Poczuła na plecach lodowaty dreszcz, choć pogoda była słoneczna.
– Powiedziałeś mu…?
– Sam się domyślił, przecież było widać.
– Bzdura! Czy dlatego zapytałeś mnie o skutki tamtego dnia? Grjot ci kazał?
Ravn zwlekał przez chwilę z odpowiedzią.
– Oczywiście – rzucił kąśliwie. – Chciał wiedzieć, czego się spodziewać.
Ale Tova poznała po nim, że kłamie. I uznała, że nie wolno jej zniszczyć tego drobnego ludzkiego odruchu okazanego przez okrutnego wojownika.
Wyprostowała więc plecy i oznajmiła:
– W takim razie moja decyzja jest nieodwołalna. Muszę skryć się za klasztornym murem, czy tego chcę, czy nie.
Ravna ogarnęło uczucie, jakby tonął. Przeklęta diablica! Czy zawsze musi go doprowadzać swym zachowaniem do takiego stanu, że traci pewność siebie? Zatęsknił nagle za swą chatą obok stajni, z dala od kobiety, której nie pojmował.
Długo siedział pogrążony w milczeniu. Tova intuicyjnie odgadywała, że zmaga się sam ze sobą i nie jest mu łatwo. Czekała jednak cierpliwie, widząc, że wyraźnie chce ją o coś zapytać.
W końcu wykrztusił:
– Chyba… chyba możesz trochę się wstrzymać z tym klasztorem? Mam przyjaciela, który potrzebuje twojej pomocy.
– Kto, pan Grjot? Dziękuję, ale nie!
– Nie, nie chodzi o Grjota – przerwał jej zniecierpliwiony i zdarł liście z ułamanej brzozowej gałązki. – Chodzi o to, że… otrzymałaś takie staranne wychowanie, wiesz, jak należy się zachować w różnych sytuacjach… – urwał.
– Tak? – odezwała się zachęcająco.
– Ten człowiek potrzebuje pomocy – powiedział z wysiłkiem. – Jest mu bardzo ciężko i…
Czy ty myślisz, że ja nic nie rozumiem, Ravn? roześmiała się w duchu.
– Bardzo chętnie pomogę twojemu przyjacielowi – oznajmiła ciepło, a jej serce napełniło się radością. – Póki nikt nie zmusza mnie do małżeństwa, klasztor może trochę poczekać. W przeciwnym razie będę musiała działać szybko.
– Postaram się powstrzymać Grjota – obiecał Ravn. – Zresztą czuje się tak źle, że nie jestem pewien, czy w ogóle z tego wyjdzie.
– Z powodu rany… jaką mu zadałeś?
– Tak – odrzekł krótko.
Spontanicznie położyła dłoń na jego dłoni. Czuła, że zadrżał, jakby walczył ze sobą, czy odsunąć rękę, czy udawać, że nie zauważył tego drobnego gestu.
– Czy mogłabym spotkać się z twoim przyjacielem? – zapytała złośliwie.
– Nie, to niemożliwe! – odparł pośpiesznie, cofając dłoń. – Ale ja mu przekażę wszystkie twoje słowa.
– Dlaczego jest mu ciężko?
– Ech, to dość zawikłana historia. Żył w samotności… Nie wie, jak odnosić się do ludzi. Nie może spać, stracił apetyt… Myślę, że ma chorą duszę.
– Pomogę mu wyzdrowieć, obiecuję – rzekła łagodnie Tova. – Jeśli tylko potrafię. O, idzie ojciec. Porozmawiamy o twoim przyjacielu później. O ile zechcesz mnie widzieć – zakończyła z nieśmiałym uśmiechem.
– Obawiam się, że przez najbliższe dni spotykać mnie będziesz dość często – oświadczył, wstając. – Otrzymałem rozkaz, by sprawdzić dokładnie, co podejrzanego dzieje się na rycerskim dworze.
– Nie musimy wchodzić sobie w drogę – uśmiechnęła się Tova. – Wiem dobrze, co o mnie sądzisz. Kiedy widzieliśmy się ostatnio, wyraziłeś się na ten temat aż nadto dosadnie.
– Ty także. Dobrze zapamiętałem twoje współczucie i pogardę.
– Nic się nie zmieniło, nadal mnie nienawidzisz. Przynajmniej wiem, że choć w tym względzie jesteśmy zgodni.
– I bardzo dobrze – zakończył Ravn.
Rycerz Gudmund szedł ścieżką prowadzącą od plebanii. Podniósł wzrok i na moment zwolnił kroku, bo to, co ujrzał, nie na żarty go zaniepokoiło.
Jego ukochana córka, Tova, rozmawiała z wysokim mężczyzną. Było coś groźnego w mrocznej postaci nieznajomego, jakby dopiero co wyłonił się z doliny cieni. Rycerz odniósł wrażenie, że rozmawiają ze sobą niezbyt przyjaźnie, chociaż mężczyzna pochylił się nad dziewczyną, a ona patrzyła mu prosto w twarz. Na widok tych dwojga jego serce napełniło się lękiem. Dlaczego stoją tak blisko siebie? Przynajmniej o pół kroku za blisko!
Gdyby nie to, że pewien był, iż widzą się po raz pierwszy, odniósłby wrażenie, że się bardzo dobrze znają.
Kiedy odwrócili się w jego stronę, rycerz wzdrygnął się z lękiem i lodowaty dreszcz przebiegł mu po plecach. Znał tego człowieka! Spotkał go przed kilkoma laty i nie raz słyszał, co o nim mówią. Wojownik Grjota, zabójca, najgroźniejszy i najbardziej bezwzględny ze wszystkich. Co on tu robi? Jego obecność nie wróży nic dobrego.
– Ojcze, to jest posłaniec od pana Grjota. Przybywa w pokojowych zamiarach.
– W takim razie witam! – rzekł rycerz i wyciągnął rękę do przybysza. – Mam nadzieję, że moja córka zajęła się wami, panie. Co prawda jest z natury dość porywcza i czasami zdarza się jej powiedzieć coś nieodpowiedniego, ale kierują nią szlachetne pobudki.
Mimowolnie Ravn przypomniał sobie chwilę, kiedy przebudził się w opuszczonej górskiej zagrodzie i zobaczył przy sobie Tovę, zhańbioną i upokorzoną, zalaną łzami z jego powodu, ale pełną nieśmiałej troskliwości. Wtedy coś w nim pękło, ale nie potrafił sobie do końca tego uświadomić i zrozumieć. Ponieważ nigdy nie nauczył się prosić o wybaczenie, nie zdołał wydobyć z siebie niczego poza niewyraźnym mruknięciem.
Pośpiesznie wyjawił sprawę, z którą przybył.
– A więc to tak – zamyślił się rycerz. – Wy także coś zauważyliście? No cóż, Tova wspominała o tajemniczych zjawach, jakie widywała nocami, inni także opowiadali to i owo, ale… Chodźmy już, wracajmy do dworu!
Podeszli do koni i rycerz poprosił Ravna, by pomógł wsiąść Tovie na niewygodne damskie siodło.
Oboje zesztywnieli. Ravn nigdy nie służył damie pomocą. Pierwsza lekcja, pomyślał z goryczą i ująwszy dziewczynę w pasie, podniósł do góry.
Jaka ona lekka, pomyślał, z wrażenia nawet nie zauważając, jak zadrżała, gdy jej dotknął.
Ich oczy spotkały się na krótką chwilę. Tova zarumieniła się i szybko odwróciła głowę.
– Dziękuję – wyszeptała zakłopotana.
Jechała z tyłu, mogła więc do woli podziwiać wspaniałą sylwetkę Ravna.
Mężczyźni prowadzili tymczasem rozmowę.
– Mam pewne wytłumaczenie tego, co się dzieje – mówił rycerz Gudmund – skoro i w Grindom mają miejsce równie tajemnicze wydarzenia. Słyszałem też, że ktoś wtrącił się w spór między nami wtedy, gdy została uprowadzona Tova. Słyszeliście, panie, o tym?
– Tak – odparł Ravn bezbarwnie.
– Doszły mnie wieści, że matka króla, Margaretha, planuje oddać poszczególne regiony naszego kraju pod rządy namiestników. Przypuszczam, że obawiają się oni siły i władzy właścicieli potężnych dworów w Norwegii i dlatego rozesłali swych zauszników, żeby nas ze sobą skłócić. Wiadomo bowiem, że łatwiej przejąć władzę nad zwaśnioną społecznością.
– Niemal im się powiodło – przyznał Ravn po chwili zastanowienia. Przemilczał, że to chorobliwa żądza władzy Grjota wywołała konflikt. Rozmawiając z rycerzem zupełnie zapomniał o matce Tovy, którą już kiedyś spotkał, i to w szczególnych okolicznościach.
Piekło wybuchło, kiedy dotarli na miejsce.
Ravn został zaproszony do sali rycerskiej, gdzie nakryto stół dla powracających z kościoła mieszkańców dworu.
– Mamy z sobą gościa, żono – oznajmił rycerz. – To… Ależ moja droga, co się z tobą dzieje?
– To on! To właśnie mnich, który uprowadził Tovę!
A więc to tak! Jednak się znali!
Rycerz popatrzył ostro na Ravna, który stał jak wrośnięty w ziemię. Jego twarz nie zdradzała najmniejszej emocji, ale był wściekły na siebie, że zachował się tak nieostrożnie.