– Moja matka umarła wkrótce po moim urodzeniu i wychowywał mnie ojciec. Problem w tym, że był kartografem i często wyjeżdżał.
Kiedy już zaczęła, życiorys popłynął gładko. Ace uważnie słuchał. Początkowo wydawał się tak zaabsorbowany tym, co robi, że Fiona podejrzewała, że jej słowa przelatują mu mimo uszu, i dwukrotnie zaprzeczyła samej sobie. Za każdym razem Ace natychmiast prostował jej błąd i kazał opowiadać dalej. Za każdym razem próbowała ukryć uśmiech. Pochlebiało jej, że ktoś tak uważnie słucha jej bardzo osobistej opowieści.
Jej życie nie obfitowało w dramatyczne wydarzenia, nie było w nim nic, co by ją przygotowało do znajdowania leżących na niej nieboszczyków czy do ukrywania się przed policją w prymitywnej chałupie. Opowiedziała Ace'owi, że po śmierci matki została wysłana do wiekowych wujostwa, którzy byli okropnie nudni, rzadko pozwalali jej biegać i bawić się. Chcieli, żeby spokojnie siedziała i kolorowała obrazki albo bawiła się papierowymi laleczkami. Fiona spojrzała na Ace'a. Znalazł zardzewiały młotek i gwoździe i właśnie, z przechyloną na ramię głową, przybijał ściankę czystej już szafki kuchennej.
– Bardzo dużo bawiłam się lalkami – powiedziała.
Kiwnął głową, nie podnosząc oczu, i nie odezwał się.
Fiona przyglądała mu się przez chwilę. Klęczał na jednym kolanie na wierzchu szafki, drugą nogę oparł na krześle. Sięgał na górę wiszącej wysoko szafki, więc jego długie ciało było wyciągnięte, a napięte mięśnie doskonale widoczne przez cienki materiał koszuli. Dziewczyna poczuła, że zaschło jej w ustach, i kurczowo zacisnęła ręce na trzonku miotły, prawie go łamiąc.
– Lalkami, rozumiem – powiedział, żeby zachęcić ją do podjęcia opowieści. Nie spojrzał w dół.
– Tak, lalkami – mruknęła i wróciła do zamiatania. Opowiedziała Ace'owi, że kiedy miała sześć lat, ojciec posłał ją do szkoły z internatem, którą Fiona natychmiast pokochała. Pierwszego dnia spotkała cztery małe dziewczynki w jej wieku. – Mówiłyśmy o sobie „Wielka Piątka" i byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami na świecie. – Fiona nie chciała nawet myśleć o tym, że muszą teraz umierać ze strachu o nią, fałszywie oskarżoną i ukrywającą się przed policją.
– A co z twoim ojcem? – zapytał Ace, schodząc na podłogę. – Widziałaś go jeszcze kiedyś?
– O, tak – odpowiedziała i w jej głosie słychać było ogromną miłość do ojca. – Wiem, że psychoterapeuta pewnie by powiedział, że byłam przez niego zaniedbywana, ale ja nigdy się tak nie czułam. Mój tata był idealnym ojcem.
Ruchy Fiony stały się bardziej energiczne, czuła się szczęśliwa, opowiadając o ojcu. Na kilka minut zapomniała o tym, gdzie i dlaczego się znajduje, opowiadała o ojcu, Johnie Findlayu Burkenhalterze. Odwiedzał ją trzy razy do roku, a każda z jego wizyt była bardziej ekscytująca od poprzedniej. Zawsze zjawiał się obładowany bajecznymi prezentami dla niej i jej czterech przyjaciółek.
– Zabierał nas do cyrku, na jarmarki, do lodziarni. Kiedyś poszliśmy do supermarketu i poprosił jakąś kobietę, żeby nas umalowała. A miałyśmy wtedy po dwanaście lat! Potem kupił każdej z nas wszystkie potrzebne do zrobienia makijażu kosmetyki. – Kiedy Ace nie skomentował tego ani jednym słowem, Fiona westchnęła – Musiałbyś być dziewczyną, żeby to zrozumieć. Ojcowie moich szkolnych koleżanek ciągle mówili swoim córkom: NIE. Jakby nie chcieli, żeby ich córki dorastały.
NIE dla szminek, NIE dla minispódniczek, bez przerwy NIE.
Ace patrzył na nią ze zniecierpliwieniem. Prawda, pomyślała Fiona, miałam podawać mu fakty, a nie ubierać je w formę eseju.
– Poszłam do szkoły wyższej o profilu handlowym, ukończyłam ją, a potem pracowałam w kilku firmach w Nowym Jorku; osiem lat temu podjęłam pracę w Davidson Toys.
– Z Kimberly – dodał zamyślony Ace.
– Zetknęłam się z Kimberly dopiero po półtorarocznej pracy.
– Czy sądzisz, że Kimberly może być elementem łączącym cię z Royem?
– Raczej nie. – Fiona cofnęła się o kilka kroków, żeby z dystansu spojrzeć na pokój. Usunęła taką górę śmieci, że zapełniłyby połowę nowojorskiego pojemnika. Ale oczywiście nie powinna spodziewać się żadnych słów uznania od głęboko zamyślonego Ace'a.
– Czy byłaś kiedykolwiek w Teksasie? Choćby jako dziecko?
– Nigdy. Czy mógłbyś mi wskazać… no wiesz.
– Z tyłu za domem – odpowiedział obojętnie. – Ale patrz pod nogi.
Nawet nie chciała myśleć o czyhających na nią niebezpieczeństwach. Na palcach zeszła z ganku. Wśród zarośli dostrzegła zarośniętą ścieżkę. Podążyła nią, spodziewając się, że lada moment rzuci się na nią jakiś stwór, którego jako człowiek cywilizowany nie widziała jeszcze nigdy na oczy.
Ale nic się nie wydarzyło podczas jej wyprawy. Wracając, zobaczyła, że Ace wyjmuje z bagażnika piekarnik.
– Ten twój przyjaciel cię znienawidzi, kiedy po powrocie do domu stwierdzi, że zniknęło wszystko, co miał… A nie spakowałeś przypadkiem prześcieradeł i ręczników?
– Mam po dwa komplety! – odpowiedział i ich oczy spotkały się na chwilę. Fiona odwróciła wzrok. Nie miała pojęcia, gdzie będą spali.
– Co z obiadem? Umieram z głodu.
– Mamy krewetki, które ty obierzesz, podczas gdy ja będę opowiadał.
Fiona jęknęła. Jęknęła z powodu krewetek, choć próbowała udawać, że to reakcja na perspektywę wysłuchania życiorysu Ace'a. Może wreszcie uda jej się czegoś o nim dowiedzieć?
Ale z opowieści Ace'a niewiele wynikało. Był jednym z czworga dzieci, dość znacznie różniącym się od swojej towarzyskiej rodziny. Kiedy miał siedem lat, jego wuj – dziwny, spokojny, młodszy brat matki złamał nogę i zamieszkał z rodziną Ace'a.
– Bardzo zżyliśmy się ze sobą. – Ace obierał pomarańcze do sosu. – Kiedy miałem osiem lat, po raz pierwszy przyjechałem tu, do tej chaty z wujkiem na wakacje. A kiedy skończyłem dziesięć lat, zamieszkałem tu na stałe. – Spojrzał na ohydny stary dom z miłością w oczach.
Fiona musiała się odwrócić, żeby nie zauważył jej ponurej miny. Może i mieszkał kiedyś tutaj, ale w jego życiu była nie tylko ta stara, zrujnowana chałupa. Było o wiele więcej, ale on jakoś nie przejawiał ochoty, żeby jej o tym opowiedzieć.
– A co ze szkołą? – zapytała Fiona, wbijając paznokieć pod cienką skorupkę krewetki.
– Tutaj, pozwól, że ci pokażę! – Ace niecierpliwie pochylił się nad dziewczyną, otoczył ją ramionami i pokazywał, jak się obiera krewetki.
Fiona wstrzymała oddech. Czuła na włosach podbródek Ace'a, a jego duże, opalone dłonie obejmowały jej ręce, o wiele drobniejsze i jaśniejsze. Co za sytuacja, pomyślała Fiona. Jest sama wśród dzikiej przyrody, jak w raju… No, może nie jak w raju, ale niewątpliwie są sami… Ace jest nieprawdopodobnie przystojnym facetem, więc nic dziwnego, że ona czuje do niego pewien pociąg.
Żeby odzyskać panowanie nad sobą, zamknęła na chwilę oczy i pomyślała o Nowym Jorku, o swoim biurze i o swoim chłodnym, czystym mieszkaniu. Zatrudniła profesjonalnych dekoratorów wnętrz, żeby jej dom był piękny. Teraz stanął jej przed oczami. Kiedy będzie mogła do niego wrócić?
Nagle dłonie Ace'a, obejmujące jej ręce, znieruchomiały. Niewątpliwie mężczyzna był pod równie silnym wrażeniem ich bliskości.
Z mocno bijącym sercem dziewczyna odwróciła do niego twarz, wiedząc doskonale, że ich usta znajdą się bardzo blisko siebie. Powiedziała przed chwilą, że nadzwyczajne okoliczności pociągają za sobą nadzwyczajne…
Ale Ace nie patrzył na nią. Wręcz przeciwnie, dostrzegła to jakby nieobecne spojrzenie, które, jak już wiedziała, oznacza, że Ace uważnie się w coś wsłuchuje. Może dobiegł go warkot samochodu? Albo odległe syreny wozów policyjnych'? Czy niebezpieczeństwo było blisko?