– Możliwe.
– A może chodzi o coś innego.
– Jak…
– Jak na przykład o to, że wolał, by podejrzenie padło na Billy’ego niż na kogoś innego. Na cudowne dziecko w rodzinie. Na żonę. Lub na niego samego.
– Też możliwe – zgodził się Anderson. Umilkł na chwilę. – Gdybym miał do pomocy psychiatrę, może udałoby mi się dowiedzieć, która z tych możliwości wchodzi w grę.
Westchnąłem głęboko.
– Naprawdę cię potrzebuję – powiedział Anderson. – Czuję, że Billy Bishop jest niewinny. A jeśli mam rację, pojawia się nowy kłopot. Muszę się dowiedzieć, kim jest morderca, bo w domu jest jeszcze druga bliźniaczka.
Anderson słusznie niepokoił się o Tess. Na kilkanaście zarejestrowanych przypadków śmierci jednego z dwóch bliźniaczych niemowląt w ponad siedemdziesięciu procentach drugi bliźniak także umierał w tajemniczych okolicznościach, zwykle z powodu nagłej niewydolności serca lub układu oddechowego. Niektórzy uczeni snują teorie, że nagła utrata brata lub siostry wywołuje u drugiego bliźniaka zabójczy żal, który w nie wyjaśniony sposób prowadzi do zatrzymania krążenia lub oddechu. Tajemnicza więź dusz zostaje nagle przerwana, co podcina wolę życia. Najbardziej jednak przekonującym wyjaśnieniem jest to, że zabójca miał czas i okazję, aby dokończyć dzieła i zgładzić drugą ofiarę – przypuszczalnie przez uduszenie – dlatego, że aresztowano niewłaściwą osobę albo brak dowodów uniemożliwiał zatrzymanie właściwej.
Spojrzałem na niebo. Z niewiadomych powodów oczami wyobraźni zobaczyłem, jak ojciec w pijackim szale zabiera się do bicia: codzienność mojego dzieciństwa. Przyszło mi do głowy, że byłoby miło, gdybym dla odmiany chronił przede wszystkim siebie. Nikt nie powinien mieć mi tego za złe. Moja psychika jest bowiem naznaczona ranami jak mapa piekła. A niektóre z nich nigdy nie przestały krwawić.
Nikt nie może mieć o to do ciebie pretensji - zaszeptał mój Wewnętrzny głos. – Poza tobą.
Gdy wróciłem do domu, śniadanie było już prawie gotowe. Na patelni skwierczały jajka na bekonie. Na talerzu leżały pokrojone i posmarowane topionym serem jeszcze ciepłe bajgle od Katza – ten sklep z sześćdziesięciopięcioletnią tradycją mieścił się tuż za 7-Eleven. W dzbanku od miksera zobaczyłem jakiś ciemnoczerwony napój z bąbelkami.
– Truskawki, lód i cukier – bez pytania wyjaśniła Justine.
– Wygląda smakowicie – stwierdziłem.
– Od razu wychodzisz czy jeszcze trochę zostaniesz? – Przewróciła jajka na drugą stronę.
Nie spodziewałem się tego pytania, toteż nie odpowiedziałem.
Spojrzała na mnie.
– Wiem, że musisz wyjść – Wyczytałam to z twarzy twojego przyjaciela.
– Obiecałem mu, że za cztery godziny spotkamy się na lotnisku. Ma trudną sprawę w Nantucket. Zamordowano małą dziewczynkę.
– O Boże. Ile miała lat?
– Pięć miesięcy.
Popatrzyła na mnie tak, jak patrzą czasem ludzie, gdy stają wobec bezmiaru ludzkiego okrucieństwa.
– Podejrzanym jest jej przybrany brat. – Nie przyszło mi do głowy nic innego, co mógłbym powiedzieć. – Chłopak nie jest całkiem normalny.
Potrząsnęła głową. Bez słowa odwróciła się do kuchenki, wyłożyła jedzenie na talerze i nalała do szklanek truskawkowej mikstury. Usiedliśmy na taboretach przy granitowym blacie na środku pokoju. Jedliśmy w milczeniu.
– Odwiedź mnie w Rio albo w Buzios – odezwała się w końcu.
– Buzios – powtórzyłem. – Zjawię się, gdy tylko będę mógł. – I mówiłem to serio.
Zjadła jeszcze jeden kęs, po czym odsunęła talerz.
– Strata czasu – mruknęła.
Pomyślałem, że jest zła z powodu mojego nagłego wyjazdu. Przygotowałem się na scenę. Wzruszyła ramionami.
– Nie lubię jajek. – Ściągnęła koszulę, rzuciła ją na podłogę i poszła w stronę łóżka.
Ruszyłem za nią. Nie mogłem przewidzieć, jak wiele mnie będzie kosztowała sprawa Bishopa, ale musiałem to wyczuć siódmym zmysłem. Gdy bowiem moje dłonie i usta wędrowały po ciele Justine, czułem coś więcej niż namiętność. Pragnąłem wejść w jej duszę, wykorzystać w jakiś sposób jej żywotność, żeby znaleźć w niej pancerz, który obroniłby mnie przed śmiercią.
3
Polecieliśmy z Andersonem liniami Cape Air. Lot miał trwać czterdzieści pięć minut. Wystartowaliśmy z lotniska Logana o trzynastej piętnaście, Dziewięciomiejscowa cessna z jednym pilotem za sterami trochę trzęsła na wietrze, ale nie przeszkodziło to nam podziwiać szafirowoniebieskiego Atlantyku podczas podchodzenia do lądowania. Lecieliśmy tak nisko, że mogliśmy dostrzec surfingowców na Cisco Beach i szare dachy rezydencji rozrzuconych po wyspie.
Nantucket, nazywana Szarą Damą, to w gruncie rzeczy grupa trzech wysepek w kształcie grubego bumerangu z oderwanymi dwoma kawałeczkami przy jednym z końców. Legenda przypisuje jej powstanie popiołowi, który wypadł z fajki indiańskiego olbrzyma Moshupa, mitycznego opiekuna tubylców mieszkających na Cape Cod. Ale Moshup zawiódł stworzoną przez siebie krainę i swój lud. W osiemnastym wieku osadnicy z Massachusetts, kwakrowie, nakłonili dobrotliwych Indian Algonkinów, aby ich nauczyli łowić w wodach Nantucket, polować na ptactwo, uprawiać ziemię. W zamian nauczyli ich czytać, pisać i rachować na tyle, by Indianie mogli sprzedawać swoją wyspę kawałek po kawałku. Algonkinowie byli bardzo pojętnymi uczniami i pozbyli się tylu pól i pastwisk, że wkrótce nie mieli gdzie wypasać bydła. Strata ziemi, importowana z kontynentu whiskey oraz przywleczona przez osadników gruźlica sprawiły, że wraz ze śmiercią w 1824 roku ostatniego męskiego przedstawiciela Indian z Nantucket, Abrahama Quary’ego, Algonkinowie zniknęli z powierzchni ziemi.
W dziewiętnastym wieku wyspa żyła z polowania na wieloryby. Herman Melville napisał Moby Dicka zainspirowany tragiczną podróżą kapitana George’a Pollarda z Nantucket, który w 1920 roku utonął na statku staranowanym przez wieloryba. Choć niebezpieczne, polowanie na wieloryby było zgodne z kwakierskim etosem pracy – i przynosiło duże dochody. Pieniądze płynęły na wyspę szerokim strumieniem, wywołując boom budowlany, który co prawda doprowadził do wykarczowania niemal wszystkich lasów, ale spowodował, że przy Main Street wyrosły okazałe rezydencje. Jedną z nich był dwupiętrowy dom Jareda Coffina wybudowany z angielskiej cegły i pokryty łupkiem.
W każdym rozdziale historii najnowszej Nantucket motorem rozwoju wyspy był handel, który jednak stopniowo odbierał jej duszę. Nic więc dziwnego, że wraz z upadkiem przemysłu wielorybniczego, który przyspieszyły ciężkie straty poniesione przez flotę wielorybniczą podczas wojny secesyjnej, Nantucket stanęło przed diabelską koniecznością: rozwojem turystyki. Wyspa powoli zamieniała się w targowisko próżności, bogactwa i osobliwości, którego widok wstrząsnąłby każdym kwakrem. W domu kapitana Pollarda ulokował się sklep Pamiątki z Siedmiu Mórz. Rezydencja Jareda Coffina została zamieniona na hotel w stylu kolonialnym.
Prawdziwa dusza Nantucket, związana z indiańską przeszłością i rybacką odwagą, została pogrzebana pod taką warstwą blichtru, że na dobrą sprawę była równie martwa jak ostatni Algonkin.
Podczas lotu North Anderson poinformował mnie, że Darwin Bishop nabył swoją posiadłość na wyspie w 1999 roku, w którym jego holding Consolidated Minerals and Metals zarobił 1,2 miliarda dolarów. Przy takiej masie pieniędzy 9,6 miliona dolarów, które Bishop wydał na pięć akrów ziemi przy Wauwinet Road oraz osiemnastopokojową rezydencję z widokiem na zatokę i ocean, wydaje się drobną sumą.
CMM eksploatowała bogate złoża żelaza i miedzi w Rosji i na Ukrainie. Mimo niestabilności politycznej tego regionu holding przynosił ogromne zyski dzięki eksportowi rudy do krajów Europy, Azji i Stanów Zjednoczonych. Krążyły pogłoski, że firma przymierza się do wejścia na rynek ropy naftowej i gazu, co niebotycznie zwiększyłoby jej dochody.
– Czy Bishop wie, że przyjeżdżamy? – zapytałem Andersona, gdy skręcaliśmy w Wauwinet Road.
– Gdyby nie wiedział, nie mielibyśmy szans podjechać pod bramę – odparł Anderson. Wskazał na stojący przy drodze nieskazitelnie utrzymany domek kryty łupkiem, z białymi okiennicami i oknami w kwiatach i winorośli – Nazywa go swoją budką strażniczą.