– Chciałabym po pierwsze się wykąpać, a po drugie – przeżyć. Żadnego z tych życzeń nie uda mi się spełnić, dopóki nie rozwiążemy tej zagadki i nie wydostaniemy się z tych bagien.
Ciągle ziewając i drapiąc się po głowie, Ace usiadł w namiocie, uderzył głową o sufit i znów opadł na ziemię. Fiona wycofywała się z ich nylonowego schronienia.
– Nawet jeśli zobaczysz te lwy, w jaki sposób ma to wyjaśnić tajemnicę śmierci Roya, Erica i Rose? – zapytał Ace.
– Nie wiem, ale wszystko może się okazać pomocne. Jak myślisz, mam wszy we włosach?
– Raczej pijawki pod ubraniem. Powinnaś je zdjąć, żebym mógł obejrzeć twoją skórę.
– Nieźle to wymyśliłeś, ale nic z tego. Ubieraj się i chodźmy stąd – zażądała, ale na jej ustał błąkał się miękki uśmiech. Już prawie po wszystkim, myślała ciągle. Ich ciężkie doświadczenia dobiegają końca; czuła to.
Kiedy wyszła z namiotu i rozejrzała się dokoła, natychmiast pojęła, że to miejsce zostało stworzone ludzką ręką. To nie natura je tak ukształtowała. Poza tym roślinność na bagnach Florydy jest raczej niska, a to było… To było jak piętrowy kamienny dom, tyle że tak ukryty, że wydawało się, że jest pod ziemią. Z zewnątrz porastała go tak gęsto winorośl, że w środku było niemal zupełnie ciemno.
Kiedy Ace wyszedł z namiotu, Fiona nie poruszyła się, nadal rozglądając się dokoła.
– Co to jest? – wyszeptała, bo to miejsce budziło w niej jakieś dziwne uczucia.
– Myślę, że przed wiekami to było miejsce pochówków. Musiano to budować bardzo długo.
Ace odszedł od dziewczyny na dwa kroki i podniósł z ziemi jakiś błyszczący przedmiot. Pokazał go Fionie. To było skorodowane i brudne srebrne pióro.
– To twoje? – zapytała.
– Wujka. Dałem mu je. – Dłoń Ace'a zacisnęła się wokół pióra, a oczy błądziły dokoła. – Podejrzewam, że wujek często tu przychodził i chyba doskonale wiedział, co widziałem, kiedy złamałem nogę. Ale moim rodzicom powiedział, że zna każdy centymetr rezerwatu i że nie ma tu żadnej „kamiennej groty", którą ciągle im opisywałem.
– A w jaki sposób udało mu się powstrzymać cię przed powrotem w to miejsce?
– Powiedział, że to jest teren rządowy i że są na nim rozmieszczone bomby. Kiedy byłem starszy i zrozumiałem, że to kłamstwo, uznałem, że w pobliżu są ruchome piaski albo zbyt wiele aligatorów czy inne niebezpieczeństwa. A poza tym, kiedy podrosłem, nie bywałem już tu tak często i… – Ace ciągle rozglądał się wokół siebie. – Wiesz, kiedy się dorasta, traci się potrzebę odkrywania tajemnic; a poza tym, ilekroć zbliżałem się do tego miejsca, zaczynała mnie boleć noga.
– Nie wiem, jak możesz tu odróżnić jedno miejsce od drugiego – mruknęła pod nosem.
– Chcesz zobaczyć lwy? Chcesz zobaczyć, za co tyle ludzi, w tym i mój wujek, zapłaciło życiem?
Fiona otworzyła usta, żeby powiedzieć „tak", ale coś w niej wołało, żeby wyjść stąd na oślepiające słońce Florydy i nigdy więcej nawet nie spojrzeć na tę jaskinię. Przytaknęła jednak ruchem głowy; kiedy Ace wziął ją za rękę, odetchnęła głęboko i poszła za nim.
Zapalił latarkę, poprowadził ją za namiot, potem w dół po jakichś kamiennych schodkach i dziewczyna zrozumiała, że większa część budowli mieści się pod ziemią. Im bardziej schodzili w głąb, tym mocniej jeżyły jej się włosy na głowie. Wydawało jej się, że śledzą ich tysiące oczu.
– Nie podoba mi się to miejsce – wyszeptała.
– Podejrzewam, że jest tu mnóstwo nieboszczyków – odpowiedział beztrosko Ace.
– Bardzo zabawne. Chyba nie sądzisz, że to miejsce wybudowali właściciele lwów?
Ace parsknął śmiechem.
– Podejrzewam, że ta budowla stoi od tysięcy lat. Archeolodzy byliby nią pewnie zachwyceni. Lwy są stosunkowo młode, mają moim zdaniem zaledwie około pięciuset lat, ale niezbyt wiele wiem o chińskiej sztuce.
– Zabierzemy je ze sobą i pokażemy komuś – mruknęła
Fiona i przylgnęła do ramienia Ace'a, przeszukując oczami kamienne ściany, po których ściekała woda, zwilżająca czepiającą się ich winorośl. Wśród pędów śmigały jaszczurki, a dziewczyna wzdrygała na widok ich błyskawicznych ruchów.
– Świetny pomysł – stwierdził Ace. – Ja wezmę jednego, a ty drugiego.
Fiona kiwnęła głową na znak zgody i zeszli kolejne dwa stopnie w dół. Stanęli przed czymś, co wyglądało na żelazne wrota.
– W przyszłości wolę czytać o przygodach, niż je przeżywać. Zdecydowanie nie podoba mi się to miejsce.
– Powinnaś je oglądać w całkowitych ciemnościach i ze złamaną nogą. Wówczas na pewno by ci się spodobało.
– Jeśli to miał być żart, to powinieneś jeszcze trochę nad nim popracować. Masz klucz do tego zamka?
Ace szarpnął z całej siły za metalowy zamek sterczący z metalowych drzwi i zardzewiałe żelazo zostało mu w rękach. Kiedy pchnął drzwi, Fiona była pewna, że zawiasy się połamią i drzwi wypadną, ale łatwo ustąpiły i otworzyły się do środka.
– Tak jak myślałem – stwierdził Ace. – Wujek Gil musiał tu przychodzić bardzo często i pewnie naoliwił zawiasy. Kiedy tu byłem pierwszy raz, drzwi ledwo dawały się poruszyć.
Musiałem rzucić się na nie z całej siły, a kiedy wreszcie się uchyliły, pośliznąłem się i bęc! Coś chrupnęło w nodze.
Fiona wolała nie myśleć o bólu, jaki musiał znieść.
– Jak sądzisz, czy twój wujek zainstalował tu światło elektryczne?
Ace zrobił krok w ciemność, która panowała za drzwiami i zniknął na kilka sekund. Dla zostawionej w mroku Fiony ta chwila była wiecznością.
– Co byś powiedziała na lampę naftową? – Dziewczyna aż podskoczyła na dźwięk głosu Ace'a. – Uspokój się, dobrze? – Podał jej lampę i zapalił zapałkę. – Trzymaj się za mną i idź powoli. Nie podoba mi się ta podłoga.
– Mnie się nie podoba podłoga, ściany, sufit i…
– Ćśśś! – Znieruchomiał i nasłuchiwał przez chwilę. – Słyszałaś to?
– Słyszałam wszystko: węże, jaszczurki, pająki, wszystkie…
– O! Znowu! Słyszałaś?
Fiona nie znała bagien Florydy na tyle dobrze, aby odróżnić, który dźwięk jest naturalny, a który nie.
– Czy nie możemy po prostu zabrać tych lwów i wreszcie stąd wyjść? – zapytała. – Posterunek policji zaczyna mi się jawić jako nader miłe miejsce.
Ace nasłuchiwał jeszcze przez chwilę; potem poprowadził ją koło drzwi do wewnętrznej jaskini.
Było to niewielkie pomieszczenie o kamiennych ścianach, podłodze i suficie. Ale tutaj nie było roślin na murach, nie było też śmigających jaszczurek, a ściany były względnie suche.
Pośrodku pokoju siedziały dwa gigantyczne stylizowane lwy, podobne do tych, które bywają umieszczane przed wejściem do chińskich restauracji. Tylko te były większe niż kiedykolwiek widziała, miały przynajmniej półtora metra wysokości i wydawało się, że są zrobione z czystego złota. A w miejscu oczu miały ogromne zielone kamienie.
– Och! – jęknęła Fiona i usiadła na ziemi, gapiąc się na posągi. Było w tych stworach jakieś dostojeństwo, które sprawiało, że czuła się jak w obliczu królewskiego majestatu.
Ace podszedł do pierwszego lwa i położył na nim rękę.
– Według mojej teorii te stwory były na statku, który zatonął i to z ich powodu popełniono te wszystkie morderstwa, dawne i obecne.
– A w jaki sposób się tu znalazły? – wyszeptała dziewczyna, która w dalszym ciągu mogła tylko siedzieć bez ruchu i gapić się z podziwem na olbrzymie lwy.
– Ręczny kołowrót, rolki z kłód drewnianych i silne mięśnie, jak sądzę.