– Wybacz pytanie, ale kim jest Kimberly? – zapytał Ace.
– Jest moja, moja, moja! – krzyknęła Fiona. – I jeśli ten cholerny Gerald, który kręci tyłkiem i ma wiecznie czerwone uszy, myśli, że mi ją odbierze, to musi się przygotować do walki na śmierć i życie!
Ace przyglądał się jej przez chwilę.
– Chcesz drinka? A może masz ochotę pooglądać telewizję? Może kanał disneyowski?
Fiona spojrzała na niego, dygocząc wprost z wściekłości.
– Jak sądzisz, czy w tym domu jest jakiś papier? I pióro? Albo ołówek?
Ace wstał natychmiast, wyszedł z pokoju i wrócił po chwili, niosąc plastikową teczkę z papierem kancelaryjnym i długopis.
– Tylko to mogłem znaleźć. Pasuje?
– Doskonale – niemal wyrwała mu przybory do pisania.
Nie pozostawało im nic innego jak tylko czekać, więc każde z nich zabijało czas na swój sposób. Ace oglądał telewizję, Fiona rysowała. Kilka razy podniosła na niego oczy, zastanawiając się, jakim cudem udało mu się znaleźć w telewizji tyle programów o ptakach.
Od czasu do czasu docierały do niej fragmentu zdań ze ścieżki dźwiękowej.
Sto szesnaście gatunków ptaków ma lęgowiska w Everglades.
Producenci damskich kapeluszy płacili za jedną uncję piór dwie uncje złota.
Po chwili Fiona podniosła oczy i zauważyła portret człowieka, którego podobiznę widziała w domu Ace'a.
W 1905 r. Guy Bradley został zamordowany, kiedy bronił kolonii pingwinów w Oyster Boy. W ten sposób w Ameryce zrodził się ruch ochrony przyrody.
Ale nie poświęciła zbyt wiele czasu pasji Ace'a, bo była całkowicie zaabsorbowana pomysłami, które w takim tempie przelatywały jej przez głowę, że ledwo nadążała szkicować. Projektowanie Kimberly uspokoiło ją. Nie zamierzała wykorzystać w przyszłości tego, co teraz rysowała, ale potrafiła się odprężyć tylko z ołówkiem w ręku, tak jak szef kuchni, który pitrasi coś dla siebie w chwilach relaksu, czy kierowca rajdowy, wiozący po zawodach rodzinę na niedzielną wycieczkę.
Nie podnosiła głowy znad kartki papieru, dopóki nie usłyszała muzyki, będącej podkładem dźwiękowym, na którym „leciały" nazwiska realizatorów programu. Co chwila pojawiało się nazwisko: dr Paul Montgomery. Fiona przez chwilę gapiła się na ekran jak sparaliżowana. Ace był autorem scenariusza i producentem programu. Wybrał materiały. Dostarczył nawet zdjęcia. I był konsultantem.
Przez resztę dnia Fiona rysowała, a Ace myszkował po dziewięćdziesięciu kilku kanałach i zawsze udawało mu się znaleźć program poświęcony ptakom. Do Fiony co chwila docierały głosy ptaków, ich nazwy i opisy.
Majestatyczny żuraw wydmowy…
Wielka czapla biała…
Cyraneczka niebieskoskrzydła pozostaje tu przez cały rok…
Różowa warzęcha…
Siewka z czarnym paskiem…
Fiona zawsze patrzyła na ekran, kiedy pojawiały się napisy końcowe i nieodmiennie powtarzało się nazwisko: dr Paul Montgomery.
Kiedy zapadł zmrok, Ace wstał i oznajmił, że idzie się położyć, ale Fiona była tak zaabsorbowana rysowaniem, że ledwo dosłyszała, co mówił.
– Jeśli chcesz spać w łóżku, położę się na kanapie – zaproponował.
– Nie, kładź się do łóżka. Ja zostanę tutaj – mruknęła z roztargnieniem.
Ace przez chwilę przyglądał się Fionie, po czym wzruszył ramionami, padł na łóżko i natychmiast zasnął. Obudził się po paru godzinach i zobaczył światło w salonie, więc wstał, żeby sprawdzić, co się dzieje. Fiona spała z notesem na kolanach, a wokół niej poniewierały się rozrzucone stronice. Ace starannie zebrał kartki z podłogi, potem wziął dziewczynę na ręce, zaniósł do sypialni i położył do łóżka.
– Nie wiem, kim jest Kimberly, ale z pewnością nie jest tego warta – szepnął.
Wrócił do salonu, zgasił światło i wyciągnął się na kanapie. Kusiło go, żeby zerknąć na rysunki Fiony, ale coś go powstrzymało. Nie chciał wiedzieć o niej więcej niż to konieczne. Nie, chciał tylko wyplątać się z tej absurdalnej sytuacji, wrócić do Kendrick Park i życia, które kochał.
Po dwóch minutach spał już głęboko.
7
Muszę dziś koniecznie wrócić do domu, pomyślała Fiona natychmiast po przebudzeniu. Ten koszmar jak ze złego snu, to ukrywanie się przed policją, to znajdowanie zwłok, ta prezentacja Kimberly bez jej udziału, to wszystko musi się wreszcie skończyć. Przeciągnęła się i zaczęła się zastanawiać, czym jest dla niej dom. Dom to jej własne stroje, to kosmetyczka, masażystka.
– Kawy? – usłyszała głos Ace'a i po chwili zza futryny drzwi wychyliła się jego głowa.
Fiona skrzywiła się, ale zmusiła się do uśmiechu.
– Jasne. Co mówi fax?
– Jeszcze nie przyszedł – oznajmił i wszedł do sypialni, jakby miał do tego pełne prawo. – Ale nie martw się. Trzeba czasu, żeby załatwić tego typu sprawy. Mój brat i kuzyn mają rozległe znajomości i dowiedzą się wszystkiego bez trudu.
Wzięła od Ace'a parujący kubek i pociągnęła łyk kawy.
– Chyba wolę nie wiedzieć, czym się zajmują twoi krewni.
Czy oni noszą takie imiona jak Pluskwiak i Straszna Morda?
Ace przez chwilę gapił się na Fionę, nie mogąc zrozumieć, o co jej chodzi. W końcu uśmiechnął się półgębkiem.
– Oczywiście. Mój brat ma na imię Czort. A twoje rodzeństwo?
– Żadnych braci, żadnych sióstr. Tylko ja.
– Samotne dzieciństwo?
– Niezupełnie. Większość życia spędziłam w szkolnych internatach i bawiłam się wspaniale. Czy mógłbyś do kogoś zadzwonić i zapytać, czego się dowiedzieli?
– Już to zrobiłem. Jak dotąd nikt niczego się nie dowiedział. To może być dobry albo zły znak.
– Mógłbyś mi to wyjaśnić? Nie jestem mocna w żargonie kryminalistów czy mafiosów.
– Jeśli nikt z ludzi, prowadzących dochodzenie, jeszcze się nie odezwał, to może być zły znak, bo to może oznaczać, że nie udało im się niczego dowiedzieć. Ale z drugiej strony to może również znaczyć, że wpadło im w ręce tyle tropów, że nie wiedzą, za którym najpierw pójść.
– Nie podoba mi się twoje poczucie humoru – oznajmiła Fiona, oddając Ace'owi pusty kubek. – Chcę tylko jednego: wydostać się stąd i wrócić do Nowego Jorku.
– I do swojej ukochanej Kimberly – dorzucił Ace, patrząc na dziewczynę, jakby miał nadzieję na wyjaśnienia.
– Mógłbyś zostawić mnie na chwilę samą? Chciałabym wziąć prysznic.
– Jasne. Znalazłem tu kilka jajek, więc mogę usmażyć omlet. – Ace wstał i wskazał głową na szafę w sypialni. – Tam znajdziesz czyste ubrania.
– Męskie? – Fiona skrzywiła się z niesmakiem.
– A jakieżby inne? Przynajmniej nie dasz Lisie powodów do zazdrości.
– Tak? Ile Lisa ma wzrostu?
– Sto sześćdziesiąt – odpowiedział Ace, stojąc w drzwiach. -Dlaczego pytasz?
– Kiedy się z nią spotkam, będę miała na sobie najkrótszą spódniczkę, jaką dostanę w sklepie dziecięcym. Moje nogi mają sto sześćdziesiąt centymetrów długości. A teraz idź już stąd.
Wyszedł, a Fiona napawała się swą zemstą, kiedy przypomniała sobie wyraz twarzy Ace'a. Właściwie to szkoda, że ta eskapada wkrótce się skończy; dobrze by było posłużyć się kimś takim jak Ace, żeby wzbudzić w Jeremym zazdrość. W końcu zdecydowanie zasłużył sobie na nauczkę.
Fiona długo stała pod bardzo gorącym prysznicem. Tak długo, aż spłukała z siebie znużenie i poczucie beznadziejności, w jakim żyła przez ostatnie dwa dni. Dziś czuła, że wszystko dobrze się skończy. Dziś wróci do domu!