Stał przez kilka sekund nieruchomo jak posąg. Następnie szybko wyszedł z pokoju. Po chwili usłyszała odgłos zapalanego i oddalającego się od domu z dużą szybkością samochodu.
Zamyślona Camilla pozostała na swoim miejscu przez dłuższą chwilę.
„Jeden jest uwodzicielem…”
A więc ten punkt został wyjaśniony. Całkowicie!
Z westchnieniem wstała i opuściła biuro.
W holu panował ruch i gwar. W drzwiach stało dwóch mężczyzn i rozmawiało z Danem, Michael zakładał kurtkę, a Phillip stał z boku, obserwując z żywym zainteresowaniem, jak Dan dyskutuje z obcymi.
Camilla przeszła przez hol, całkiem zatopiona we własnych myślach, ledwie ich zauważając.
Greger był Uwodzicielem! W takim razie nie mógł nim być Dan. Musiał więc być Przyjacielem. Co za szczęście!
Jeżeli tak, to…
– Nie! – krzyknęła na głos w rozpaczy. Wszyscy odwrócili się i spojrzeli na nią. – Nie – powtórzyła i ruszyła biegiem do kuchni, krzycząc w proteście przeciw okrutnej konkluzji. – Nie, nie, nie!
Dan dogonił ją i złapał za rękę.
– Co się stało? Dlaczego płaczesz?
Łzy płynęły strumieniem.
– Puść mnie! Więcej już nie zniosę!
– Powiedz, o co chodzi?
Przyglądała mu się przez łzy.
– Potrafię wiele znieść – łkała. – Że uganiasz się za spódniczkami i jesteś donżuanem, że jesteś narkomanem i że jesteś niepoważny, że nie masz żadnych zasad, ale tego nie wytrzymam!
Jego twarz była kredowobiała.
– O czym ty mówisz?
– Michael jest Oszustem – mówiła Camilla, płacząc. – Greger sam przyznał, że był Uwodzicielem. A Phillip nie może być Mordercą. Phillip nie może być Mordercą!
Wyrwała się i pobiegła do swojego pokoju, zamknęła drzwi na klucz i rzuciła się na łóżko. Poprzez spazmatyczny płacz zdołała usłyszeć podniesione głosy dochodzące z holu. Dan krzyczał, że nie może wyjść, musi zostać w domu, żeby zająć się Camillą. Ale naciski były chyba zbyt duże, głosy oddaliły się i zrobiło się cicho, zupełnie cicho.
Camilla usłyszała delikatne pukanie do drzwi.
– Camilla? Tu Phillip.
Phillip, który był jej Przyjacielem…
– Odejdź. Chcę zostać sama. Zaraz przyjdę.
Długo leżała na łóżku, na wpół przytomna ze zmartwienia i zwątpienia. Nie wiedziała, ile dokładnie minęło czasu, kiedy wreszcie opanowała się i wyszła do holu.
Phillip wstał z fotela miękko jak kot.
– O, jesteś. Czy już lepiej?
– Gdzie są pozostali? – spytała ze ściśniętym gardłem.
Wzruszył ramionami.
– Hm, sama widziałaś, co się stało z Danem. Wreszcie zabrała go policja, najwyższy czas. Greger pojechał gdzieś samochodem, Bóg jeden wie dokąd. A Michael wyruszył chyba w podróż pociągiem.
Camilla czuła ogromne zmęczenie.
– Wracam do domu.
– Dobrze – skinął głową. – Rozumiem, że masz dość Liljegården. Czy wyjeżdżasz dziś wieczorem?
– Najchętniej. Greger da sobie radę sam.
Wyjrzała na ogród.
– Nie ściąłeś jeszcze jabłoni.
– Nie – odparł i stanął obok niej.
– Powinnam była się domyślić, że to Greger podłożył list pod moimi drzwiami, że nie powinnam iść do hotelu. Nawet wielkie litery mają swoje cechy szczególne, a te nie były podobne do liter z twoich listów.
Uśmiechnął się tylko.
Ostatnia wiadomość: Ja także Cię kocham.
Odwróciła się od niego.
– On nic chyba na to nie mógł poradzić – zauważyła. – Mam na myśli Dana.
– Nie. Dziadek, wiesz. Mówiłem ci, że w naszej rodzinie jest wiele słabych charakterów. Jeżeli człowieka takiego jak dziadek można nazwać słabym. A może masz ochotę obejrzeć jego muzeum?
– Ochotę? O nie, wielkie dzięki!
– Uważam, że powinnaś to zobaczyć. Może inaczej ocenisz to wszystko.
Jego głos był łagodnie przekonywający. Camilla z wahaniem podążyła za Phillipem. Czuła ucisk w okolicy żołądka – ze zmartwienia i napięcia.
Phillip przekręcił włącznik i nagie lampy jarzeniowe rzuciły białe światło na ogromny strych. Stało tam mnóstwo manekinów ubranych w mundury wojskowe – las nieżywych postaci ze wspomnień Camilli.
– Robił jedną figurę za każdego zabitego żołnierza – wyjaśnił Phillip. – Ubrane są we francuskie mundury. Dziadek walczył po stronie niemieckiej.
– Czy kiedyś go spotkałeś?
– Oczywiście! Wiesz, był fascynującą osobą. Często opowiadał o swoim życiu w wojsku mnie i Gregerowi, pozostali bracia byli jeszcze za mali, i oprowadzał nas tutaj. Greger nie był szczególnie zainteresowany, ale ja krążyłem za dziadkiem jak cień. Tu jest jeden z jego rewolwerów. Widzisz te rysy na kolbie?
– Tak. Czy możemy już stąd iść?
– Nie, jeszcze nie widziałaś najlepszego. Chodź.
Niechętnie podążyła za nim do pomieszczenia za kominem. To stąd słyszała krzyki poprzedniego wieczoru. A teraz Philip mógł tak spokojnie tu chodzić!
Camilli nieprzyjemna wydała się myśl, że to ręce Phillipa obejmowały jej lekko odziane ciało. Czy kiedykolwiek oswoi się z myślą o Phillipie jako Przyjacielu?
Znaleźli się w małym pokoiku i Camilla rozejrzała się niepewnie dookoła. Na ścianach wisiały przeróżne przedmioty z podpisami pod spodem. Uderzyło ją to, że te rzeczy nie mogły należeć do starego dziadka Francka.
– Tak, właśnie – wyjaśnił Phillip, uprzedzając jej pytanie. – Ten kamień na przykład… pamiętam chłopca, który dostał nim w głowę. No, oczywiście niegroźnie… niedobry mały chłopiec. A ten gwóźdź…
Muzeum w miniaturze! Kiepska kopia makabrycznych zbiorów dziadka!
Camilla nie słuchała. Przyglądała się małemu toporkowi. „Mój brat”, głosił podpis wykonany ręką dziecka.
Z jękiem przerażenia wypadła z pokoiku.
– Nie chcę tego dłużej oglądać! – krzyknęła. – Pozwól mi zejść na dół.
– Oczywiście – odparł spokojnie Phillip. – Przepraszam, nie pomyślałem o tym. Jestem do tego już tak przyzwyczajony, że nie robi to na mnie wrażenia.
Poszedł za nią do holu na pierwszym piętrze. Camilla zatrzymała się koło stojącej tam sofy.
– Tutaj obudziłam się tej nocy, kiedy byłeś na kongresie adwokackim – zmieniła temat, aby odsunąć myśli od przerażającego strychu. – Często zastanawiałam się, kto mnie tu przeniósł, kiedy uległam zaczadzeniu. Tak, nie mógł to być Dan, bo on przyszedł później.
Czy musiała bez przerwy mówić o Danie? Tęsknota za nim paliła jak otwarta rana.
– Dan? – spytał Phillip. – On chyba nie dałby rady nikogo unieść!
– Nie? – zdziwiła się Camilla. – Jest przecież wystarczająco silny.
– Ależ skąd, wyćwiczył jedynie zdolność ukrywania swojej ułomności. Ale jedno jego ramię jest zupełnie bezużyteczne. Czy nigdy nie zauważyłaś, że nie podnosi go wyżej niż zaledwie parę centymetrów? Może używać tylko przedramienia.
Camilli zakręciło się w głowie. Nie oczekuj zbyt wiele!
– Słyszałam, że jeden z was był ranny, ale myślałam, że to ty. A więc to był Dan? Jak to właściwie się stało?
Phillip zawahał się, a w jego oczach dostrzegła błysk podejrzliwości. Przenikliwy dźwięk wyzwolił ich oboje z niezręcznej sytuacji.
– Telefon! – zawołała Camilla i zbiegła po schodach. Phillip powoli podążył za nią.
Obudziła się w niej dzika nadzieja, ale nie chciała utwierdzać się w tym przekonaniu. Nie mogła polegać na samym podejrzeniu. Phillip nie mógł bowiem ani próbować jej otruć, ani przejechać samochodem. Jak mogło pasować jedno do drugiego? Czy mówili o dwóch różnych okaleczeniach?
Nigdy w życiu Camilla nie czuła się tak zagubiona. Pełna nadziei, a jednocześnie śmiertelnie przerażona.