Выбрать главу

– Czy ktoś może zaświadczyć, że tam byłeś przez ostatnią godzinę?

Dan zachichotał.

– Nie sądzę, aby ktoś był w stanie zaświadczyć cokolwiek o tej porze. Poza tym wyszedłem stamtąd kilka godzin temu. A jeśli chcesz wiedzieć, dokąd, to poszedłem do portu i wpatrywałem się w kuszącą, wciągającą, czarną wodę i rozmyślałem nad swoim przegranym życiem. Nie było jednak nikogo, kto by mnie widział. Dlatego nie skoczyłem. To przestaje być zabawne, gdy nikt nie może przybiec na ratunek. A ty? Wy dwaj chyba razem wróciliście do domu?

– Nie – sprostował Michael. – Rozstaliśmy się w szatni. Ja wróciłem do domu… hm, chyba za dwadzieścia dwunasta.

– Czy nuciłeś coś? I czy poszedłeś do kuchni? – spytała cicho Camilla.

Zamyślił się.

– Tak, pewnie tak, zawsze mruczę pod nosem. Wziąłem sobie kanapkę i poszedłem tylnymi schodami do siebie.

– I nie widziałeś nikogo innego? – spytał Dan.

– Nie. Słyszałem, jak Camilla wraca na górę i wchodzi do pokoju Heleny. Potem w domu było zupełnie cicho, do chwili kiedy Camilla krzyknęła.

– A ty, Greger? Widzicie, jak dobrze wypadam w roli detektywa?

– Właśnie wszedłem do domu – odparł Greger. – Zostałem jeszcze chwilę i rozmawiałem z przyjaciółmi, a potem pomaszerowałem do domu. Właśnie byłem w drzwiach, kiedy usłyszałem krzyk.

Camilla wolno usiadła.

– Czuję się już trochę lepiej. Może powinnam przenieść się do hotelu na dzisiejszą noc? Nie mogę przecież spać w pokoju Heleny.

Spojrzeli po sobie.

– Na parterze jest pokój gościnny – zaproponował Greger. – Możesz dzisiaj z niego skorzystać.

Camilla zawahała się. Najbardziej pragnęła w ogóle opuścić ten dom, ale nie chciała chłopców dodatkowo niepokoić.

W chwilę później przy ich wydatnej pomocy urządziła się jakoś w pokoju gościnnym, który znajdował się obok kuchni. Dan wpadł na chwilę z krótką wizytą.

– Rzeczywiście, jesteś blada na buzi, dziewczyno – stwierdził. – Ale tutaj jest porządny zamek w drzwiach i zasuwy w oknach. W dawnych czasach służyły po to, aby trzymać zalotników z dala od pokojówek. Jeżeli będziesz się czegoś bała, zapukaj w ścianę. Mieszkam zaraz obok.

Dan nie był, co prawda, tym, który dawał jej największe poczucie bezpieczeństwa, ale podziękowała mu uprzejmie za troskę.

Jak tylko Dan wyszedł, Camilla rzuciła się do telefonu. Połączenie z głównym aparatem było czynne. Zamówiła rozmowę z Grand Hotelem i po chwili miała Phillipa na linii.

– Tu mówi Camilla – zaczęła. – Dzwonię, bo nie wiedziałam, czy miałam podlać te żółtozielone orchidee, więc je tylko zrosiłam. Chyba nie zrobiłam źle?

Westchnął ciężko.

– Nie, nic się nie stało. Ale czy wiesz, że jesteś już drugą osobą, która dzwoni z domu w odstępie paru minut, żeby spytać o drobiazgi? W środku nocy!

– Och, przepraszam – powiedziała pokornie. – Śpij dobrze. Dobranoc.

Usiadła na brzegu łóżka. W myślach skreśliła Phillipa z listy jako „Niszczyciela” i zrobiła to z radością. Phillip jako morderca… to nieprzyjemna myśl.

Zanim się położyła, wymknęła się cicho z latarką w ręku i skręciła w ciemny korytarz na tyłach domu. Poświeciła na rurę. Dostrzegła tam coś białego i sięgnęła po zwinięty papier. A więc nie zauważył jej listu.

Kiedy jednak przyjrzała się lepiej, zrozumiała, że to nie był jej list, ale nowa wiadomość!

Pośpiesznie wróciła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi na klucz. Wtedy rozwinęła kartkę i zaczęła czytać tekst napisany wielkimi literami.

Dziękuję, Camillo! Mimo że wiadomość od Ciebie spadła na mnie jak grom, muszę przyznać, że odczułem dużą ulgę. Teraz mam znacznie większą swobodę działania. Kochana Camillo, wiem, że masz chroniczne poczucie winy wobec swego ojca, którego nie potrafisz kochać. Wiem o tym, chociaż nigdy na ten temat nie mówiłaś. Nie martw się, nie jesteś w swych uczuciach odosobniona. Nigdy nic nie czułem w stosunku do moich braci, nic poza wyrzutami sumienia, ale teraz się ich pozbyłem. Myślę, że się bardzo dobrze rozumiemy, ty i ja.

Co się tyczy Twojego drugiego pytania, to nie jestem z nikim związany, lecz z zupełnie innych powodów chcę być Twoim przyjacielem na odległość. To dla Twojego dobra, moja przyjaciółko. I wierzę w głębi duszy, że jestem jednym z tych, których bardzo, bardzo lubisz. To zabrzmiało niezwykle obiecująco, kiedy napisałaś, że rzuciłabyś się w moje ramiona. Nie zapomnij o tym!

Twój przyjaciel

PS

Jesteś teraz o wiele bardziej pociągająca, Camillo! Powiedzieć, że jesteś piękna, to za mało.

Camilla zaśmiała się cicho uszczęśliwiona, czytając ostatnie zdanie.

Uderzyła ją pewna myśl. Phillip nie mógł być Niszczycielem. Ale chyba nie mógł być też Przyjacielem.

Ależ mógł! Wyjechał przecież z domu w godzinę po tym, jak zostawiła swój list w korytarzu. Zdążyłby zabrać list i w zamian zostawić swój.

Tak, nie był w każdym razie mordercą i świadomość tego sprawiała ulgę. Camilla musiała bowiem przyznać, że bała się Phillipa. Greger także ją przerażał, lecz w inny sposób. Swoją surowością i obojętnością przypominał jej ojca. Phillip był inny. Nigdy nie wiedziała, czego się po nim spodziewać. Te badawcze, czujne, zamyślone oczy…

Ludzi zawsze przeraża to, czego nie rozumieją.

Dziewczyna zastanawiała się, kim była ta druga osoba, która właśnie zadzwoniła do Phillipa. Pewnie Przyjaciel, nie mógł to być nikt inny. Również on podejrzewał Phillipa i chciał sprawdzić jego alibi.

Ale ono okazało się niepodważalne.

A więc jej nieznajomy przyjaciel podejrzewał, że to było usiłowanie morderstwa. Nie wierzył, że Camilla słyszała tylko zwykłe odgłosy typowe dla starych domów.

A sama Camilla… Nie tylko podejrzewała, ale wiedziała na pewno, że ktoś z premedytacją próbował ją zamordować.

To nie związane sznurkiem klamki okienne przekonały ją o tym – mogła to zrobić w dobrej wierze pani Johnsen w obawie przed nadchodzącymi chłodami.

Nie, to z powodu pieca kaflowego. I bryłek węgla.

Musiały zostać celowo tam włożone.

Camilla zapomniała – lub rozmyślnie nie chciała – powiedzieć braciom, że poprzedniego wieczoru spaliła w piecu kaflowym Heleny trochę nieaktualnych dokumentów biurowych. I bardzo dokładnie zgasiła płomień. Wtedy w piecu nie było ani kawałka węgla.

ROZDZIAŁ XI

Następnego ranka Camilla miała uczucie, jakby pod jej czaszką zawzięcie pracowało tysiące małych drwali. Każdy najmniejszy ruch głową powodował świdrujący ból. Pojękując cicho, zadzwoniła do Gregera i przeprosiła, że nie będzie mogła przyjść do biura. Był pełen zrozumienia i obiecał przysłać Dana z tabletką, gdyż, jak powiedział, „ma on u siebie całą aptekę”. A do lunchu Camilla może mieć wolne.

Po chwili przyszedł Dan z lekarstwem i przyjrzał się zmartwiony Camilli.

– Widzę, że wczoraj wieczorem było niezłe huśtanie. Wiem, jakie to uczucie.

– Dan, nie chcę wracać z powrotem do pokoju Heleny – poprosiła.

Rozejrzał się po ciasnym pomieszczeniu.

– Jeżeli nie przywiązujesz wagi do tego, by mieszkać komfortowo, to możesz tu zostać. Poza tym będę mógł mieć cię na oku.

Brzmiało to nieco dwuznacznie.

Camilla włożyła tabletkę do ust, a Dan pomógł jej usiąść i przytrzymał szklankę. Czuła się dziwnie, kiedy troskliwie obejmował jej odkryte ramiona. Nie była przyzwyczajona, żeby ktoś okazywał jej tyle czułości, pewnie stąd brało się to dziwne wrażenie. Potem położyła się z powrotem na poduszce, a on ostrożnie cofnął rękę.