Wreszcie pomachał Fionie przed nosem kanapką z pastrami, żeby wyrwać dziewczynę z transu.
– Zaplanowałeś to, prawda? – zapytała, jedząc ze smakiem.
– Działałem w obronie własnej. Nie mogłem już znieść zapachu marihuany. Wiesz, że te rośliny, które podziwiałaś u Jonesów, to była trawka, prawda?
– Trawka…?!
– Jak dwa i dwa cztery, czy jak się teraz mówi.
– Jeszcze trochę, a oboje staniemy się ekspertami w dziedzinie ludowych powiedzonek. – Wcale nie chciała psuć uroku tego dnia zgryźliwymi uwagami, a jednak zrobiła to.
– Pokaż mi, co narysowałaś. – Ace usiadł obok niej.
Fiona poczuła jego zapach. Nie używał wody po goleniu, przecież znała jego zapach. W końcu dzieliła już z nim dom, samochód, pokój hotelowy, a nawet łóżko. Ace pochylił się nad nią i poczuła ciepło jego włosów na policzku. Znów siedział na słońcu bez kapelusza, bez żadnego nakrycia głowy. Powinna mu powiedzieć, żeby tego nie robił.
Kiedy dziewczyna nie odezwała się, Ace odwrócił do niej twarz i Fiona gwałtownie wstrzymała oddech. Tylko centymetry dzieliły ich usta, czuła zapach jego oddechu, czuła ciepło jego ciała.
– Chcesz lodu? – zapytał nagle i odsunął się od niej.
– Tak, oczywiście – powiedziała lekko, starając się ukryć mocne bicie serca.
– Miałaś mi powiedzieć, co wymyśliłaś. – Ace podał jej kostkę lodu z chłodziarki i cofnął się na odległość wyciągniętego ramienia.
Fiona wzięła od niego lód i pomyślała przelotnie, że pewnie w jej dłoni mała kostka natychmiast wyparuje. Całe przedpołudnie siedziała tuż obok tego mężczyzny zupełnie bez wrażenia, a teraz nagle zaczęła się bać jego i ich sam na sam. A przecież oni zawsze byli ze sobą sami. Mieszkali razem w cudownym małym domku i byli…
– Park Przygody, dodać więcej edukacji. Nie komercyjny, raczej edukacyjny. – Ace odczytywał notatki z jej szkicownika. – Co to właściwie znaczy?
– Zanotowałam kilka luźnych pomysłów. Skąd dzieci mają wiedzieć, co się stanie, kiedy wyrzucą przez okno pustą puszkę po napojach, jeśli nie zobaczą skutków na własne oczy? Możesz wykorzystać park do ich kształcenia.
Kiedy zaczęła mówić, drżenie jej ciała zaczęło ustępować, dała się wciągnąć planom przekształcenia Kendrick Park w przedsiębiorstwo dochodowe.
– Możesz zaoferować darmowe wycieczki po parku każdemu, kto zjawi się tu z co najmniej dziesięciorgiem dzieci. Możesz zatrudnić jako przewodników niezamożnych, ale inteligentnych i pełnych zapału studentów. Wykorzystaj disnejowskie sztuczki z rzucającymi się na nich drapieżnymi ptakami, oczywiście sztucznymi. Dzieci będą miały niezatarte wrażenia do końca życia.
– A kto za to wszystko zapłaci?
– Lalka, oczywiście.
– A co z chłopcami? Nawet nie próbuj mi wmawiać, że „nauczysz" ich lubić lalki!
– Nie mam pojęcia, co z chłopcami. Czym się bawią mali chłopcy? – Fiona rzuciła mu pytające spojrzenie.
– Czymś bardziej skomplikowanym niż lalka.
– Racja. To powinno być coś brutalnego. Możemy im sprzedawać plastikowe aligatory z otwieraną paszczą, z której wystaje ludzka ręka. Z zegarkiem!
Fiona była zaszokowana, kiedy Ace wpadł w furię. Zmarszczył czoło, aż ciemne brwi zbiegły się w jedną linię.
– Nie wolno ci żartować z rzeczy, o których nie masz zielonego pojęcia!
Ace odwrócił się tyłem i Fiona przestraszyła się, że on chce już wracać do samochodu. Czyżby zniszczyła ich bezcenny dzień wolności? Natychmiast pobiegła za nim.
– Przepraszam! – zawołała szybko, choć nie wiedziała, za co go przeprasza. Prawdę mówiąc, nie bardzo nawet pamiętała, co przed chwilą mówiła. Podeszła do Ace'a i położyła mu rękę na ramieniu. – Naprawdę nie chciałam znieważyć twojego stanu. Właściwie zaczynam lubić Florydę. Jest…
– Właśnie tak znaleźliśmy wujka Gila – powiedział cicho Ace.
Nie od razu zrozumiała, o co chodzi.
– Znaleźliście? Ja nie… – Gwałtownie wciągnęła powietrze. – To znaczy…?
– Pewnego dnia wyszedł obserwować ptaki i już nie wrócił. Kilka tygodni później znaleźliśmy… jego złoty zegarek.
Fiona nie chciała więcej pytać, nie chciała więcej wiedzieć. Istnieją takie obrazy, które kiedy już raz zagoszczą w ludzkim mózgu, nigdy go nie opuszczą.
– Słuchaj, chyba powinniśmy już wracać. Komary będą… -
Widząc minę Fiony, Ace urwał w pół słowa.
Dziewczyna nie wiedziała, skąd ten pomysł przyszedł jej do głowy. Może to myśl o tym zegarku. Złotym zegarku. Za plecami Ace'a rosło stare, sękate drzewo. Słońce załamywało się na nim i sprawiało, że coś na tym drzewie skrzyło się jak złoto.
Oczy Fiony zrobiły się wielkie jak dwa księżyce, zakryła usta ręką i zaczęła się cofać.
– Co się stało? – szepnął Ace.
– Złoto – wykrztusiła.
– Jakie złoto? Gdzie?
– Lwy. Jeśli… – Gardło jej się ścisnęło i nie zdołała nic więcej powiedzieć.
Od tak dawna byli już razem i to w najbardziej intymnych sytuacjach, że Ace potrafił bez trudu czytać w myślach Fiony.
– Jeśli ta historia wydarzyła się naprawdę, to gdzie są lwy, tak? Dobre pytanie.
Powoli podniosła ramię i pokazała drzewo za plecami Ace'a. Odwrócił się, ale z miejsca, w którym stał, nie zdołał dostrzec nic niezwykłego. Spojrzał na Fionę, która nadal zakrywała usta dłonią i wskazywała coś ręką.
Ace opuścił lornetkę, wspiął się na ponad dwa metry na kolczastą palmę i powiódł ręką wzdłuż pnia drzewa. Wyczuł zgrubienie. Drzewo niemal całkowicie zarosło wbite w pień obce ciało, więc użył scyzoryka. Wydłubał długi, gruby gwóźdź, którego główka miała średnicę jednego cala. Na główce wyryty był numer cztery. Gwóźdź był szczerozłoty.
Ace zszedł z palmy i wyciągnął rękę z gwoździem w stronę Fiony. Nie wzięła go. Wręcz przeciwnie, odsunęła się, najwyraźniej zaszokowana.
– Co to jest? Powiedz mi – zapytał.
– Ja… – odchrząknęła i zniżyła głos. – Ja… Mój ojciec…
– No, wyjaśnij mi… – Ace zrobił krok w stronę Fiony; jego głos brzmiał ostrzegawczo.
– Mam mapę drogi, prowadzącej do skarbu. Ojciec mi ją przysłał. Wiem, gdzie są ukryte złote lwy.
Ace stał przez chwilę, przenosząc wzrok z dziewczyny na złoty gwóźdź, spoczywający na jego dłoni. Jeśli ten gwóźdź był jednym z drogowskazów, prowadzących do skarbu, a on znalazł go tutaj, to…
– Lwy znajdują się na moim terenie, prawda? – zapytał cicho. – A mój wujek znalazł je i dlatego został zamordowany.
16
Dobrze, wybacz moją skrajną głupotę, ale wytłumacz mi jeszcze raz, co zrobiłaś z mapą?
Fiona spojrzała na Ace'a. Ręce skrzyżowała na piersi, usta zacisnęła w wąską linię. Piekielnie trudno było robić wrażenie przekonanej o swoich racjach, stojąc w bagnie.
– Nie wiedziałam, że to jest prawdziwa mapa. Słuchaj, moglibyśmy opuścić to miejsce?
– Jeśli pamiętasz, jak ta mapa wyglądała, może uda mi się trafić stąd do lwów. Oczywiście, jeśli one ciągle tam są -powiedział Ace, jakby nie usłyszał jej słów.
– Ojciec przysłał mi ogółem dwadzieścia dwie mapy. Pierwszą kiedy miałam rok. Wskazywała drogę do góry Lollipop. Potem dostałam jeszcze dwadzieścia jeden map. Skąd mam wiedzieć, która jest prawdziwa?
– Rozumiem. – Ace odwrócił się od Fiony i próbował ukryć poczucie zawodu. Parę dni temu pytał ją o mapy, a dziewczyna odpowiedziała, że nie mogą być prawdziwe. Teraz trzyma w ręku złoty gwóźdź i Fiona twierdzi, że ojciec używał takich gwoździ jako wskazówek na jednej ze swoich map. Kiedy odwrócił się znów do dziewczyny, był już spokojny. – Wytłumacz mi to jeszcze raz.