Ostrożnie palcem wskazującym uniósł jej brodę. Następnie lekko ją pocałował. Kiedy zauważył, że drżąca próbuje złapać oddech, ponownie objął ją i pocałował tak namiętnie, że Camilla straciła na chwilę poczucie rzeczywistości. Ponownie znalazła się w garderobie, dziewięć lat wstecz, znowu ogarnęło ją to samo nieznane i wspaniałe ciepło.
Wtedy chłopak odsunął się energicznie. Słyszała, jak biegł korytarzem i jak zatrzaskują się za nim kuchenne drzwi.
Wolno wróciła do swego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi na klucz i niczym lunatyk podeszła do lustra.
– Michael – powiedziała bezmyślnie. – Michael.
Ale ponownie, nie wiedzieć czemu, poczuła ukłucie w swej spragnionej czułości duszy.
Kiedy następnego ranka Camilla weszła do kuchni, Greger próbował ukroić starą i twardą piętkę chleba. Phillip szukał filiżanki w kredensie, a Dan siedział na blacie kuchennym obok kuchenki i zaglądał do dzbanka od kawy, w którym, sądząc po zapachu, musiały się znajdować stare fusy zalane wodą.
Dziewczyna zatrzymała się na chwilę, spoglądając na nich z ukosa.
– Nie, tak nie można.
Z kobiecą stanowczością otworzyła lodówkę.
– Przecież tu jest mnóstwo jedzenia – zawołała wzburzona. – A wy zjadacie jakieś stare skórki od chleba! Zeskakuj ze stołu, Dan, on nie jest do siedzenia. Te śmieci wyrzucimy. Dajcie mi dziesięć minut, to napijecie się prawdziwej kawy i dostaniecie porządne śniadanie.
Oniemiali wlepili w nią wzrok.
– Ratujcie mnie! – wykrztusił w końcu Phillip. – Ale mi gospodyni!
– Wyjdź za mnie, Camillo! – zawołał Dan.
– O nie, ja jestem jej szefem – zaoponował Greger – i ja decyduję, co ma robić. Camillo, wyjdź raczej za mnie!
Roześmiała się, wyjmując tymczasem jajka.
– Naprawdę musieliście długo radzić sobie bez pomocy domowej, jeżeli oświadczacie się, zanim jeszcze spróbujecie, jak smakuje moja kuchnia. Dan, sprzątnij ten okropny stół, żebym mogła na nim nakryć.
Dan usłuchał bez słowa sprzeciwu. Sprzątnął paczkę zleżałej margaryny, gazety i górę okruchów.
Wszystko było już prawie gotowe, kiedy Greger zauważył:
– O, widzę w gazecie najnowsze wiadomości. Policja wtargnęła wczoraj do dyskoteki, ażeby ująć szefa gangu narkotykowego. Ale ptaszek się wymknął.
– Wydawało mi się, że czułem wyraźnie zapach haszu, kiedy tam byłem – zabrzmiał beztroski głos Dana.
– Policji nie interesują narkomani – stwierdził Greger. – Chcą złapać głównych dystrybutorów.
– Czy są w ogóle tacy w naszym mieście?
– Tak mówią. Ale w gazetach piszą o tym więcej…
Phillip podniósł się energicznie.
– Nie! – zawołał i wyrwał gazetę z ręki Gregerowi.
– Co z tobą? – zdumiał się Greger. – To chyba nic takiego?
– Phillip ma rację – wtrącił się nieoczekiwanie Dan, ponieważ ci dwaj nigdy nie mogli się pogodzić. – Może go za bardzo nie kocha, ale mimo to…!
– Czy jest coś o moim ojcu? – spytała Camilla. – Jeżeli tak, to nie musicie się o mnie obawiać.
Phillip podał jej niechętnie gazetę.
„Moja najnowsza miłość”, oznajmia znany powszechnie dyrektor John Berntsen, ciągłe energiczny, ciągle równie młody. Widzimy go tu z jego ostatnim odkryciem, przeuroczą Heleną Franck. Na nasze pytanie, czy tym razem to coś poważnego, oboje zgodnie zapewniają, że są jedynie „dobrymi przyjaciółmi”. „Właśnie się dowiedziałem, że zostałem wyleczony z groźnej choroby”, mówi Berntsen. „Idziemy więc to uczcić”. My jednak odnosimy wrażenie, że ich przyjaźń jest bardzo zażyła.
W rubryce towarzyskiej widniało ich zdjęcie – dwoje pełnych radości życia, uśmiechniętych i czarujących ludzi.
Camilla próbowała zebrać myśli. Ojciec wyzdrowiał…
To z pewnością duża ulga. Uśmiechnęła się bezradnie.
– Helena jako macocha… dziwny pomysł!
Camilla dotknęła czyjejś ręki i nieświadomie ją ścisnęła.
– Helena nie będzie żadną macochą – stwierdził Phillip oschłym i pewnym głosem. – Rozmawiałem z nią wczoraj wieczorem przez telefon. Była oburzona tym epizodem z dziennikarzem, przeklinała go i była bliska płaczu. Nigdy nie wyjdzie za twojego ojca, Camillo. Dla Heleny jest to tylko przygoda, z której zamierza się wycofać. Bała się, że mogłabyś mieć jej to za złe.
– Nie ma obawy. Ale czy to także nieprawda, że ojciec wyzdrowiał?
– Nie, to akurat się zgadza. Jego lekarz był zdumiony nagłą poprawą, opowiadała Helena. Silny organizm.
Camilla pobladła, spuściła głowę i wtedy zauważyła, że ściska czyjąś rękę. Podniosła wzrok i ujrzała wesołą twarz Dana.
– Przepraszam – wyjąkała i cofnęła rękę.
– Co za dzień, jak okropnie dziś gorąco – zabrzmiał w drzwiach czyjś glos i do kuchni wszedł Michael ubrany tylko w jasne, sprane spodnie. Jego wspaniały tors był równie opalony jak twarz. Camilla poczuła, jak zaczerwieniły się jej policzki, kiedy pomyślała, że być może to jego spotkała i obejmowała wczoraj w nocy w korytarzu.
– Ach, jak pięknie pachnie! Czy to ty, moja najdroższa, dokonałaś tych cudów? Co ja widzę? Dan! Jesteś na nogach o tej porze? Chyba nie jesteś chory?
Rozparł się na krześle tuż przed Camillą, zwrócony do niej plecami. Odchylił się do tyłu i wyciągnął do niej dłoń.
Camilla przyglądała mu się szeroko otwartymi oczyma, zapomniawszy podać mu ręki.
Skóra Michaela była gładka i złocistobrązowa. Na lewym ramieniu Camilla nie dostrzegła nawet śladu blizny.
ROZDZIAŁ XIV
– Jedzenie gotowe – oznajmiła dziewczyna bezbarwnie. – Siadajcie. Ja tylko…
Jak w transie wymknęła się z kuchni i wyszła do holu. Zatrzymała się przy schodach, oparłszy rękę na poręczy pomalowanej niezwykle oryginalnie przez Dana.
To nie Michael.
Ale czy dziś w nocy nie miała podobnego uczucia? Że to nie ramiona Michaela ją obejmowały, że to nie jego usta całowała. W każdym razie nie myślała o Michaelu. Widziała tylko przed sobą chłopca z drewutni i garderoby…
Ale czy to tamten chłopiec mógł być jej przyjacielem? Nie, to zupełnie absurdalna myśl, te dwa fatalne zdarzenia, tak odległe w czasie, nie mogły mieć nic wspólnego z zagadką! Najlepiej zupełnie o nich zapomnieć.
Usłyszała odgłos odsuwanego krzesła, szurnięcie i po chwili ktoś wyszedł za nią do holu.
– Ależ droga Camillo – zabrzmiał arogancki głos Dana. – Wyglądasz, jakbyś spadła z księżyca i zaryła nosem w beczce z mąką. Dlaczego jesteś taka blada, siostrzyczko?
– Trochę mi słabo – odparła nieobecna myślami. – Ale to nic. Mam taką pustkę w głowie, rozumiesz?
– Żałuję, ale chyba nie.
Odwróciła się i spojrzała na niego.
– Nie, oczywiście, że nie rozumiesz. To tylko moje młodzieńcze marzenie rozwiało się jak dym. Prysnęło niby bańka mydlana. Ale nie martwię się tym. Wręcz przeciwnie, naprawdę się cieszę! Chodźmy coś zjeść.
Dan spojrzał na Camillę zdziwiony, po czym wzruszył ramionami i podążył za nią z powrotem do kuchni.
Camilla z trudem koncentrowała się na pracy biurowej. Myśli wirowały w jej głowie. Teraz, kiedy wiedziała, że Michael nie jest Przyjacielem, musiała wszystko przemyśleć od nowa.
Ułożyła listę zgodnie z prawami logiki, ustawiając braci według wieku i znaczenia. Wzdrygnęła się napisawszy „Morderca”, ale „Niszczyciel” był beznadziejnym słowem.
Oszust: Greger, Phillip, Dan, Michael.
Morderca: Greger, Dan, Michael.
Uwodzicieclass="underline" Greger, Phillip, Dan, Michael.
Przyjacieclass="underline" Greger, Phillip, Dan.
Niewiele danych, na których można by się oprzeć!
Gdyby teraz Camilla wyszła z założenia, że Michael był Uwodzicielem, a chyba musiał nim być, sądząc po jego miłosnym wyznaniu w ogrodzie, to należałoby wykluczyć Gregera jako Przyjaciela. Obaj bowiem mieszkali na tym samym piętrze i nie mogli ze sobą rozmawiać tamtej nocy za drzwiami jej pokoju…
Nie, to zbyt skomplikowane.
Przeklęty Michael! Bezduszny Uwodziciel, tak oszukać młodą, niewinną dziewczynę! Camillę nagle rozbawiła ta myśl i uśmiechnęła się do siebie. Greger obserwował ją podejrzliwie.
Dziwne, ale wykluczenie Michaela jako Przyjaciela nie sprawiło Camilli takiej przykrości, jakiej doznała wczoraj, kiedy w myśli skreślała innych z powodu Michaela.
W głębi duszy Camilla wiedziała bardzo dobrze, w którą stronę kierowała się jej tęsknota, ale nie podobała się jej ta myśl. Absolutnie. Powodowała tak wiele komplikacji.
Camilla zwróciła uwagę, że Greger usiadł naprzeciw i obserwował ją jakby zdziwiony. Uderzyło ją, że wyglądał na zmęczonego i zrezygnowanego. Dziewczyna przyznała w duchu, że jej przełożony wygląda na człowieka, który ma poważne kłopoty. Rozbite małżeństwo, może? Albo odpowiedzialność za braci?
W którym miejscu właściwie pasował Greger do tej niepokojącej zagadki? „Jeden cię oszuka”. Tak, raz rzeczywiście go o to podejrzewała, kiedy zaofiarował się, że może zaopiekować się jej pieniędzmi. Drugie zdanie szybko przeskoczyła, na słowo „morderca” dreszcz przebiegł jej po plecach i nie chciała o tym myśleć. „Jeden jest uwodzicielem”? Tak naprawdę nie wykazał jakichkolwiek skłonności w tym kierunku.
„Jeden jest twym przyjacielem”. Greger? Kopia ojca…
Potrafił ją pocieszyć, ale czy mogła w jego obecności czuć się tak dobrze i bezpiecznie, jak w ramionach Przyjaciela?
Greger, nieprzystępny i demoniczny, był bardzo pociągający w specyficzny sposób, ciągle jednak Camilla napotykała tę samą barierę: zbytnie podobieństwo do jej ojca. Gdyby potrafiła się uwolnić od tego schematu… tak, wtedy ujrzałaby zapewne Gregera w zupełnie innym świetle i wtedy wszystko mogłoby się zdarzyć.
Biuro nie mówiło wiele o osobowości właściciela, ponieważ dominował tu zbyt wyraźnie gust Heleny. Nie było wątpliwości, że dokładnie wiedziała, jak powinien wyglądać reprezentacyjny gabinet młodego, nowoczesnego i operatywnego dyrektora. Imponujące biurko, duże, wygodne krzesło dla szefa i niższe, nie tak eleganckie dla klienta, sekretarka dyskretnie cofnięta do rogu pomieszczenia, lecz jej biurko i krzesło nie mniej eleganckie niż szefa (typowa Helena), a na wyłożonych boazerią ścianach wyszukane i niezrozumiałe współczesne obrazy.
Camilla uśmiechnęła się zrezygnowana do siebie samej, zerknęła na Gregera i napotkała jego podejrzliwe spojrzenie.
Speszona, pochyliła się pilnie nad swoją pracą.