Gdzie jest dziadek? napisała i podkreśliła słowa, żeby pokazać swą rozpacz i zagubienie.
Dłuższą chwilę siedziała w swoim pokoju, gryząc ze zdenerwowania palce i próbując nie tracić kontroli nad sobą.
Tego samego wieczoru Michael przystąpił do ataku. Camilla spodziewała się tego i była dobrze przygotowana.
Znaleźli się sam na sam w salonie. Inni bracia zajęci byli swoimi sprawami.
– No…? – zaczął Michael, odkładając gazetę.
– Co no? – spytała Camilla, nie spuszczając wzroku z ekranu telewizyjnego.
Wstał ze swego miejsca i usiadł na poręczy fotela Camilli. Wydawało się, że rozkoszuje się zapachem jej włosów.
– Czy już się zastanowiłaś?
Spojrzała na niego niewinnie.
– Zastanowiłam?
Zmarszczył czoło zirytowany.
– Tak, nad tym, o co pytałem. Dałem ci na to dwa dni. Pytałem, czy chciałabyś wyjść za mnie!
– Naprawdę? – spytała z uśmiechem. – Myślałam, że żartujesz.
– Nie żartowałem – odparł, opanowując się. – No, chcesz?
– Wyjść za ciebie? Dlaczego, u licha, miałabym to zrobić?
– No, a dlaczego nie? – nie poddawał się. – Kocham cię, wiesz o tym!
– To przykre – Camilla udała zmartwioną. – Ponieważ ja cię nie kocham. I nigdy cię nie pokocham.
– Jak możesz być tego pewna?
– Po pierwsze dlatego, że nie masz innych zalet poza pociągającym wyglądem. Po drugie, ponieważ absolutnie nic nie czułam, kiedy mnie pocałowałeś. Po trzecie, ponieważ nie mam ochoty cię utrzymywać, a po czwarte, ponieważ kocham innego. Kogoś, kto może nie wygląda tak dobrze jak ty i kto, być może, nie będzie mnie mógł utrzymywać, ale za kim tęsknię dzień i noc. Wystarczy?
Wyszła z dumnie podniesioną głową, a Michael patrzył za nią, całkiem oniemiały.
Dopiero wtedy Camilla zauważyła, że na sofie w holu leżał Dan. Musiał słyszeć każde słowo.
Camilla bała się burzy, mimo że sama energicznie temu zaprzeczała. Tej nocy około jedenastej rozległy się pierwsze grzmoty i dlatego nie mogła usnąć.
Deszcz lal jak z cebra, burza szalała, a błyskawice przeszywały ciemność jedna po drugiej. Z tego powodu Camilla nie położyła się do łóżka, ale siedziała na fotelu z podkulonymi nogami. Nagle usłyszała krzyk.
Dziki, nieludzki krzyk, jakby nie z tego świata, który rozniósł się po całym domu.
Pierwszy na myśl przyszedł jej Dan. Czy zabrakło mu środków stymulujących? Czy miał nowy atak?
W Camilli obudził się instynkt opiekuńczy. Zapomniała o swoim strachu przed burzą, wsunęła na nogi pantofle i wybiegła przez kuchnię do holu. Zatrzymała się, nasłuchując.
W domu panowała cisza. Deszcz bębnił o dach i szyby, w holu paliło się światło, ale w salonie było ciemno i pusto. Pośpiesznie dotarła do drzwi pokoju Dana, zapukała i nacisnęła klamkę, nie czekając na odpowiedź. Ku jej zaskoczeniu drzwi się otworzyły. Wewnątrz panował mrok. Zapaliła światło i szybko przeszła przez pokój. Dana nie było, nie było też śladu, żeby się kładł do łóżka. Obok telefonu leżał bloczek i Camilla zauważyła w nim jakieś notatki. „Czw. Cam. Pt. S.R. g. 21”.
Godzina 21… Dwie godziny temu. Przypuszczalnie nadal był poza domem. Coś zakłuło ją w środku. Najpierw musiał zanotować, że ma się w czwartek spotkać z Camillą, żeby mieć pewność, że nie zapomni, a teraz w piątek wyszedł z S.R. Kto to był S.R.?
Camilla znowu wyszła do holu. Z góry dochodził słaby dźwięk, widocznie nie była sama w domu. To pocieszające.
Zapukała do drzwi Phillipa, lecz bez rezultatu. Wbiegła po schodach. W tej sekundzie uświadomiła sobie, że jest ubrana tylko w lekką koszulkę nocną (pomysł Marthy), ale wracać teraz to bez sensu.
Zapukała też do drzwi Michaela i Gregera, żadnego z nich nie było. W największym pośpiechu zajrzała do pokoju Heleny, ale świecił pustką. Ktoś jednak musiał być w domu!
Wtedy to zobaczyła. Słaba smuga światła wpadała do pogrążonej w ciemności najodleglejszej części holu. Ktoś otworzył drzwi na strych!
Camilla zaczęła powoli iść w tę stronę jak przyciągana magnesem.
Wtedy z góry doszedł ją kolejny krzyk, krzyk strachu.
– Ty diable!
Potem usłyszała cichy, zduszony śmiech.
Camilla nie namyślała się dłużej. Kierowana instynktowną potrzebą niesienia pomocy wspięła się na wąskie schody prowadzące na strych. Ujrzała nad sobą belki sklepienia oświetlone lampami jarzeniowymi. Kiedy znalazła się na górze, pod stopami poczuła surowe deski podłogowe.
Zdążyła ogarnąć wzrokiem groteskowe skamieniałe postacie ludzkie, które mroziły krew w żyłach. Zobaczyła też komin oraz stary wojskowy hełm na parapecie niewielkiego okienka, gdzie pająk utkał swą sieć. Po chwili usłyszała cichy, bezradny jęk dochodzący zza komina. Zdążyła postąpić parę kroków w głąb strychu i zawołać:
– Czy jest tu ktoś?
Wtedy domem wstrząsnął grzmot, poprzedzony błyskawicą. Zgasło światło i wokół zrobiło się czarno.
W ciszy, która nastała po uderzeniu pioruna, Camilla usłyszała, że ktoś wypadł z drugiego pomieszczenia. Szybkie kroki zbliżały się, a z oddali usłyszała krzyk wściekłości.
Błyskawica przecięła ciemność. Biegnąca postać dostrzegła Camillę i pociągnęła za sobą w stronę schodów. Ale dziewczyna zareagowała odruchowo. Nie pomyślała o tym, czy ten, który ją złapał, był przyjacielem, czy wrogiem, tylko próbowała się wyrwać. Udało się jej i uskoczyła w nieznaną ciemność. Lecz uciekający mężczyzna znalazł się znów tuż obok, położył jej rękę na ustach i pociągnął w kąt za belką. Stanął plecami do ściany i mocno przytulił Camillę do siebie. To, co teraz usłyszała, słyszała już przedtem – powolne, lecz bezlitośnie pewne swego celu kroki. Dawno już oddaliły się od pomieszczenia za kominem i słychać je było, ciężkie i nieustępliwe, w miejscu pomiędzy kryjówką uciekinierów a schodami.
Camilla pokręciła głową na znak, że nie zamierza krzyczeć, i trzymające ją ręce przesunęły się niżej na talię. Opanowała chęć rzucenia się schodami w dół, na skutek jej własnej głupoty byli teraz pozbawieni tej możliwości. Dziewczyna zacisnęła mocno wargi i przysunęła się do mężczyzny stojącego za nią. Z mocno napiętych mięśni i drżenia poznała, że czuł silny ból. Zauważyła, że coś ciepłego i lepkiego spływa w dół jego ramienia.
Blizna! Blizna na ramieniu była otwarta. Stał za nią jej Przyjaciel i próbował ją ochronić przed… Jak to określiła żona Gregera? Sadystą!
Nowy błysk rozświetlił ciemności i Camilla dostrzegła przez moment stół z przymocowanymi do niego bagnetami i inną bronią, hełmy z otworami po kulach, naturalnej wielkości figury woskowe ubrane w starodawne mundury, chyba z czasów pierwszej wojny światowej…
Dziadek chłopców… dobrowolnie ruszył na wojnę… wyrzucony z pułku…
Muzeum dziadka. Trofea!
Coś poruszyło się w ciemności przed nimi. Znaleźli się znowu w sytuacji sprzed wielu lat, prześladowani przez okrutnego potwora, którego Camilli nigdy nie udało się zapomnieć. Nie mogła spodziewać się skutecznej pomocy ze strony Przyjaciela, wydawał się tak wyczerpany z powodu rany, że podejrzewała, iż utrzymuje się na nogach tylko dzięki temu, że przyciska go swym ciałem do ściany.
Nigdy w życiu Camilla tak bardzo się nie bala. Gdyby teraz przecięła niebo następna błyskawica, zostaliby zdemaskowani. I nie tylko to – musiałaby na nowo przeżyć koszmar z dzieciństwa, zobaczyć okrutnego prześladowcę, który zapadł jej w pamięć na zawsze.
Powolne kroki dały się słyszeć tuż obok, w odległości może półtora metra. Następnie przeszły dalej w głąb strychu i umilkły w oddali.