Выбрать главу

W głowie kłębiły mu się myśli i obrazy. Okrutne słowa kobiet… niewiasta osłaniająca swe dziecko, jakby w odruchu obronnym… uwiedziona dziewczyna, samotna i pełna rozpaczy, rzucająca się w głębiny. Chociaż jej nie znał, los porzuconej tak bardzo go poruszył, że chętnie by zadźgał nikczemnika, który wpędził ją w takie kłopoty. Niejasno uświadamiał sobie, że kiełkuje w nim nienawiść do pana Grjota.

Wstrętny stary cap! ciskał w myślach obelgi, wciąż nie uświadamiając sobie, skąd wziął się w nim nagle taki sprzeciw.

Zamyślony bawił się nożem.

Śmierć, ciągle śmierć! Czy w jego życiu na nic innego nie ma miejsca?

Dziewczyna, która popełniła samobójstwo, dziecko, które nigdy…

Ravn oddychał głęboko, ale ucisk w piersi nie chciał zelżeć.

Instynktownie skierował się ku stajni i mimo późnej pory zaczął siodłać konia.

– Wracasz od starego? – usłyszał nagle jakiś głos. To Fredrik wszedł niepostrzeżenie i z fałszywym uśmiechem na ustach stanął naprzeciwko Ravna. – Co z nim? Rychło umrze?

– Nie sądzę – odparł zapytany. – Czyżbyś na to liczył?

– Ja? – Fredrik zrobił zdziwioną minę i dodał przymilnie: – A cóż bym zyskał na jego śmierci? To ty zawsze byłeś jego pupilem! Ravn, wielki wojownik, który wprawdzie usiłował, ale jeszcze nikogo nie zabił.

Ravn obrzucił natręta lodowatym spojrzeniem, nie do końca pewien jego intencji, i rzekł złowieszczo:

– Może teraz spróbuję?

Fredrik nie odpowiedział, bo nagle zaczęło mu się bardzo śpieszyć. Ravn tymczasem z ciężkim sercem rozmyślał nad swoją sytuacją. Rana w boku, gdzie utkwiła strzała, szybko się mu zagoiła. Grjot miał znacznie mniej szczęścia. No, ale może to też i sprawa wieku?

Nagle wojownik stwierdził, że jest już zbyt późno, by wybierać się w drogę.

Jednak gdy tylko wstał brzask, nim ktokolwiek z mieszkańców Grindom zdołał się obudzić, dosiadł wierzchowca i ruszył galopem na wschód.

ROZDZIAŁ VII

Kiedy Ravn dotarł do dworu rycerza, dowiedział się, że gospodarz udał się do kościoła. Zapytany, czy wobec nieobecności Gudmunda chce się spotkać z panią, wojownik zaprzeczył gwałtownie.

– Czy rycerz pojechał sam? – spytał.

– Nie, jest razem z najmłodszą córką – odpowiedział parobek, zdziwiony nagłym grymasem na twarzy obcego. Czyżby to miał być uśmiech? zastanawiał się. Czy ten człowiek w ogóle potrafi się śmiać? Nie, chyba jednak coś go rozzłościło.

Ravn tymczasem zawrócił konia i pogalopował czym prędzej do doliny w stronę kościoła.

Tova siedziała w ławce rodzinnej tuż przy ołtarzu i walczyła z ogarniającą ją sennością. W głębokim poczuciu winy przyznała przed samą sobą, że nie znajduje w sobie tyle żarliwej wiary, by dla niej porzucić ziemskie uciechy.

Ale nie miała wyboru, skoro nie chciała opowiedzieć ojcu prawdy.

Kącikiem oka dostrzegła wysoką postać, kierującą się do ławki po przeciwnej stronie, gdzie siedzieli nieliczni zgromadzeni mężczyźni, ale nie zainteresowała się, kto to taki.

Ksiądz odprawiał mszę po łacinie, więc niewiele rozumiała. Ministranci raz po raz odpowiadali piskliwymi głosikami. Udział wiernych w modlitwach sprowadzał się do jednostajnego pomrukiwania, które brzmiało niezbyt inspirująco. Monotonne śpiewy nie przywodziły bynajmniej na myśl anielskiego chóru.

Tova poczuła na sobie wzrok przybysza. Lekko zakłopotana obejrzała się za siebie, ale natychmiast odwróciła głowę. Serce załomotało jej w piersi, a całe ciało jakby zdrętwiało. Na przemian zalała ją fala gorąca i zimna.

Ravn? myślała gorączkowo. Co on tu robi? W kościele?

Ponownie zerknęła na niego. Patrzył prosto na nią, a jego twarz wydawała się niczym wykuta w kamieniu. Upuściła chusteczkę na podłogę i szybko pochyliła się, by ją podnieść. Ojciec posłał jej zdziwione, acz ostrzegawcze spojrzenie. Wszak takie zachowanie nie przystoi w kościele.

Msza ciągnęła się w nieskończoność. Chłodne wnętrze kościoła nagle wydało się dziewczynie duszne i gorące.

Po raz kolejny popatrzyła ukradkiem na Ravna. Ubrany był inaczej niż wtedy w górach. Miał na sobie purpurową pelerynę zarzuconą na kaftan ze złoconej skóry. Spod czarnych gęstych włosów wyzierała opalona twarz, oczy w oprawie czarnych rzęs lśniły szarozielonym blaskiem.

Kiedy znów na nią spojrzał, Tova pospiesznie odwróciła wzrok.

Po co tu przyjechał? Czego chciał? Na nowo rozdzierać rany, które z wolna zaczynały się zabliźniać?

„Nienawidzę cię, Tovo córko Gudmunda, jak nikogo na świecie. Uciekaj do domu, zniknij mi z oczu!” Wrogie słowa, rzucone na pożegnanie, na nowo zabrzmiały w uszach dziewczyny.

Wreszcie nabożeństwo dobiegło końca. Tova wstała z ławki i z przerażeniem popatrzyła na swe drżące dłonie, ledwie zdolne utrzymać chustkę.

Wierni powoli kroczyli ku wyjściu.

Na schodach Tova znalazła się tuż obok Ravna. Ojciec dziewczyny szedł przodem i rozmawiał ze znajomym.

– Muszę z tobą pomówić – mruknął Ravn.

– Po co? – spytała równie cicho, nie podnosząc wzroku. – Chcesz mi zadać śmiertelny cios?

Nie odpowiedział.

– Właściwie przybyłem do twego ojca. Przysyła mnie pan Grjot. W pokojowych zamiarach.

– Dobrze, powiem mu o tym – rzekła Tova, nie bardzo wierząc w uczciwość przybysza. Zwracając się w stronę ojca, zawołała: – Ojcze, ktoś pragnie z tobą porozmawiać! Zdaje się, że to ważna sprawa.

Rycerz uśmiechnął się do niej z roztargnieniem i rzucił mimochodem:

– Niech poczeka chwilę, muszę najpierw zajrzeć na plebanię. Ksiądz już mnie tam oczekuje. Drogie dziecko, po raz pierwszy od dawna widzę blask w twoich oczach. Ale dlaczego jesteś taka przestraszona? Rzeczywiście, nasz duszpasterz mówił dziś głównie o sądzie ostatecznym i wiecznym potępieniu, ale ty przecież nie znasz łaciny.

– Ojcze, ja…

– Zabaw go, póki co, na pewno świetnie sobie poradzisz. O! Widzę księdza.

– Ale ojcze…

Za późno. Rycerz ruszył pośpiesznie w stronę plebanii, a Tovie nie wypadało za nim biec.

Zabawić Ravna, cóż za ironia!

Z ociąganiem zawróciła w stronę schodów.

– Ojciec przyjdzie za chwilę – powiedziała, nie mając odwagi podnieść oczu. Jednak widok długich nóg Ravna bynajmniej nie podziałał na nią uspokajająco. Obróciła się więc gwałtownie i zaproponowała: – Poczekajmy przy dzwonnicy.

Ravn szedł za nią, mijając grupki zajętych rozmową wiernych. Dziewczyna czuła na plecach jego wzrok, ale starała się zachować spokój i udawała obojętność. Nie przejmowała się, co pomyślą sobie ludzie, przeciwnie. Podniecała ją myśl, że wszyscy widzą ich razem.

– Czy… były jakieś następstwa? – spytał nieoczekiwanie.

Tova wzdrygnęła się. Smutny uśmiech na twarzy i bolesna rezygnacja w oczach uzmysłowiły mu, że wyraził się zbyt obcesowo.

– Wiesz, co mam na myśli – syknął zirytowany.

Stłumiła westchnienie i odpowiedziała:

– Nie takie, o jakich myślisz.

Tova domyślała się, że przyczyną niespokojnych spojrzeń, jakie posyłała jej Borghild, była właśnie obawa o skutki gwałtu. Jednak służąca nie miała tyle odwagi, by porozmawiać z dziewczyną na ten temat. Ostatnio zaś Borghild wyraźnie się uspokoiła.

Ravn, który nie odznaczał się szczególną wrażliwością, nie bardzo wiedział, jak zareagować na tę wiadomość.

Zatrzymali się przy stopniach dzwonnicy i usiedli, zwracając się twarzą w stronę opuszczonej zagrody.

Tova siadła o stopień niżej. Odgrodzili się od spojrzeń rozmawiających na dziedzińcu parafian, równocześnie nie tracąc z oczu ścieżki prowadzącej na plebanię, którą miał nadejść rycerz.