Nowa błyskawica – oślepiające światło, a po nim głęboka ciemność i ogłuszające grzmoty. Przyjaciel pchnął lekko Camillę do przodu. Ponieważ zdążyła ocenić odległość do schodów, bez wahania skoczyła w ich stronę, trzymając za rękę nieznajomego. Zbiegli po stopniach, a ich prześladowca pognał za nimi oszalały z wściekłości. Wypadli przez drzwi i dalej w dół tylnymi schodami na parter.
Mieli szczęście, okrutny strażnik z muzeum potknął się na schodach na strych i przewrócił. Dało im to potrzebny czas.
– Prędko, do swojego pokoju – szepnął chłopak. – Zamknij się na klucz! Nie otwieraj nikomu!
– A ty?
Nie odpowiedział, wepchnął tylko Camillę do środka i zatrzasnął za nią drzwi.
Camilla przekręciła klucz i oparła się plecami o drzwi, zdenerwowana, przerażona i bezsilna. Oddychała głęboko i ciężko.
W Liljegården ponownie zapadła cisza. Dziewczyna próbowała wyłowić jakieś dźwięki, ale nic nie było słychać, nic oprócz deszczu i oddalającej się burzy, która udała się na poszukiwanie nowych terenów łowów.
Gdyby Camilla była rozsądna, wyjechałaby jak najszybciej z Liljegården. Zabrakło jej jednak przezorności. Zdecydowała się pomóc Danowi i jak każda kobieta wierzyła, że jest jedyną zdolną dokonać cudu dla swojego najdroższego.
Od chwili kiedy położyła się spać, jeszcze dwa razy słyszała skrzypienie drzwi wejściowych, ale nie sprawdzała, kto przyszedł. Byłoby to zresztą trudne, gdyż do świtu nie włączono prądu.
Następnego ranka śmiertelnie bała się sprawdzić w korytarzu, czy nie ma dla niej listu. Obawiała się, że i tym razem nie znajdzie odpowiedzi. Wprawdzie Przyjaciel uratował ją w nocy na strychu, ale była to sytuacja przymusowa. Jeżeli również dzisiaj zabraknie odpowiedzi, będzie to znak, że tajemniczy opiekun pragnie zerwać kontakt.
Kiedy Camilla wyczuła drżącymi palcami zwiniętą kartkę, uśmiechnęła się szczęśliwa. Odpowiedział! Nie był już na nią zły. Jeżeli w ogóle był zły. Mogło przecież istnieć tysiąc powodów, dla których poprzednim razem nie zostawił wiadomości.
Czytała list w swoim pokoju.
Kochana mała Przyjaciółko!
Kiedy miałaś cztery lata, udało ci się jakimś sposobem dostać na strych. Akurat w tych dniach przebywał tam dziadek Franck, oczekując na przeniesienie do szpitala psychiatrycznego. Twoja niespodziewana wizyta na górze mogła nas – zarówno Ciebie, jak i mnie – kosztować życie. Na szczęście w ostatniej chwili przyszedł ktoś z dorosłych. Dziadek moich braci przyrodnich (na szczęście nie jest mój) zmarł w szpitalu kilka lat później. Nie jest już groźny.
Nie był już groźny…
Ktoś jednak tam dziś w nocy był, to pewne.
I tym razem na dole widniał dopisek PS:
Jeżeli jeszcze trochę wytrzymasz, wkrótce będzie po wszystkim. Uważaj tak na Uwodziciela, jak i na Niszczyciela! Obaj to niezłe ziółka.
Wiem, że Uwodziciel to niezłe ziółko, pomyślała Camilla. Ale kocham go mimo to. Potrzebuje jedynie pomocy, żeby wyzwolić się z nałogów. A ja pragnę mu pomóc. Na pewno mi się uda!
Dzień w biurze minął jak zwykle, bez sensacji. Greger wyglądał, jakby poprzedni wieczór spędził na porządnej libacji, a kiedy Dan przyszedł z pocztą, Camilla zobaczyła, że też nie był w lepszej formie. Przykro było patrzeć na jego bladą twarz.
Na wiadomość o przybijających i odpływających statkach Camilla znieruchomiała. „Santa Rosa” miała przybić o godz. 21 poprzedniego wieczoru.
„Santa Rosa”? S.R.
Czy Dan był na pokładzie, żeby odebrać nowy transport narkotyków? Gdyby brał tylko dla siebie, mogłaby to ścierpieć. Ale jeżeli… jeżeli był…
Camilla stłumiła jęk.
Greger zachowywał się tak samo dziwnie i niezgrabnie, jak poprzedniego dnia, przez cały czas sprawiał wrażenie, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale się na to ostatecznie nie zdobył.
Wreszcie, tuż przed końcem pracy, kiedy Camilla przygotowała się do wyjścia, zawołał ją z desperacką stanowczością.
Odwróciła się i spojrzała na niego pytająco.
Greger stał przy biurku i przebierał palcami w papierach, które tam leżały, starannie unikając jej wzroku.
– Ja… ja… Camillo, chciałbym ci coś wyznać, ale to nie jest takie proste. Zachowywałem się żałośnie w stosunku do ciebie.
– O? – zdziwiła się.
– Przez wiele lat – mówił dalej – osądzałem cię przez pryzmat czynów twego ojca i było to bardzo niesprawiedliwe. Teraz wiele spraw i rzeczy się zmieniło i jest mi bardzo przykro… Camillo, nie jestem tak zły, jak myślisz, chciałbym, aby wszystko między nami lepiej się ułożyło, i pragnę naprawić krzywdę, którą ci wyrządziłem…
Camilla stała jak wryta, nie rozumiejąc niczego.
– Już od dawna nosiłem w sobie złe zamiary – wyjaśnił Greger. – Chciałem się na tobie zemścić za nieszczęście, do którego przyczynił się twój ojciec. A zemsta miała być nie byle jaka.
Dziewczyna zrozumiała, że Greger nie zazna spokoju, zanim nie oczyści swego sumienia, dlatego zachęciła go, aby kontynuował, chociaż najchętniej wolałaby tego nie słuchać.
– No i?
Usiadł i przetarł twarz dłońmi.
– Chciałem cię w sobie rozkochać… ośmieszyć cię, zwabić cię najpierw do swego pokoju, a wtedy w niedwuznacznej sytuacji miałem zawołać moich braci… i wystawić cię na pośmiewisko…
Zapadła cisza. Camilla nie odezwała się ani słowem, a Greger ciągnął dalej w desperacji:
– Czy myślisz, że nie nauczyłem się prasować spodni? To był tylko pretekst, nie dlatego cię zawołałem. Planowałem cię uwieść. Czy słyszałaś coś równie śmiesznego? Ale kiedy zobaczyłem cię, jak prasujesz, schylona, ufna i życzliwa… wtedy coś we mnie pękło. To nie na tobie powinniśmy się mścić, byłaś tak samo źle traktowana przez swego ojca jak my. Wszystkie moje podłe plany rozsypały się niby domek z kart. To prawda, przerwano nam wtedy, ale to nie miało znaczenia. A potem… Camillo, z pewnością brzmi to teraz idiotycznie, ale naprawdę się w tobie zakochałem. Słowo! A więc teraz już wiesz.
Wyglądał na załamanego, kiedy tak siedział z twarzą ukrytą w dłoniach.
Minęła dobra chwila, zanim Camilla zdołała cokolwiek odpowiedzieć.
– Greger, dziękuję, że mi o tym powiedziałeś – odparła cicho. – To wiele zmienia. I dobrze rozumiem, że miałeś żal do mojego ojca i do mnie, i nie mam o to do ciebie pretensji. Mam tylko jedno pytanie: czy to ty próbowałeś dostać się do mojego pokoju drugiej nocy? I zostałeś zatrzymany w holu?
Skinął głową ze wstydem. Camilla mówiła dalej.
– Ale wracając do tego, co powiedziałeś na końcu… Czy nie jest trochę za wcześnie na to, aby mówić o miłości?
Potrząsnął przecząco głową i odważył się podnieść wzrok.
– Myślę więc, że powinieneś o tym zapomnieć – powiedziała Camilla tak delikatnie, jak tylko potrafiła. – Jesteś moim przyjacielem, przyjacielem z dzieciństwa, ale zawsze za bardzo przypominałeś mi mojego ojca, ażebym się mogła w tobie zakochać.
– Ja? Podobny do twego ojca? Oszalałaś?
– W swoim zachowaniu wobec mnie, tak. Poza tym, nić. Zawsze byłeś apodyktyczny, zawsze zniecierpliwiony z powodu mojej niezgrabności i bezradności. Nazywałeś mnie pokraką i wzbudzałeś we mnie poczucie winy. Takie rzeczy pozostają w pamięci, rozumiesz, chociaż chętnie bym o tym zapomniała… A poza tym, to… trochę się spóźniłeś.
Zaklął bezgłośnie, dobrze rozumiał, co miała na myśli.
– To bez sensu, Camillo. On jest przegrany!
Na moment spotkała wzrok Gregera. Potem odwróciła się.
– Przykro mi z tego powodu – szepnęła.