Ace wyjął walizki z bagażnika i stanął z nimi obok Fiony, która nie mogła oderwać oczu od rudery.
– To prosty wiejski domek – mruknął pod nosem.
Do czego on zmierza? – zastanawiała się Fiona, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Podejrzewała, że Ace próbuje jej wmówić, że był biednym dzieckiem, które miało pod górkę do szkoły. W jej głowie rozdzwoniły się ostrzegawcze dzwoneczki, które sygnalizowały, że on musi mieć w tym jakiś swój cel. Ale jaki?
Fiona nie znała odpowiedzi, ale była pewna, że potrafi zagrać z nim w tę grę. Jeśli Ace koniecznie chce ją przekonać, że jest tępym osiłkiem o byczym karku, niech tak będzie. Ona potrafi udawać równie dobrze jak on.
– Tak. Czy ci twoi krewni, Taggertowie, noszą buty? A może czyszczą paznokcie u nóg rzeźniczym nożem? A co z Montgomerymi? Czy widzieli kiedyś wannę?
Kiedy Ace otworzył frontowe drzwi chaty, natychmiast wyparowało z niego całe napięcie.
– Chodź, mamy elektryczność – zachęcał ją do wejścia.
– Niech zgadnę. Twoja rodzina znała Edisona.
– Oczywiście. On osobiście wybudował tę chatę. Zaczekaj, zaraz zobaczysz piec opalany drewnem.
Fiona zamknęła na chwilę oczy, żeby zebrać siły, i w duchu złożyła uroczystą przysięgę, że kiedy ta cała awantura się skończy, będzie przekazywać więcej pieniędzy instytucjom dobroczynnym na pomoc ubogim. To oburzające, żeby ktokolwiek w Stanach Zjednoczonych mieszkał w takich warunkach.
W głębi duszy Fiona miała cichą nadzieję, że wnętrze chaty będzie miłe, niestety, najwyraźniej zadomowiły się w niej zwierzęta. W chacie stała stara kanapa, która powinna była zostać wyrzucona na śmietnik przed dwudziestu laty, a w dodatku jakieś zwierzę najwyraźniej zrobiło sobie w niej gniazdo.
Fiona miała nadzieję, że to nie ptak, bo wtedy Ace nigdy by jej nie pozwolił tego gniazda sprzątnąć.
Pod ścianą na wprost drzwi była niegdyś urządzona kuchnia. Stało tam kilka wysłużonych szafek i wielka kuchnia opalana drewnem. I krzesło ze złamaną nogą.
– Niech zgadnę – jęknęła Fiona. – Jeden pokój i wygódka za domem, tak?
– Dwa pokoje – oznajmił radośnie Ace, kładąc na stole torby z wiktuałami. – Mamy jeszcze sypialnię.
– Opowiedz mi jeszcze raz, jak okropnie jest w więzieniu. -Fiona sprawdziła stabilność krzesła, po czym ostrożnie na nim przysiadła. O dziwo, sprzęt nie rozpadł się pod nią.
– Rzecz w tym, że stąd możesz wyjść, a z więzienia nie.
– Przemyślę to i dam ci odpowiedź. – Fiona jeszcze raz rozejrzała się po chacie.
Ace znowu wybuchnął śmiechem.
– Proszę, włóż je i weź się do jakiejś roboty. – Wręczył jej parę jaskrawożółtych gumowych rękawic, na które dziewczyna popatrzyła pytająco. – Ten dom nie był używany od pewnego czasu. No, dobrze, nie był używany od lat, a ponieważ na Florydzie jest wilgoć, wszystko szybko niszczeje, więc…
Ace najwyraźniej sądził, że Fiona rozumie, co on ma na myśli, ale ona nie miała zielonego pojęcia, o co mu chodzi… Najmniejszego pojęcia. Oparł obie dłonie na stole i pochylił się nad nią, aż ich nosy niemal się zetknęły.
– Możemy sprzątać, rozmawiając.
– Sprzątać? – wykrztusiła Fiona takim tonem, jakby po raz pierwszy w życiu usłyszała to słowo. Za jego plecami przebiegło po podłodze jakieś puszyste stworzonko. – Ten dom potrzebuje weterynarza i bardzo, bardzo gorącego ognia.
– Wstawaj! – krzyknął, złapał ją za nadgarstki i poderwał z krzesła.
Kiedy Fiona poruszyła się, w krześle, które nigdy nie stało zbyt pewnie, złamała się noga. Żeby uchronić się przed upadkiem, Fiona złapała się tego, co było najbliżej. Tak się składa, że był to Ace. Przycisnął ją do siebie i podtrzymał.
– Przepraszam, ja… – urwała, kiedy spojrzała mu w oczy. Ich ciała mocno przywarły do siebie i w oczach mężczyzny pojawiło się zainteresowanie. Fiona nawet sama przed sobą nie chciała się przyznać, że i ona poczuła podniecenie. Nie uda jej się odkryć żadnego z sekretów Ace'a, jeśli da się otumanić jego wyjątkowej urodzie. Boże, dlaczego on nie jest grubym kurduplem?! – Nic mi nie przychodzi do głowy – mruknęła, odwracając się, aby mężczyzna nie mógł dostrzec wyrazu jej twarzy.
Ale Ace widział i wyczuwał ich wzajemne przyciąganie.
– Sądzę, że to ty… – Urwał na widok spojrzenia, jakim go obrzuciła. – No, dobrze. Zawieszenie broni. – Wyciągnął do niej rękę.
Ale Fiona odwróciła się i nie podała mu dłoni.
– Słuchaj, w nienormalnych warunkach także i stosunki między ludźmi nie są normalne – powiedziała. – Pomyślmy lepiej o przyszłości i o innych osobach, które są w to zamieszane. I nie pozwólmy, aby warunki… – odwróciła się, żeby spojrzeć na Ace'a, i dostrzegła, że uśmiecha się z wyższością, jak typowy męski szowinista. – O co chodzi? – syknęła.
– Koniecznie musisz mi powiedzieć, co czytasz. Co sprawia, że żyjesz w tak fantastycznym świecie?
– Daj mi to! – Wyrwała mu miotłę z ręki.
– Nie mów, że umiesz posługiwać się miotłą – naigrywał się z niej Ace. – Nie ty! Do jakiej szkoły chodziłaś? Nie, nie mów. Sam zgadnę. Do Zakładu Edukacyjnego dla Młodych Dam panny Jakiejśtam.
Fiona machnęła miotłą i posłała w jego stronę chmurę kurzu i trocin z kanapy, a może i zwierzęcych odchodów.
– Masz zamiar nadal marnować czas czy też przyniesiesz wiadro wody? Bo chyba jest tu gdzieś woda?
– Z aligatorami czy bez aligatorów?
– Jeśli to ty będziesz je łapał, to z aligatorami poproszę.
Ace roześmiał się i wyszedł z chaty. Wrócił po chwili z wiadrem pełnym wody. Nadal się uśmiechał.
– Dobrze, ty pierwsza. Najpierw ty, potem ja.
Spojrzała na niego szeroko otwartymi, absolutnie niewinnymi oczami.
– Jakież to ekonomiczne! Dwie kąpiele w tej samej misce wody. Czy to tradycja rodzinna Montgomerych?
Ale Ace nie dał się podpuścić i niczego o sobie nie powiedział.
– Nie pozwolę ci w ogóle się wykąpać, jeśli natychmiast nie zaczniesz – stwierdził z uśmiechem.
Była naprawdę zaintrygowana. Przerwała pracę i spojrzała na niego.
– Jeśli czego nie zacznę? Chodzi o coś innego niż wykonywanie za ciebie brudnej roboty?
– Chcę, żebyś mi opowiedziała wszystko o sobie. Istnieje jakiś związek między nami i musimy dowiedzieć się jaki. Opowiedz mi o swoim życiu, potem ja ci opowiem o swoim.
Fiona zawahała się. To chyba jakiś podstęp. W jaki sposób odsłonić się tak, żeby się nie odsłonić? Jak dać mu do zrozumienia, że nie ma zamiaru powiedzieć mu o sobie, czegokolwiek, jeżeli on najpierw nie opowie jej o sobie i nie robić przy tym wrażenia, że jest rozpuszczonym bachorem? I skąd ona ma wiedzieć, co powinna przed nim ukryć?
– No już, zaczynaj. To nie tafcie straszne. Zacznij od daty i miejsca urodzenia, a potem samo pójdzie. – Ace włożył ręce do plastikowego kubła i zabrał się do szorowania szafek kuchennych. – No już, pomyśl o Kimberly. Pomyśl, jak bardzo chcesz do niej wrócić i iść z nią na obiad, czy co wy tam razem robicie.
Fiona musiała odwrócić się na chwilę. Nowy Jork, Kimberly, jej praca, Jeremy i Wielka Piątka stanęły przed nią jak żywe, wydawało jej się, że wystarczy wyciągnąć rękę, aby ich dotknąć. Jak to się stało, że w ciągu kilku dni przeszła od tak wielkiego szczęścia do… do tego.
– Użalasz się nad sobą? – zapytał Ace miękkim głosem i uniósł do góry jedną brew. – Pamiętaj, że im prędzej dowiemy się, kto za tym stoi, tym prędzej będziemy mogli oboje wrócić do domów.
Fiona rąbnęła miotłą o podłogę i przesunęła dużą stertę śmieci.