– Tylko nie rób scen – powiedział cicho. – Chcesz, żeby wszyscy się dowiedzieli?
– O czym? – W głosie Fiony pojawiła się nutka histerii. -O tym, że to nie ja, tylko ty wiedziałeś o wszystkim od samego początku?
– Jeśli będziesz stosować wobec mnie kobiece sztuczki, to nic ci nie powiem.
– Ja i kobiece sztuczki?! – Zacisnęła usta i miała szczerą ochotę uderzyć go czymś ciężkim. – Och, Ace, mój najdroższy, nie mogę unieść tego piórka, które straszliwie rani moje delikatne stópki. – Fiona starała się naśladować minki Lisy.
– Jesteś zazdrosna?
– Jestem równie zazdrosna o Lisę, jak ty o Jeremy'ego -odparła.
– W takim razie bardzo – stwierdził Ace cichutko i zerknął na nią spod rzęs.
Fionie zaparło dech w piersiach i przewróciłaby się o powalone drzewo, gdyby Ace jej nie podtrzymał do chwili, kiedy zdołała odzyskać równowagę.
– Dalej się na mnie wściekasz, że nie powiedziałem ci, iż jestem bajecznie bogaty i bez trudu mogę wyprodukować twoją lalkę, kupić ci twoją własną wytwórnię, którą będziesz prowadziła tak, jak zechcesz, wolna od obaw, że jakiś głupek wyrzuci cię z pracy?
Po tym tasiemcowo długim zdaniu, wypowiedzianym przez Ace'a jednym tchem, Fiona wybuchnęła śmiechem.
– Z tego punktu widzenia, rzecz jest warta uwagi. Może zdołam jakoś ci to wybaczyć. Ale… – Dziewczyna zawahała się i spojrzała w bok, zanim znów podniosła oczy na Ace'a. -Ale co z… z…
– Z Lisą?
– Masz się z nią ożenić, pamiętasz?
– Kiedy myszkowałaś w moim domu w parku, znalazłaś jej zdjęcie pod łóżkiem. Nie zainteresowało cię, dlaczego właśnie tam?
– Ja wcale nie… No, dobrze, może rzeczywiście trochę się rozglądałam i może rzeczywiście trochę mnie to zdziwiło, ale od chwili naszego spotkania ciągle podkreślałeś swoją miłość do Lisy aż do grobowej deski.
– Czułem się trochę osamotniony. Pojechałem więc na miesiąc do rodziców, a ona tam była. Co tu gadać, bawiliśmy się znakomicie. Pomyślałem, że chciałbym z nią spędzić życie. Ale kiedy wróciłem do domu, tutaj… – Ace wskazał ręką otaczającą ich dziewiczą, bagienną przyrodę. – Poczułem, że ona tu nie pasuje, nie może tu pasować. Chciałem zerwać zaręczyny w jakiś delikatny sposób, ale… – Ace wzruszył ramionami.
– Ale wtedy pojawiłam się ja i zniszczyłam twojego krokodyla, a potem obudziłam się pod ciałem zamordowanego człowieka i…
– Aligatora.
– Wiem. A Lisa? – Fiona uśmiechnęła się olśniewająco.
Ace nie spojrzał na dziewczynę, patrzył wprost przed siebie.
– Może Lisie udało się znaleźć coś, co lubi bardziej od pieniędzy Montgomerych – powiedział cicho.
Fiona zrobiła zdziwioną minę, więc Ace wskazał jej głową tył ich pochodu i dziewczyna obejrzała się za siebie. Członkowie ich niewielkiej grupy dobrali się w pary, jakby zmierzali do arki Noego. Suzie i Gibby gwałtownie coś do siebie szeptali, pochylając ku sobie głowy, podczas gdy Lisa i Jeremy byli…
Fiona spojrzała na Ace'a z ciekawością.
– Podejrzewam, że w ciągu ostatniego tygodnia sporo czasu spędzili razem.
– Na to wygląda. – Ace patrzył prosto przed siebie, ale na jego ustach pojawił się leciutki cień uśmiechu. Na jego pięknych ustach, pomyślała Fiona.
Serce dziewczyny mocno waliło, więc odetchnęła głęboko, żeby nieco się uspokoić.
– Wygląda więc na to, że twój ślub jest już nieaktualny – stwierdziła, starając się, aby jej głos zabrzmiał możliwie nonszalancko.
– Twój też! – zawołał Ace jak mały chłopiec i Fiona znów musiała się roześmiać.
Przez chwilę szli w milczeniu; nagle Ace pośliznął się na błotnistej ziemi i wpadł na palmę. Upadając, pociągnął Fionę za sobą i po chwili na ziemi była plątanina długich ramion i nóg. I jakoś tak się stało, że usta mężczyzny odnalazły wargi dziewczyny. Całowali się jak szaleni przez kilka długich, rozkosznych sekund, dopóki nie nadbiegła reszta grupy.
– Nic ci się nie stało? – krzyknęła Lisa. – Ace, najdroższy, umrę, jeśli zrobiłeś sobie krzywdę!
Fiona usiadła na ziemi i spojrzała w górę, osłaniając ręką oczy od słońca. Jeremy stał z zaciśniętymi w pięści rękami.
– Nic nam się nie stało – powiedziała z naciskiem. – Ja tylko wdepnęłam na węża.
– Przynajmniej nie na kolejne zwłoki – stwierdziła Suzie, stojąca nieco z tyłu u boku Gibby'ego, i Fiona zainteresowała się nagle, o czym tych dwoje z takim zapałem rozmawiało.
– Skoro już się zatrzymaliśmy, może rozbijemy tu obóz na noc – zaproponował Gibby, patrząc twardo na Ace'a. – Chyba że chcesz, żebyśmy jeszcze trochę pochodzili w kółko.
– W kółko? – natychmiast podchwyciła Lisa. – Co to znaczy, Ace, mój najsłodszy? Przecież ty nie każesz nam chodzić w kółko, prawda?
– Oczywiście, że nie – odpowiedział szybko, ale Fiona zauważyła, że nie patrzył nikomu w oczy. – Gibby miał na myśli krążenie wokół celu, prawda, staruszku?
– Jasne- odpowiedział zagadnięty, nie spuszczając Ace'a z oczu.
Ace wstał i zsunął plecak.
– Wziąłem sprzęt wędkarski. Gibby, poszukaj przynęty. Adwokacik rozpali kuchenkę naftową. Suze, umiesz łowić ryby?
– Umiem prawie wszystko, włącznie z posługiwaniem się mapą- odpowiedziała zapytana, patrząc chłodno na Ace'a.
– Chyba już wiemy, o czym z takim ożywieniem rozmawiali – szepnęła Fiona do ucha Ace'a.
– Odejdź stąd – mruknął pod nosem i Fiona przez chwilę podejrzewała, że on chce, żeby go zostawiła. Wreszcie dotarło do niej, o co prosił.
– Suzie, pomogę ci łowić ryby, ale najpierw muszę… hm… odejść na moment na stronę – powiedziała Fiona beztrosko.
– Pójdę z tobą – zaproponowała Lisa ze staroświeckim przeświadczeniem, że kobiety powinny iść razem… przypudrować nosek.
Ace pochylił się, żeby podnieść plecak i dał Fionie niemal niedostrzegalny znak, żeby się nie zgodziła.
– Wybacz – powiedziała do Lisy tak lekkim tonem, na jaki tylko mogła się zdobyć. – Tęsknię na odrobiną prywatności i wolałabym nie mieć towarzystwa.
Lisa mrugała przez chwilę, a potem nagle zachichotała.
– Oczywiście. Rozumiem. Chyba nie uciekniesz, prawda?
– Nie wiedziałam, że jestem uważana za więźnia. – Fiona niemal osłupiała. Ta kobieta zdecydowanie przekraczała wszelkie granice.
– Ależ tak, jesteś. Mówią o tym we wszystkich wiadomościach. Policja bardzo chce cię złapać. Oni uważają, że ty…
– Ona wie o tym – przerwał jej Jeremy i ujął ją za rękę -Ona tylko…
Wszyscy osłupieli, kiedy Ace błyskawicznie strącił dłoń Jeremy'ego z ramienia Lisy.
– Jeśli nie chcesz stracić tej ręki, adwokaciku, to trzymaj ją z dala od mojej kobiety!
Uwaga wszystkich skupiła się na Montgomerym, więc Fiona zdołała niezauważona zniknąć za kępą krzaków. Przez dziesięć minut kryła się przed grupą i czekała. Zastanawiała się, gdzie jest Ace. Czyżby go źle zrozumiała? Może on wcale nie dawał jej znaków, że chce się z nią spotkać w cztery oczy? Może on… Może opanowała go zazdrość, kiedy Jeremy dotknął jego kobiety i teraz biją się do upadłego? Może w ogóle się tu nie pokaże? Może Ace kłamał na temat…
Kiedy Ace dotknął jej ramienia, o mało nie wyskoczyła ze skóry. Szybko zakrył dłonią jej usta, żeby nie krzyknęła.
– Zawsze mówisz do siebie? – szepnął jej do ucha.
– Twoja kobieta? – Zabrzmiało to o wiele bardziej jadowicie, niż chciała. Prawdę mówiąc, w ogóle nie zamierzała wspominać o Lisie. Zazdrość nie przystoi kobiecie z jej klasą. – Twoja kobieta?