Выбрать главу

– Nie bądź głuptasem – uspokoiła go i pogłaskała po głowie. – Nie obchodzi mnie, jak wyglądasz, ani czy zrobiłeś coś złego albo co o mnie myślisz. Chcę tylko ci pomóc, ponieważ bardzo cię lubię. Zawsze tak było.

– A Michael? – wykrztusił z trudem Dan.

– Marzenie z dzieciństwa, które prysnęło jak bańka mydlana. Michael ma tylko urodę. Można go podziwiać, ale…

Poczuła, że się czerwieni.

– Powiedz to – ożywił się.

– Ale… bardzo lubić, to coś zupełnie innego.

Dan leżał z zamkniętymi oczyma. Jego twarz wykrzywiał ból.

– Camillo, dziś w nocy sprawiłem ci przykrość i to najgorsze, co dotąd przeżyłem. Nie chciałem tego powiedzieć, nie chciałem cię zranić, ale musiałem. Nie jestem dla ciebie odpowiedni, rozumiesz. Czy możesz mi wybaczyć?

– Tak.

Jego ciało drżało jak w febrze.

– Możesz mi… podać tabletki… z tej szuflady?

Przerażona poderwała się i wyciągnęła szufladę, pełną słoiczków i pudełek.

– W foliowej torebce – szepnął.

Camilla podała mu ją. Drżącymi rękami próbował wyjąć tabletki, ale tak bardzo się spieszył, że kilka potoczyło się na podłogę.

– Pozbieram je – powiedziała Camilla. – Teraz moja kolej, żeby przytrzymać ci szklankę z wodą. Kilka dni temu role były odwrócone.

Uniosła go lekko i pomogła popić lekarstwo. Włosy Dana były mokre od potu. Kiedy położyła go z powrotem, spojrzał jej prosto w twarz i próbował się uśmiechnąć.

– Bardzo dobrze się do tego nadajesz, Camillo – szepnął z wysiłkiem. – Mieć do kogo wracać, pamiętasz, kiedy o tym mówiłem? Mężczyźni są tacy głupi… wszyscy ci, których spotkałaś i którzy nie wiedzieli, co tracą…

Nowa fala bólu sprawiła, że zaczął się trząść. Camilla nie mogła nic na to poradzić, więc jedynie głaskała go po głowie i szeptała, dodając mu otuchy. Po chwili Dan się uspokoił, tylko kąciki ust drżały mu lekko ze zmęczenia.

Przepełniona ogromną czułością Camilla pochyliła się nad nim i pocałowała w usta. Dan leżał zupełnie nieruchomo, powiódł tylko wzrokiem za dziewczyną, kiedy się odsunęła. Camilla zauważyła, że patrzące zza wąskich szparek zielone oczy sprawiały wrażenie dziwnie błyszczących.

Pozbierała tabletki, jedną wsunęła niepostrzeżenie do kieszeni, i spytała, czy mogłaby coś jeszcze dla niego zrobić. Dan jednak chciał się tylko przespać. Wtedy wyłączyła światło, otuliła go kocem i pogłaskała po policzku na pożegnanie.

Wtedy chłopak złapał jej rękę i trzymał tak kurczowo, jakby tonął.

– Camillo, pomóż mi! – szepnął ochrypłym głosem. – Pomóż mi, uwolnij od tego piekła, już dłużej tego nie zniosę!

Druga strona medalu… To bezduszne ze strony Gregera, że w taki sposób się o tym wyraził!

Ukryła swą twarz we włosach towarzysza dziecięcych zabaw i mocno przytuliła go do siebie.

– Och, Dan – szepnęła wzruszona. – Mój drogi! Powiedz tylko, co mam robić, to ci pomogę!

Powoli zwolnił uścisk.

– Chciałbym tylko, żebyś jeszcze raz powiedziała, że… bardzo mnie lubisz – poprosił z nikłym uśmiechem.

– Wiesz o tym.

– Powiedz to.

Camilla spojrzała na niego.

– Bardzo, bardzo cię lubię. Wystarczy?

Lekarstwo zaczęło widocznie działać. Dan sprawiał wrażenie spokojniejszego, ale również bardziej otumanionego.

– Prawie – zaśmiał się. – Wiesz, kim dla mnie jesteś, Camillo?

– Nie – odparła wstrzymując dech.

Głaskał ręką jej ramię.

– Prakobietą.

– Co takiego? – uśmiechnęła się niepewnie.

– Ponieważ jesteś wieczna – wyjaśnił zduszonym głosem, a jego wąskie zielone oczy błyszczały dziwnym, przytłumionym blaskiem. – Nigdy nie będziesz rzeczywista, nie zaistniejesz naprawdę, Camillo. W świecie ciemnych, niebieskich i zielonych, unoszących się w powietrzu kręgów tęczy czekasz na mnie nieustannie. A kiedy całe to zło się skończy i już nie będę cierpiał, przyjdę do ciebie i odpocznę.

Camilla przełknęła ślinę. Przytaknęła wzruszona.

– A ja będę tam czekać. Czekam na ciebie, Dan.

– Naprawdę? I żadne głupie ubranie nie będzie ukrywać twojego ciała. Ja…

Gdyby ktoś kilka dni temu powiedział Camilli, że będzie siedzieć i rozmawiać z mężczyzną w ten sposób, nie uwierzyłaby. Ona, która ledwie odważyła się otworzyć usta i zupełnie nie miała w zwyczaju poruszać tak intymnych tematów. Ale teraz było to takie łatwe i naturalne. Takie jak jej ulubione rozmowy z Danem.

Coś jednak zakłuło Camillę w sercu. Opanowując płacz, dławiący w gardle, powiedziała:

– Odpocznij teraz, przyjacielu. Wszystko będzie dobrze. Zrobię dla ciebie wszystko, co w mojej mocy.

Naciągając mu koc na ramiona, myślała zrezygnowana: ale co ja mogę zrobić? Z pewnością jest już za późno, żeby w czymkolwiek pomóc.

Cicho wymknęła się z pokoju.

– Długo to trwało – zauważył Greger, kiedy wróciła do biura.

– Tak, nie czul się zbyt dobrze.

Greger prychnął.

– Niezbyt dobrze, chciałbym w to uwierzyć. Ale może mieć pretensje tylko do siebie. Gdyby miał choć trochę charakteru, już dawno uwolniłby się od tego paskudztwa.

Zwrócił swoje przenikliwe spojrzenie w stronę Camilli.

– Posłuchaj mojej rady i trzymaj się z dala od Dana. Wciągnie cię tylko w swoje małe prywatne piekło. Aha, dzwonił Phillip i pytał, czy mogłabyś mu podrzucić te papiery do biura adwokackiego. Mogłabyś to zrobić?

– Oczywiście, świetnie się składa. Sama mam jedną sprawę do załatwienia w mieście.

Zatrzymała się w drzwiach, odwróciła na chwilę i spytała niespodziewanie:

– Greger, czy twój dziadek potrafił prowadzić samochód?

Spojrzał zaskoczony.

– Dziadek? Prowadzić samochód? – wykrztusił. – Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia.

Na końcu języka miała jeszcze jedno pytanie, ale go nie zadała, gdyż uznała, że lepiej będzie, jeśli Greger zachowa trochę wiary w jej inteligencję.

Camilla poszła prosto do apteki.

– Czy mógłby pan zrobić dla mnie analizę tej tabletki? – poprosiła. – Znalazłam ją… w pewnym miejscu, gdzie nie powinna była się znaleźć, i podejrzewam, że to narkotyk.

Ciężko jej było wyrazić w słowach całą prawdę, ale jeżeli miała pomóc Danowi, musiała wiedzieć, z czym przyjdzie jej walczyć.

Aptekarz, choć niechętnie, w końcu zgodził się spełnić jej prośbę, mimo że zwykle czegoś podobnego nie robił. Obiecał wkrótce dać odpowiedź.

W biurze adwokackim zaprowadzono Camillę do niewielkiego pokoiku, w którym urzędował Phillip. Kiedy dostarczyła dokumenty, zamierzała od razu wracać, ale Phillip zawołał do niej:

– Usiądź na chwilę, Camillo!

Usiadła posłusznie z rękami na kolanach. Oparł głowę na dłoniach. Ubrany był w jasnoszary garnitur i szmaragdowozielony krawat, z kieszonki wystawała chusteczka. Po dłuższej chwili powiedział powoli:

– Czy możemy teraz zrzucić maski?

Wzdrygnęła się.

– Co masz na myśli?

– Czy nie dość już otrzymałaś ostrzeżeń? A mimo to nadal mieszkasz w Liljegården. Dlaczego?

Camilla wbiła wzrok w swoje ręce. Sama właściwie nie wiedziała, dlaczego pozostała w domu, w którym nawet ściany zdawały się jej nienawidzić.

– Posłuchaj mnie – zaczął. – W Liljegården dzieją się rzeczy, które nie są… zbyt szlachetne. Obawiam się, że klan braci Franck to wyszukany zbiór duchowych potworów.

Camilla podniosła zrezygnowana wzrok:

– Nie wszyscy! Niektórzy z nich są dobrzy, niektórzy są mi życzliwi!

Uśmiechnął się słabo.

– Czy ktoś jest dobry tylko dlatego, że jest ci życzliwy, Camillo? Nie mogę wziąć za ciebie odpowiedzialności, jeśli tu dłużej zostaniesz. Proszę cię, wyjedź stąd… jeszcze dziś!