Выбрать главу

– Spokojnie, nie wiadomo, czy to ten sam – uspokajał ją Dan. – Ta ulica jest bardziej ruchliwa. Ale lepiej chodźmy stąd.

Nareszcie ktoś, komu można zaufać! Wziął ją za rękę i spiesznie ruszyli w stronę Liljegården na skróty ścieżkami, którymi biegali będąc dziećmi, wąskimi dróżkami pomiędzy domami, przez dziury w ogrodzeniach i drewnianych plotach.

Zatrzymali się między ścianami dwóch domów, gdzie mogli czuć się bezpiecznie, stanęli i nasłuchiwali. Wokół panowała cisza. Cisza i ciemność. Camillę powoli opuszczał strach.

Stoję tu tak razem z Danem, pomyślała. Z Danem, który właśnie przed chwilą siedział naprzeciw mnie w hotelu, elegancki, pewny siebie i dobrze ubrany, czujący się jak ryba w wodzie w tamtejszym otoczeniu. A oto ja. Kopciuszek, który wrócił do swej dawnej, nędznej postaci, kiedy zegar wybił dwunastą. Ciemność skrywała teraz jej ubranie i fryzurę, jej nowe ja okazało się już nieprzydatne. Była tak samo bezradna, pozbawiona wdzięku i niezdarna jak zawsze.

– W… wiem, g… gdzie jesteśmy – wyjąkała Camilla i cofnęła się myślami w przeszłość. – Ukrywaliśmy się tutaj bawiąc w chowanego.

Usłyszała, że się roześmiał.

– Zawsze najpierw tu cię szukałem. Pod tym względem byłaś dość mało pomysłowa.

Zapewne kombinacja wypitego wina z życzliwością Dana sprawiła, że odpowiedziała tak bezpośrednio:

– Może stałam tu i czekałam, żebyś mnie znalazł?

Nie odpowiedział. Camilla poczuła, jak opuszkami palców lekko dotknął jej twarzy. W następnym okamgnieniu przyciągnął ją silnie do siebie i pocałował gorąco, niemal brutalnie.

– To za te wszystkie chwile, kiedy tu na mnie czekałaś – szepnął. Milczał przez chwilę, po czym wyznał: – Camillo, pragnę cię.

Oniemiała. Przez kilka sekund gotowa była mu ulec. Dan wyczuł to. Jego ręce pieściły drżące ciało dziewczyny. Nagle Camilla przypomniała sobie policyjne samochody przed hotelem i wyrwała się z płaczem.

– Camillo – szeptał prosząco. – Nie obawiaj się mnie! Nie zrobię ci nic złego.

Spuściła głowę, szlochając:

– Nie o to chodzi, Dan. Chciałabym tylko, żebyś, jeżeli możesz, szczerze mnie pocałował. Nie lekko, po bratersku, ani tak zaborczo, jak przed chwilą, ale tak, żebym wiedziała, co do mnie rzeczywiście czujesz. Proszę cię, Dan. Albo jesteś próżny i powierzchowny, albo gorący i pożądliwy. Czy nie ma nic pośrodku? Czy nie istnieje ciepły, prawdziwy, żywy Dan?

Poczuła, że drży. Z westchnieniem cofnął ręce.

– Nie – odparł lekko. – Nie mogę cię pocałować tak, jak o to prosisz.

Bez słowa otoczył ją ramieniem i wyprowadził z wąskiego pasażu.

Oczy Camilli były pełne łez.

– Jeden jest uwodzicielem – wyszeptała.

– Co mówiłaś? – spytał Dan spokojnie.

– Nic nie mów – poprosiła zrezygnowana. – Żadne przeżycie nie sprawiło mi nigdy takiego bólu, jak to.

Potrząsnął głową.

– Chyba nie możesz pić wina, Camillo. Musisz przywyknąć do tego, że mężczyźni będą cię pożądać.

– Na Boga, Dan. Nie syp soli na moje rany.

Żadne z nich nie odezwało się ani słowem, dopóki nie stanęli przed bramą Liljegården. Camillę znowu ogarnął spokój. Spojrzała w górę na dom.

– Dan, jak tam jest na górze na strychu?

– Nie powinnaś się tym interesować.

– Jestem ciekawa.

– Nigdy tam nie chodź, Camillo – rzekł surowo. – Nigdy!

Camilla zmieniła temat rozmowy.

– Kto mógłby chcieć mnie przejechać?

– Chodź! – zawołał tylko i skierował się w stronę garażu. Drzwi były otwarte. W środku stał samochód.

– Czy macie tylko jeden?

– Nie, ale mojego samochodu tu nie ma.

– Twojego? Czy był zamknięty?

– Tak, ale w holu wisi kluczyk zapasowy. To jest samochód Gregera i Michaela. Jeżdżą nim wspólnie.

– A Phillip?

– On w ogóle nie siada za kierownicę. Jeszcze się nie nauczył prowadzić.

Phillip znowu wykluczony jako Morderca. Po raz drugi. To znaczy, że jest wolny od podejrzeń.

Camilla i Dan weszli do domu i poszli prosto na pierwsze piętro. Najpierw zapukali do Michaela, a następnie do Gregera. Obaj bracia poszli już spać. Phil – lip także. I żaden z nich nie był szczególnie zachwycony tym, że został obudzony.

Camilla i Dan powiedzieli sobie krótko i przykładnie dobranoc. Ona poszła do swojego pokoju, a on tymczasem ruszył na poszukiwanie samochodu.

Dziewczyna czuła się zraniona i oszołomiona. Nie chciała ani nie miała siły myśleć dłużej o tym, co się stało.

Ale jedno wiedziała na pewno: nigdy więcej nie powinna pić wina.

ROZDZIAŁ XVI

– No jak tam? – spytał Greger, sortując poranną pocztę. – Czy miałaś udany wieczór?

Camilla bąknęła coś o tym, że było jak w bajce.

– Tak, Dan to potrafi – odparł Greger trochę skwaszony. – À propos, jest do niego list ekspresowy. Czy mogłabyś mu go zanieść? Chyba ten śpioch jeszcze nie wstał.

– Wolałabym nie – Camilla próbowała się wykręcić.

– O?! – zdumiał się Greger z radosnym błyskiem w oku. – Czyżby nie w pełni się Danowi wczoraj poszczęściło? To naprawdę mnie cieszy, jesteś za dobra dla tego lowelasa.

– Nie ma mowy o „pełni szczęścia” – zaprzeczyła Camilla. – Po prostu nie lubię kręcić się po męskich sypialniach, to wszystko.

– Ale to pilna przesyłka – upierał się Greger i wydawało się, że wykorzystuje jej niepewność. – Poza tym nie zaszkodzi, jeżeli poznasz także drugą stronę medalu.

– No to daj – mruknęła Camilla.

Kiedy wyszła do holu, spotkała Phillipa schodzącego po schodach.

– Jesteś w domu? – spytała zaskoczona.

– Tak – odparł głosem słodkim jak miód. – Dziś wieczorem zamierzam powalić tę starą jabłoń, muszę więc rozejrzeć się za jakimś narzędziem. Co Dan zrobił ze swym samochodem? Jest cały porysowany. Czy zatrzymaliście się w rowie?

– Nie, nie było aż tak źle – uśmiechnęła się słabo Camilla.

Dopiero kiedy stanęła przed drzwiami Dana, zastanowiła się, co Phillip robił na górze. Przecież mieszka na parterze.

Musiała zapukać dwa razy, zanim usłyszała niewyraźne pytanie:

– Kto tam?

– Camilla, mam dla ciebie list!

Wydawało się, że mówi spod kołdry.

– Odbiorę go później.

– Ale to ekspres!

– No to poczekaj chwi… Wejdź, jeżeli to takie strasznie ważne.

W pokoju panował mrok, zasłony były zasunięte.

Dan leżał na łóżku, kompletnie ubrany, zasłaniając ramieniem twarz. Nawet w takich ciemnościach nosił okulary.

Camilla zamknęła drzwi i z wahaniem podeszła bliżej.

– Co z tobą, Dan? – spytała życzliwie. – Czy coś ci dolega?

– To nic takiego – zbagatelizował swój stan, siląc się na uśmiech. – To tylko kac.

Dotknęła jego ramienia. Drgnął jakby z bólu…

Camilla usiadła na brzegu łóżka i zapaliła nocną lampkę.

– Nie! – zaprotestował i skulił się, broniąc przed światłem. Nie słuchając jego protestów zdjęła mu okulary słoneczne i odskoczyła przerażona.

– Ależ Dan!

Twarz mimo opalenizny była blada, powieki tak spuchnięte, że zamiast oczu widziała tylko wąskie szparki. Usta wykrzywiał grymas bólu.

Wstrząs wywołany widokiem Dana w tym stanie był tak silny, że Camilli zebrało się na płacz.

– Och, Dan, przyjacielu – załkała i przysunęła się do niego bliżej. Ku swojej radości zauważyła, że usunął się, robiąc dla niej miejsce. – Och, Dan, czy mogę jakoś ci pomóc? Pozwól mi!

– Proszę cię – jęknął. – Odejdź, Camillo. Nie powinnaś mnie teraz widzieć.