Выбрать главу

– Ty będziesz bezpieczna, a ja wystawię się na ryzyko… – Urwał, kiedy zobaczył wyraz twarzy Fiony. – Dobrze, razem stawimy temu czoło. W porządku?

Kiwnęła potakująco głową, patrząc w ciemne oczy Ace'a. Chciała mu powiedzieć, że pójdzie za nim na koniec świata.

– Hej, Burke, chyba nie masz zamiaru się we mnie zakochać? Co innego miło spędzać razem czas, ale miłość to coś zupełnie innego – powiedział cicho.

– Ja… – zaczęła i dumnie się wyprostowała. – A kto mógłby się w tobie zakochać? Jesteś ostatnim mężczyzną na świecie, którego bym…

Zamilkła, bo zabrzmiał dzwonek przy drzwiach. Ze zgrozą spojrzała w stronę sypialni, a potem przeniosła pełen przerażenia wzrok na Ace'a.

– Zostań tu i uspokój się.

Fiona znowu nie zwróciła najmniejszej uwagi na jego polecenie i niemal Przykleiła się do jego pleców, kiedy ruszył w stronę drzwi. Bezskutecznie starał się nieco ją odsunąć. Po chwili dał za wygraną i otworzył drzwi. Na progu stała Suzie, biegaczka. Jak zwykle miała na sobie kuse szorty, odsłaniające jej bajeczne nogi aż do granic nieprzyzwoitości.

– Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale czy mogłabym pożyczyć trochę cukru?

– Oczywiście. -Ace szeroko otworzył drzwi, żeby ją wpuścić do domu. Nie było to łatwe, jako że Fiona tkwiła jak przyrośnięta do jego pleców. Pokazał gościowi drogę do kuchni. Fiona nadal niemal na nim wisiała. Dopiero w kuchni zdołał oderwać jej ręce od swoich ramion i ułożyć je na blacie roboczym. Rzucił jej surowe spojrzenie i sięgnął po pojemnik z cukrem.

– Ładny dzień, prawda? – rzuciła Suzie, rozglądając się po kuchni.

Fiona uśmiechnęła się do niej z przymusem. Ani na chwilę nie opuszczała jej świadomość, co znajduje się w sypialni nad ich głowami i nie była w stanie jasno myśleć. Ace podał sąsiadce papierowy kubek pełen cukru.

– Jak się dziś miewa Rose? – zapytał i musiał podtrzymać Fionę, bo była tak zaszokowana, że omal nie upadła na podłogę.

– Pewnie dobrze – stwierdziła Suzie i uśmiechnęła się tak szeroko, że aż zakołysał się jej koński ogon. – Macie przypadkiem trochę kawy?

– Nie, ale mogę zaparzyć – uprzejmie odpowiedział Ace i podszedł do ekspresu.

– Czy to telefon? – Suzie obdarzyła Fionę olśniewającym uśmiechem.

– To fax. Kochanie, czy mogłabyś sprawdzić, co przyszło? -zapytał Ace, kiedy Fiona nie zareagowała ani na dzwonek, ani na pytanie sąsiadki.

Fiona nie miała pojęcia, kim jest to jego „kochanie", więc stała bez ruchu i gapiła się na Suzie. Co będzie, jeśli sąsiadka dowie się o zwłokach na górze? Choć właściwie ona i Ace są już oskarżeni o dwa morderstwa, więc trzecie nie robi chyba specjalnej różnicy. Przecież i tak mogą ich powiesić tylko raz, prawda?

– Mogli przysłać faxem kolejną cześć mapy, a nie chcielibyśmy, żeby zginęła, prawda? – szepnęła cicho Suzie.

Ace nagle uświadomił sobie, że dom jest pewnie na podsłuchu i że ktoś kontroluje ich słowa. Błyskawicznie pochwycił obie kobiety za ręce i na poły wyprowadził, a na poły wywlókł je na dwór. Kiedy stanęli nad basenem, bez słowa wskazał Suzie otoczenie i spojrzał na nią pytającym wzrokiem.

Potrząsnęła głową w niemym przeczeniu.

– Może byście mi tak powiedzieli, co się tu dzieje? A może macie zamiar otworzyć szkołę mimów? – spytała niecierpliwie Fiona.

– Pluskwy – oświadczył Ace takim tonem, jakby to jedno słowo tłumaczyło wszystko.

– Na Florydzie jest mnóstwo pluskiew – stwierdziła i nagle zrozumiała, co chciał jej powiedzieć – A, ten rodzaj pluskiew.

Ace wskazał Suzie jedno z czterech zielonych ogrodowych krzesełek, stojących wokół stolika o szklanym blacie, po czym sam usiadł naprzeciw niej. Fionie zostawił wybór, czy chce z nimi usiąść, czy stać. Usiadła.

– Chcesz zacząć?

– Czy Rose…? – zapytała Suzie.

– Tak, nie żyje – powiedział Ace. – W naszym domu. W naszym łóżku. Chciałbym wiedzieć, kto i ile wie.

– To znaczy: czy wszyscy w Błękitnej Orchidei wiedzą, kim naprawdę jesteście? Oczywiście, że tak. Musielibyśmy być ślepi i głusi, żeby nie wiedzieć. I, kochanie – Suzie zwróciła się wprost do Fiony – nie ma na świecie tak dobrego chirurga, dzięki któremu pięćdziesięcioletnia kobieta mogłaby wyglądać równie młodo jak ty.

W tym momencie Fiona stwierdziła, że lubi tę kobietę.

– Połowa tutejszych mieszkańców szuka złotych lwów – ciągnęła Suzie.

Fiona wstrzymała oddech. Oto ich wielka tajemnica!

– A jeśli je znajdziecie, będziecie mieli za plecami tuzin ludzi z wycelowaną w was bronią. – Suzie pochyliła się przez stół do Ace'a.

– Poza Wallisem, on używa wyłącznie noża – dodała szybko Fiona.

Zarówno Suzie, jak i Ace spojrzeli na nią.

– Pewnie żadne z was nie uświadamia sobie w pełni, ile Fiona wie – oznajmiła spokojnie Suzie. – Jest tu kilka osób, które chciałyby ją z powodu tej wiedzy zabić, ale jest też kilka innych, które z tego samego powodu chcą, żeby żyła. Naprawdę w więzieniu byłabyś o wiele bezpieczniejsza – zwróciła się wprost do Fiony.

– Też tak sądzę – szybko stwierdził Ace, pod stołem ujął dłoń dziewczyny i mocno ją uścisnął, a kiedy poczuł, że drży, już jej nie puścił.

– Kto zabił Roya Hudsona? – Fiona usłyszała własne pytanie. Starała się wyłączyć osobiste emocje i chłodnym okiem spojrzeć na problem. Zapomnieć o martwej kobiecie w sypialni. Zapomnieć o faksie, który znów dzwoni i pewnie przesyła następne fragmenty mapy, wskazującej drogę do skarbu, z powodu którego ludzie mordują się już od kilkuset lat.

– Jeden z nich – odpowiedziała sąsiadka, wzruszając ramionami. – Nie było mnie przy tym i niewiele wiem. Staram się trzymać od tego wszystkiego jak najdalej, żeby przypadkiem nie dowiedzieć się czegoś, za co mogłabym zginąć.

– Ja też! – krzyknęła Fiona namiętnie i poczuła silniejszy uścisk dłoni Ace'a.

– Ale jesteś córką Smokeya, więc dużo wiesz. Kto by pomyślał, że dla rozrywki dziecka ze złamaną nogą…

– Skąd wiesz o jej nodze? – wtrącił Ace.

– Byłam tam – odpowiedziała Suzie, przecząc sama sobie. -To znaczy, nie należałam do ekspedycji, która szukała lwów, ale…

– Byłaś jedną z osób, które próbowały wyjaśnić tę historię – mruknęła Fiona, szeroko otwierając oczy. – Byłaś dziewczyną…

– Edwarda Kinga – dokończyła kobieta, patrząc Fionie prosto w oczy. – W opowieści jest nazywany Wallisem. Przez „i". Nie „W-a-1-l-a-c-e", jak podają gazety.

– No, co tym razem mi umknęło? – zapytała Fiona sarkastycznie, choć wiedziała, uświadomiła sobie to nie pierwszy raz, że musi wiedzieć więcej, niż jej się wydaje.

– Kim była ta druga osoba? Jeśli byłaś,jedną" z nich, to kim była ta druga? – cicho zapytał Ace.

– To Lavender – szepnęła Suzie.

– O, nie, to nieprawda! – Fiona zerwała się tak gwałtownie, że wywróciła krzesło. – W tej historii nie było nikogo o imieniu Lavender. Ani teraz, ani nigdy.

Dziewczyna ruszyła w stronę domu. Ace wstał szybko i próbował ją zatrzymać, ale wyminęła go i weszła do domu.

– O co tu chodzi? Nie słyszałem o nikim, kto miał na imię Lavender – zwrócił się Ace do Suzie, kiedy zostali sami.

– Sądząc po reakcji Fiony, Smokey powiedział jej, że jedną z poszukiwaczek była prostytutka, ale najwyraźniej nie wymienił jej imienia – odpowiedziała kobieta, odetchnąwszy głęboko.

Ace wyglądał na bardzo zaskoczonego.

– Niewiele mówi o niej w swoim opowiadaniu, ale to, co mówi, jest wyjątkowo paskudne. Wiesz – narkotyki, mężczyźni, obrzydliwe machlojki.