałam do domu i po drodze natknęłam się na nich – wykręciła się dziewczyna.
Rycerz Gudmund przez długą chwilę nie spuszczał badawczego wzroku ze swej najmłodszej córki. Nic dziwnego, że ją tak kochał. „Czarna śmierć” zabrała mu trzech synów, a starsze córki były już prawie dorosłe, kiedy Tova przyszła na świat. Była jego jedyną nadzieją na to, że w przyszłości dwór nie dostanie się w obce ręce.
– Wobec tego wyślę do Grjota posłańca z wiadomością, że nie widziałaś, kto go zranił. Powiem też, iż sądziłaś, że zginął, bo inaczej na pewno udzieliłabyś mu pomocy. Ale… zdaje się, że chciałaś o czymś ze mną pomówić?
Tova opowiedziała o tym, co zdarzyło się w nocy.
– Wydaje ci się więc, że widziałaś już kiedyś tego mężczyznę? W takim razie to nie upiór, jak sobie wcześniej wmawiałaś. Ale wiesz dobrze, że sprawdziliśmy tę chatę. To prawda, że klucz przepadł w tajemniczych okolicznościach, gdyby jednak ktoś tamtędy chodził, pozostawiłby po sobie ślady. Øystein zaglądał do środka przez szparę i nie zauważył niczego podejrzanego.
Øystein, młody parobek, służył na dworze jako posłaniec Krążyły plotki, że jego prawdziwym ojcem jest rycerz Gudmund, a nie Arne Øysteinsson, ale Tova nie dawała temu wiary. Nigdy nie lubiła Øysteina, szczególnie raził ją bezczelny ton, jakim się do niej zwracał ostatnimi czasy.
Ojciec traktował go tak samo jak innych, a przecież gdyby plotki okazały się prawdą, właśnie on byłby spadkobiercą rycerskiego dworu. Nie, to niemożliwe, zresztą nie mogła sobie wyobrazić, by jej ojciec chciał mieć cokolwiek wspólnego z matką Øysteina, brudną plotkarą. Poza tym Tova była pewna, że jej dumna matka nie tolerowałaby obecności nałożnicy ojca na dworze. Plotki zresztą pojawiły się stosunkowo niedawno.