A to dopiero! pomyślała nie bez złośliwej satysfakcji. Ta zarozumiała dewotka Sigrid nie znalazła łaski w oczach duchownego!
Kiedy Tova wyszła na dziedziniec, przebrany za zakonnika Ravn wielce się zadziwił, gdyż dopiero teraz dokładnie przyjrzał się córce rycerza Gudmunda. Przecież to nie jest dziecko, pomyślał zaskoczony, to dorosła już prawie panna o promiennej urodzie, pąk najpiękniejszego kwiecia, który wnet zacznie rozkwitać. Jasne włosy dziewczyny lśniły w promieniach słońca, cera wydawała się tak delikatna jak płatki róży, a spojrzenie pięknych, dużych oczu wyrażało coś więcej aniżeli tylko naiwność. Ale co? Ciekawość? Apetyt na życie? A może mądrość, choć to przecież niemożliwe u kobiety. I poczucie humoru, choć akurat na ten temat Ravn niewiele wiedział, gdyż w swym życiu nie spotykał wesołych ludzi.
Zorientował się, że wpatruje się nieprzyzwoicie długo w dziewczynę, i pośpiesznie spuścił wzrok. Odwrócił się na pięcie i dał znak Tovie, by podążyła za nim.
Nie mógł jednak opanować wzburzenia. Dlaczego nikt go nie uprzedził, że dziewczyna jest już prawie dorosła? Może Grjot ani Fredrik nie zdawali sobie z tego sprawy?
W milczeniu szli drogą w dół i skręcili w dukt prowadzący do doliny. Zniknął im z oczu dwór rycerza i zagrody położone w górach.
Tova posuwała się kilka kroków za mnichem, który stawiał zdecydowane, a przy tym pośpieszne i niecierpliwe kroki. Bez trudu jednak za nim nadążała. Dziwiła się tylko, patrząc na jego stopy. Zawsze sądziła, że zakonnicy chodzą w sandałach, nie w ciężkich butach ze skóry.
W lesie było pięknie, podszycie bieliło się od przebiśniegów, ale on parł przed siebie, jakby tego nie zauważając. Dziewczynę ekscytowała świadomość, że idzie oto leśną drogą razem z mężczyzną. Oczywiście szkoda, że ten mężczyzna jest mnichem, choć mnich mnichowi nierówny, pomyślała rozbawiona, przypomniawszy sobie twarz, która mignęła pod kapturem. Nie zdążyła się wprawdzie przyjrzeć dokładnie, ale wydała jej się wyjątkowo urodziwa. Znacznie bardziej pociągająca niż twarze mężczyzn z najbliższego otoczenia. Lodowate oczy zalśniły jakimś takim osobliwym blaskiem. Zęby błysnęły bielą, gdy wykrzywił usta w gniewnym grymasie. Poza tym ten jego niezwykły głos, daleki od pokory, wprawiał w wibracje każdy nerw jej ciała…
Nagle mnich zboczył z drogi i zachrypniętym głosem nakazał jej, by podążyła za nim.
– Ale ta droga prowadzi do letnich zagród w górach – powiedziała dziewczyna zdezorientowana.
– Musimy zabrać coś po drodze – odburknął nieuprzejmie. – To niedaleko.
– Czy moja mama wie o tym? – zapytała Tova, marszcząc brwi.
– To ona mnie o to prosiła.
Tova nie odezwała się więcej i posłusznie ruszyła za zakonnikiem, choć jego słowa nie uciszyły wątpliwości, jakie zakradły się do jej duszy.
Po dłuższej chwili skręcił na zachód.
– Nie tędy – zaprotestowała dziewczyna.
– Wiem, co robię! – warknął.
Teraz już zupełnie nie przypominał pokornego mnicha. Tova zorientowała się, że zamiast na wschód do wsi kierują się na zachód w stronę morza. Wyszli na drogę u stóp szczytu Skarvannfjell i ich oczom ukazał się rozległy widok na okolicę. W dole zalśniły dachy chat należących do rycerskiego dworu.
– Z tej strony nie ma żadnych letnich zagród – odezwała się Tova lekko drżącym głosem.
– Chodźże wreszcie, nie dowierzasz pobożnemu mnichowi? – rzucił szyderczo.
Gdy przedostali się na drugą stronę pasma gór i domostwa zniknęły im z oczu, dziewczyna straciła resztki odwagi. Dławiący strach chwycił ją za gardło. Okolica wydała jej się obca i jakby wymarła.
Pośpiesznie przeszli przez stary las brzozowy, a gdy zostawili z tyłu rozległe torfowiska, Tova całkiem straciła orientację w terenie.
Dziewczyna należała do osób pogodnych i ufnych. Nie lubiła ranić innych, ponieważ sama była bardzo wrażliwa i byle co potrafiło ją dotknąć. Kiedy ktoś się na nią gniewał, cierpiała. Teraz jednak uznała, że już zbyt długo podporządkowuje się woli mnicha, i zatrzymała się gwałtownie.
– Wracam do domu! – oświadczyła stanowczo, sama zaskoczona, że zdobyła się na taką odwagę.
Zakonnik odwrócił się i utkwiwszy w niej zimne jak metal spojrzenie, podszedł bliżej.
– Nie sądzę – rzekł z lodowatym uśmiechem. – Grzecznie pójdziesz za mną.
– Nie jesteś wcale mnichem! – krzyknęła z nagłą pewnością.
Roześmiał się złowrogo, ale dziewczynę mimo to urzekła jego piękna, choć dzika twarz.
– To prawda, nie jestem.
Tova rzuciła się do ucieczki, ale przebiegła zaledwie kilka kroków, gdy dłoń mężczyzny zacisnęła się w żelaznym uścisku na jej ramieniu.
– Czego ode mnie chcesz? – krzyknęła.
– Jeśli przypuszczasz, że chcę cię zgwałcić, to pewnie cię rozczaruję. Nie będzie aż tak miło. Otrzymałem rozkaz, by przyprowadzić cię do mojego pana.
– Pana? A więc jesteś tylko zwykłym sługą?
– No, no, miej się na baczności! – ostrzegł ją. – Nie jestem prostakiem, w moich żyłach płynie królewska krew. Daleko ci do mnie!
– Nie ma się czym chwalić, na świecie roi się od potomków dziewek, z którymi baraszkowali wikińscy władcy. Kim jest pan, który ma tak znamienitego sługę?
– Nie jestem sługą, a moja matka nie była nałożnicą żadnego wikińskiego władcy! – wysyczał. – Jestem najlepszym wojownikiem pana Grjota i właśnie do niego cię prowadzę.
– Do pana Grjota – powtórzyła zdumiona. – Słyszałam to imię, ale nie wywołuje we mnie zbyt miłych skojarzeń. Czegóż on może ode mnie chcieć?
– Nic – zarechotał. – Zupełnie nic. Mam rozkaz, by włos ci nie spadł z głowy.
– W takim razie puść mnie! – rzekła drżącym głosem, ale w jej oczach zalśniły figlarne błyski. – Bo cała będę posiniaczona.
Nie puścił dziewczyny, choć jego uścisk nieco zelżał.
– Muszę cię trzymać, bo inaczej znów zaczniesz uciekać – mruknął.
– Oczywiście – odpowiedziała, usiłując ukryć strach. – A biegam dość szybko.
Na te słowa zareagował serdecznym śmiechem.
– Nie sądzę, że uda ci się ode mnie uciec, ale próbuj, to może być nawet zabawne…
Zamilkł, jakby na moment zapomniał, o czym rozmawiali, i zatrzymał wzrok na obcisłym staniku sukni, piersiach, które świadczyły o tym, że dziewczyna przemienia się w dojrzałą kobietę, powiódł spojrzeniem po szczupłej talii, łagodnie zaokrąglonych biodrach.
– Ile właściwie masz lat? – zapytał z agresją w głosie.
– Siedemnaście. Po świętym Olafie skończę osiemnaście.
– Przeklęty Fredrik! Przeklęty Grjot! – wymamrotał. – Mówili, że to dziecko, które w razie czego będę mógł wziąć na ręce. Czy nie potrafią liczyć lat? Co mam z tobą zrobić? Związać cię?
Tova nie przejęła się bynajmniej kłopotliwą sytuacją, w jakiej się znalazł fałszywy mnich. Miała własne zmartwienia.
– Jeśli pan Grjot nie chce mnie skrzywdzić, to dlaczego ucieka się do tak ohydnego podstępu? Czy nie mógł przyjść z podniesionym czołem do mego ojca i uczciwie przedłożyć sprawę? Dlaczego kazał mnie uprowadzić? Czy mam być zakładnikiem?
Tego właśnie się Ravn obawiał. Ta dziewczyna nie była w ciemię bita!
– Możliwe – odburknął.
– Dlaczego? I kim właściwie jest ten pan Grjot?
Nie pojmował, że ktoś może nie znać pana Grjota.
– Na pewno go kiedyś spotkałaś. Mieszka we dworze Grindom nad fiordem.
– A, to ten głupiec – stwierdziła Tova bez odrobiny szacunku, a jej oczy w zamyśleniu spoglądały na zmarznięte krzewinki moroszek rosnące nieopodal. Nie zauważyła, że mężczyzna podniósł dłoń, by ją uderzyć, ale natychmiast się pohamował. – Ten, który chciałby zagarnąć ziemie należące do mojego ojca – dodała.