Camilla skinęła głową.
– Tak, ale jest ktoś, kto dobrze mi życzy i jest moim prawdziwym przyjacielem. To dodaje mi otuchy.
– O? – odparła Martha zaciekawiona.
– Tajemniczy opiekun – uśmiechnęła się Camilla. – Tak tajemniczy, że nawet się nie domyślam, który z braci nim jest. Ale cóż, dobrze wiedzieć, że w ogóle istnieje.
– Naprawdę nie masz pojęcia, kto to?
– Nie, wiem tylko tyle, że ma bliznę na ramieniu, ale nie mogę przecież wprost poprosić ich, żeby się przede mną rozebrali. Aha, wiem jeszcze to, że jest adoptowany.
Martha upuściła konturówkę na podłogę.
– Skąd o tym wiesz? – spytała, kiedy wyprostowała się znowu.
– Znalazłam list od mojej matki. Martho, znasz tu wszystkich w mieście, czy nie wiesz przypadkiem, który z braci Franck jest adoptowany? Bardzo mi zależy, aby się tego dowiedzieć.
– Jestem chyba jedną z tych nielicznych osób, które to wiedzą – odpowiedziała Martha bezbarwnie. Z drugiego końca salonu piękności dobiegał szum suszarek i gwar głosów. – Pani Franck i ja leżałyśmy wtedy razem w klinice. Ale przysięgłam, że zachowam to w tajemnicy, i tej przysięgi chciałabym dotrzymać.
Camilla potrafiła to zrozumieć i nie nalegała. Milczały przez chwilę, po czym Martha zwróciła się do Camilli:
– Jest dobrym chłopcem, ten który został adoptowany. Możesz na nim polegać.
– Ale dlaczego nie chce się ujawnić?
– Liljegården pełne jest upiorów, demonów, które widzą i słyszą wszystko – brzmiała tajemnicza odpowiedź.
Camilla dostrzegła, że Martha zbladła, i nie zadawała więcej pytań. Zamiast tego stwierdziła:
– Muszę przyznać, że bardzo trudno było mi wrócić do Liljegården. To, co mój ojciec uczynił w stosunku do ojca chłopców, ciąży mi jak kamień.
– Nie powinnaś traktować tego tak poważnie – odparła Martha uspokajająco. – Wiem coś niecoś o tej aferze. Twój ojciec nie był jedynym negatywnym bohaterem w tym dramacie. On i Franck byli rywalami tego samego pokroju. Jeden lis próbował przechytrzyć drugiego. Twój ojciec wygrał.
– Ale Franck popełnił samobójstwo.
– Tak. Myślisz, że to było szlachetne? Uciec od tego wszystkiego i kazać na wpół dorosłym chłopcom porządkować cały ten bałagan, jaki po sobie zostawił? A dlaczego nie wytoczono żadnej sprawy sądowej przeciwko twojemu ojcu, jak myślisz? Nie, po stronie Francka też było dużo nieprawości. W tej rodzinie istnieje wiele zła!
– Słyszałam o ich dziadku.
– O tym sadyście! A do tego wszystkiego jeszcze historia z rodzicami Heleny.
– Właśnie, co się z nimi stało?
– Matka uciekła z Argentyńczykiem i nikt jej później nie widział. Ale ona nie jest z domu Franck. Ojciec Heleny natomiast siedzi w więzieniu.
– Ale nie ma go już bardzo długo, odkąd tylko sięgnę pamięcią. Chyba odsiedział całą karę!
– To jego piąty wyrok. Ledwie zdąży wyjść, zaraz wraca za kratki. Oszust w wielkim stylu. Podejrzewano go też o usiłowanie zabójstwa. Biedna Helena, sądzę, że i tak nieźle to znosi.
Camilla ujrzała nagle swoją atrakcyjną przyjaciółkę w innym świetle. Zrozumiała, że w porównaniu z Heleną ona jest w lepszej sytuacji. Jechały właściwie na tym samym wózku. Ale o ile Helena nie zaakceptowała swojego złego startu życiowego i ciężkiego losu, to Camilla od razu zrezygnowała z walki. Zamknęła się w swej skorupie i bez słowa sprzeciwu przyjmowała wszystkie ciosy, jakie spadały na jej grzbiet. Odruchowo wyprostowała się. Ale teraz z tym koniec!
ROZDZIAŁ VIII
Camilla z szeroko otwartymi oczyma przyglądała się swemu odbiciu w ogromnym lustrze. Czy to ona? To niemożliwe!
Włosy, krótkie i orzechowobrązowe, lekko się kręciły wokół twarzy, która nabrała teraz zupełnie innego wyrazu. Oczy były duże i zadziwiająco jasne, brwi tworzyły piękne łuki. Skóra nabrała ciepłego, złocistego odcienia.
Martha obserwowała ją zadowolona. Wykonała wspaniałą robotę, to było pewne. Kosztowało ją to wiele wysiłku, gdyż większa część pracy polegała na tym, żeby dodać Camilli pewności siebie. Dziewczyna była trudnym obiektem, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Prawdę mówiąc, Martha powątpiewała chwilami w powodzenie swych działań. Kilka razy bagatelizowała defekty urody Camilli, żeby ją pocieszyć. Ale oto dzieło było skończone. Martha sama czuła się zarówno zaskoczona, jak i wzruszona przemianą.
– Gotowe! Musisz jednak uważać z kolorami – przestrzegła na koniec Martha. – Zbyt ostre barwy będą za bardzo kontrastowały z twoją jasną skórą, powinny raczej być stonowane! A teraz możesz spokojnie iść do domu – zapewniła ciągle oszołomioną Camillę. – Resztę garderoby dostarczę samochodem, a ty popracuj jeszcze nad swoją postawą. Potrenuj trochę w drodze powrotnej!
Camilla podziękowała gorąco, po czym wyszła na skąpaną w sierpniowym słońcu ulicę, niepewnie poruszając się w nowych butach na podwyższonych obcasach, ubrana w szafirowoniebieski komplet składający się z sukienki i płaszcza, nie dla „dam”, ale zwracający uwagę.
Dziewczyna nigdy się nie dowiedziała, że była jedyną uczestniczką wielkiej loterii reklamowej domu mody „Martha”…
W oknie wystawowym dostrzegła odbicie eleganckiej młodej kobiety i zdumiała się, kiedy pojęła, że jest to jej własny obraz.
Ktoś gwizdnął za nią, a jakiś starszy pan się zatrzymał i za nią obejrzał. Wspaniale było czuć się obiektem pełnych podziwu spojrzeń, jak łatwo teraz trzymać wysoko głowę!
Przyjemnie będzie wejść do Liljegården! Spotkać spojrzenie Michaela. I Dana, i Gregera. A Phillip – czy wreszcie zauważy, że ona istnieje?
Ale kiedy Camilla otworzyła drzwi do holu, powrócił dawny strach. Była godzina szósta, wszyscy siedzieli już chyba przy stole i czekali na nią. Dziewczynę wypełniła nagle dzika potrzeba ucieczki i ukrycia się. Była już na schodach, gdy przypomniała sobie o swoim postanowieniu.
W rozpiętym płaszczu, spod którego widać było piękny wzór na sukience, weszła nieśmiało do jadalni.
Spojrzeli odruchowo w jej stronę, unieśli pytająco brwi, jak na widok kogoś nieznanego. Po chwili zabrzmiał głos Dana:
– No nie, taka przemiana… Feniks odradzający się z popiołu! Camilla!
– Co? – zdziwił się Phillip.
– Coś ty zrobiła? – spytał głupio Michael. – Ścięłaś włosy czy…?
Greger tylko wybałuszył oczy.
Dan opanował się pierwszy. Podskoczył i złapał Camillę za ręce.
– Camillo, wyglądasz olśniewająco! Nie miałem pojęcia, że twoje oczy są takie niebieskie!
Camilla chciała powtórzyć to, co powiedziała jej Martha, że to kolor ubrania podkreśla barwę oczu. Lecz właśnie wtedy poczuła, że wspomniane przed chwilą jej niebieskie oczy zaraz zmienią kolor na czerwony z powodu łez radości. Spróbowała się opanować i powiedzieć coś dowcipnego, ale nie zdołała wydobyć słów. Pociągając nosem, zawstydzona ukryła twarz w jasnoniebieskiej koszulce Dana.
Zaskoczony, nie bardzo wiedział, jak się zachować, zawahał się przez chwilę, po czym zażartował:
– No już przestań, nie wiesz jeszcze, czy tusz jest wodoodporny. Nie chcesz chyba być cała w paski jak amerykańska flaga?
Poszukał chusteczki i ostrożnie wytarł jej łzy z policzków.
– Zawsze psuję cały efekt – zaśmiała się zakłopotana.
Dan podprowadził ją do stołu i pomógł zdjąć płaszcz. Phillip przysunął jej krzesło.
Z pewnością traktują mnie teraz inaczej, pomyślała Camilla z odrobiną goryczy. Czy rzeczywiście wygląd tak wiele znaczy? Nie, to nie tylko z powodu wyglądu. Mogła sobie wyobrazić, jakie nieciekawe wrażenie sprawiała zaledwie parę godzin temu. Nie było w niej ani odrobiny radości życia, ciepła czy poczucia humoru, lecz tylko niezręczność wywołana przekonaniem, jak bardzo jest beznadziejna. Ale teraz powinna uwolnić się od dawnych schematów myślowych, dokładnie tak, jak poradziła jej Martha.