Uspokójcie się! – zawołała Fiona, unosząc rękę, aby uciszyć przyjaciółki. – Powiem wam wszystko, co wiem, ale uprzedzam, że niewiele tego będzie. Jakiś facet z Teksasu nazwiskiem Roy Hudson prowadzi dziecięcy show pod tytułem Raphael. Nie wiem o nim nic poza tym, że był tak wielkim przebojem w lokalnej sieci telewizyjnej, że został zakupiony przez jeden z kanałów ogólnokrajowych.
– Który? – zainteresowała się Jean.
– A jakie to ma znaczenie? – zapytała Ashley. Wczoraj przyleciała z Seattle, żeby wziąć udział w tym spotkaniu.
– PBS czy NBC?
– Wietrzę grube pieniądze – mruknęła Ashley.
– Oczywiście. Przecież zawsze o to chodzi, prawda?
– Pozwolicie wreszcie Fionie mówić, czy nie? – przerwała im Susan.
– Niewiele więcej mam do dodania – mruknęła Fiona, pociągając kolejny łyk ginu z tonikiem. – Jak zwykle w takich przypadkach będą koncesje i Davidson chce zdobyć kontrakt na produkcję zabawek z tego TV show. To proste.
– A co ty i Kimberly macie wspólnego z tym programem telewizyjnym? Jak on się nazywa? I o czym to jest? – chciała wiedzieć Jean.
– Nie widziałam taśm, więc nie mam pojęcia, o czym to jest. Nazywa się Raphael i sądzę, że jest o… Nie, właściwie nie domyślam się, o czym to może być. Dziś po raz pierwszy w życiu o nim usłyszałam. – Fiona pociągnęła potężny haust ginu z tonikiem.
– Więc dlaczego…?
Dlaczego ten facet powiedział, że sprzeda koncesję na zabawki Davidson Toys tylko wtedy, jeżeli ja osobiście pojadę z nim na wycieczkę na Florydę? – Fiona była świetnie wychowana i normalnie nie pozwoliłaby sobie na podniesienie głosu w miejscu publicznym, ale konfrontacja z Garrettem wyprowadziła ją z równowagi, więc prawie krzyknęła: – Nie wiem! Wiem jedynie, że ten stary poczciwina z Teksasu poprosił uprzejmie, abym pojechała na… – musiała przełknąć, aby wydusić z siebie – na trzydniową wyprawę wędkarską z nim i jego przewodnikiem o imieniu Ace.
Osuszyła szklankę do dna i skinęła na kelnera, aby ją znów napełnił.
Pierwsza roześmiała się Susan. Uśmiech czaił się w kącikach jej ust, wszystkie znały ten wyraz jej twarzy. Często mawiały, że tylko dzięki poczuciu humoru Susan zdołały się utrzymać przy zdrowych zmysłach.
– Ace?! – spytała Susan i kąciki jej ust zadrżały. – As?! Jak sądzicie, czy to jeden z tych facetów, którzy noszą w portfelu fotografie pierwszej żony, drugiej żony i trzeciej żony? I zdjęcia wszystkich potomków z każdego z tych związków?
– A każde zdjęcie ma przynajmniej dwadzieścia lat! – dorzuciła Jean, wijąc się ze śmiechu.
– Malutki Leroy z fotografii właśnie odsiaduje piąty rok z dziewięcioletniego wyroku, który dostał za zuchwałą kradzież samochodu.
Teraz śmiały się już wszystkie. Diana kazała podać wysokokaloryczny sos serowy do chipsów. Jak dotąd nie zamówiły jeszcze obiadu.
– Nie – stwierdziła Jean. – Moim zdaniem, Ace był pilotem podczas drugiej wojny światowej i będzie pokazywał Fionie swoje medale.
– No, co wy, dziewczyny – wtrąciła się Ashley. – To Floryda! Ace będzie miał skórę twardszą niż krokodyle, z którymi uprawia zapasy. I będzie do wszystkich kobiet mówił „słodziutka" albo „dziecinko".
– A jego tatuaże będą pochodziły z czasów, kiedy jeszcze nie były modne – dorzuciła Diana.
Fiona odchyliła się do tyłu.
– Jak zwykle nie wiecie, o czym mówicie. Ace jest rewelacyjny: wysoki, smagły i przystojny. Ma wszystko, co trzeba, poza jednym nieistotnym drobiazgiem.
W tym momencie wszystkie kobiety roześmiały się domyślnie.
– Jeśli to taki drobiazg, to go nie chcę.
– O, to nie to. – Fiona zamruczała jak kotka. – To odnosi się do wymiarów jego… O, mamy obiad! – Uśmiechnęła się szeroko, a jej zielone oczy zabłysły jak gwiazdy.
– W takim razie tym drobiazgiem musi być… – Jean przerwała i spojrzała na przyjaciółki. – A teraz wszystkie razem, drogie panie, raz, dwa, trzy!
– Mózg! – zawołały zgodnym chórem, podczas gdy roześmiana Jean udawała, że jest dyrygentem.
– Wiesz, Fee – mruknęła Ashley, nie przerywając jedzenia -ja chyba byłabym w stanie znieść trzy dni w towarzystwie opalonego na brąz adonisa o imieniu, Ace.
– Zapaśnik! – prychnęła Fiona – Ja lubię, żeby mężczyzna miał coś jeszcze poza bicepsami.
– Ja nie – wykrztusiła Susan z pełnymi ustami. – Nigdy nie interesowałam się, czy mężczyzna ma jakiś mózg czy nie.
– Zainteresujesz się, kiedy minie urok nowości – odpowiedziała poważnie Fiona. – I zostaniesz na lodzie. On odejdzie z jakąś blond kretynką, a ty zostaniesz sama i…
– Dajcie mi dojść do głosu! – zawołała Diana. – To moje urodziny!
– Fakt – skwapliwie potwierdziła Fiona. – To twoje urodziny, a my cały czas gadamy o moich problemach.
– Niezbyt wielkich problemach – dodała Ashley. – Trzy dni na słonecznej Florydzie ze wspaniałym ciałem bez żadnego mózgu i…
– I ze starym poczciwina Royem, i z chłopakiem do patroszenia ryb. – Fiona zachichotała niewesoło. – A w tym czasie Kimberly…
– Aaaaaach! – rozległ się zgodny jęk przyjaciółek.
– Dobrze, dobrze. Wiem. Temat Kimberly jest zakazany.
– Tak – stwierdziła Susan. – Porozmawiajmy o czym innym.
– Dobrze – zgodziła się Jean.
Przez chwilę przyjaciółki siedziały w milczeniu.
– A jak się nazywa ten Ace? A może występuje tylko jako Ace? – zapytała Ashley, wodząc palcem wzdłuż brzegu szklanki.
Fiona westchnęła z niechęcią i sięgnęła do aktówki. Wyjęła jakiś papier, rozłożyła go.
– Montgomery. Nazywa się Paul,Ace" Montgomery.
1
Odmawiam przyjęcia towaru w tym stanie – powiedział Ace, patrząc w oczy mężczyźnie, który podsuwał mu papiery do podpisu.
– Proszę pana, ja jestem tylko dostawcą. Nikt mi nic nie mówił o połamanych skrzynkach. Więc niech pan to podpisze, żebym mógł wreszcie stąd zniknąć.
Ace oparł ręce na biodrach.
– Może pan nie umie czytać, ale ja umiem. W kontrakcie bardzo dużą czcionką wydrukowano informację, że od chwili, kiedy przyjmę dostawę, przejmuję pełną odpowiedzialność za towar. Oznacza to, że jeśli zostanie uszkodzony, to już moja sprawa. Ale jeśli stwierdzę uszkodzenie, zanim pokwituję przyjęcie dostawy, to jest to wasz problem. Rozumie mnie pan?
– Wie pan, co jest w tej skrzyni? – zapytał mężczyzna po chwili.
– Oczywiście, że wiem. Przecież ja to zamawiałem. I zapłaciłem, pragnę dodać.
Mężczyzna najwyraźniej nadal nie rozumiał.
– No więc zabierzmy to stąd i potem możemy…
– Nie. Otworzymy to tu i teraz – stwierdził Ace.
Mężczyzna rozejrzał się wokół znacząco, jakby Ace nie był w stanie zrozumieć, gdzie się znajdują. Byli w miejscu odbioru bagaży lotniska w Fort Lauderdale. Na razie było tam tylko kilku tragarzy, zdejmujących nieodebrane bagaże z transportera, ale lada chwila z ruchomych schodów miał spłynąć strumień podróżnych z lądującego właśnie samolotu.
– Chce pan, żebym rozpakował skrzynkę tutaj? Teraz? -zapytał cicho.
– Tutaj – najspokojniej w świecie odpowiedział Ace. -W chwili, kiedy znajdzie się na mojej ciężarówce, będzie moja i za uszkodzenia będę musiał sam zapłacić, a już dość wybuliłem i…
– Tak, tak – mruknął mężczyzna znudzonym głosem. Odwrócił się do chudego dzieciaka, stojącego obok Ace'a. Dzieciak miał na sobie taki sam szary uniform, jaki nosił ten gość, wydający rozkazy. – On zawsze jest taki?
– Nie, czasem jest jak zadra za paznokciem.