Zerknęła na zegarek i stwierdziła, że dochodzi już wpół do siódmej. Gdzie się wszyscy podziewają? Miała ochotę się rozpłakać, kiedy przyszło jej do głowy, że pewnie najspokojniej w świecie leżą w łóżkach. I śpią.
Nagle odniosła wrażenie, że w otaczającej ją bujnej roślinności coś się poruszyło.
– Jeśli to aligator, to rzucę się na niego – powiedziała głośno i ostrożnie ruszyła w stronę stworzenia, które miało na sobie ludzkie ubranie.
Mężczyzna pochylał się nad czymś. Niewiele widziała, tylko plecy i czubek prawego ucha.
– Przepraszam – powiedziała cicho, ale nie zareagował, więc powtórzyła głośniej: – Przepraszam.
– Nie jestem głuchy! – Mężczyzna zrobił półobrót i zachwiał się. – Piekło i szatani! Zobacz, co narobiłaś! Nie masz nic lepszego do roboty, tylko podkradać się do ludzi? I co tu robisz tak wcześnie rano? Otwieramy dopiero o dziewiątej.
Odwrócił się ku niej, trzymając na ręku białego, długonogiego ptaka. Fiona odnotowała z prawdziwą przyjemnością, że był równie wysoki jak ona, a może nawet jeszcze wyższy.
– Cześć, jestem… – zaczęła mówić i wyciągnęła rękę na powitanie, ale nagle rozpoznała go.
– To ty! – krzyknęli jednocześnie.
– Jeśli przyszłaś tu z przeprosinami, nie mam zamiaru ich przyjąć. Jedyne, co mogę od ciebie przyjąć, to czek! – Mężczyzna pierwszy odzyskał głos.
– Przeprosiny? Chyba masz nie po kolei w głowie! – Fiona aż trzęsła się z gniewu. – Uratowałam twoje niewiele warte życie.
– Przed czym? Przed kawałkiem plastiku? Słuchaj, kobieto, nie wiem, po co tu przyszłaś, ale chcę, żebyś natychmiast się stąd wyniosła.
– To nie twoja sprawa, ale mogę cię poinformować, że mam tu umówione spotkanie. Czy ty mordujesz tego ptaka?
Mężczyzna puścił ptaka, który uciekł w krzaki.
– Z kim jesteś umówiona?
– Z Royem Hudsonem i z Ace'em.
– Z Ace'em? – zapytał mężczyzna i twarz mu złagodniała. Już go miała! Pewnie ten Ace da mu popalić.
– Tak, z Ace'em. Umówiłam się z nim i z Royem Hudsonem na ryby.
– Doprawdy? To co tu robisz? Chcesz posłużyć się kormoranami?
Patrzyła na niego, mrugając niepewnie. Może to jakiś żart, zrozumiały tylko dla mieszkańców Florydy?
– Ubrałaś się w sam raz na połów ryb – powiedział, ostentacyjnie oglądając ją od stóp do głów.
– A ty przynajmniej dziś masz na sobie coś innego niż garnitur zębów – odpaliła bez zastanowienia, po czym zerknęła na jego koszulę. Na kieszonce widniał napis: ACE, KENDRICK PARK. Odwróciła się i ruszyła z powrotem w stronę wejścia do parku. – Tego już za wiele. Mam dość. Dotarłam do kresu wytrzymałości. Wracam do Nowego Jorku, gdzie ludzie są bezpieczni.
– Fiona! – zawołał za nią jakiś inny głos, starszy i przyjazny, ale nie zatrzymała się i nadal maszerowała w stronę drogi. Mężczyzna złapał ją za rękę i zmusił do zatrzymania się. -Poznałbym cię wszędzie!
– Pozwól, że zgadnę – powiedziała z ciężkim sarkazmem: -Roy Hudson.
– Masz rację, młoda damo. A teraz chodź i poznaj resztę załogi.
Roy Hudson był człowiekiem tuż po sześćdziesiątce i wyglądał równie poczciwie jak Kubuś Puchatek. Fiona miała ochotę go zapytać, czy uwielbia miód i czy ma przyjaciela, który lubi skakać.
– To jest Ace Montgomery, właściciel tego kawałka ziemi.
– Zasługuje na każdy centymetr kwadratowy tego terenu -rzuciła Fiona, patrząc ponad uniesionym ramieniem Roya prosto w oczy właściciela piaszczystego Kendrick Park i uśmiechając się złośliwie. Nie podała mu ręki.
– Już się spotkaliśmy. – Ace jeszcze raz drwiąco obejrzał Fionę od stóp do głów – Mieliśmy… konfrontację na lotnisku.
– To wspaniale! – zawołał Roy i klepnął Fionę w plecy z taką siłą, że omal nie upadła na Ace'a – Jesteście gotowi? Samochód czeka, a łódź też już załadowana.
– Panie Hudson – powiedziała stanowczo Fiona – sądzę, że zaszło jakieś nieporozumienie. Wiem, że rozmawiał pan o mnie z Garrettem i że mnie pan tu zaprosił, ale ja naprawdę nie mam zielonego pojęcia o handlu marionetkami. Ani wypchanymi zwierzętami czy czymkolwiek pan chce handlować. Nie mam też bladego pojęcia o łowieniu ryb. Więc, jeśli pan pozwoli, przeproszę pana i wrócę do miasta.
Włożyła rękę do zewnętrznej kieszonki plecaka i wyjęła telefon komórkowy. Prawdę mówiąc, nie mogła się doczekać, żeby opowiedzieć Piątce, że miały rację: Ace był jeszcze piękniejszy, niż przypuszczały – czarnowłosy, czarnooki, o ciele… Był też tak przegrany, jak przewidywała, pomyślała, zerkając ponownie na rozpadający się sklep z pamiątkami.
Wyciągnęła palec, żeby wcisnąć guziczki telefonu, i spojrzała na Ace'a.
– Nie martw się, jest prawdziwy, to nie plastikowa imitacja.
Zanim Ace zdążył odpowiedzieć na jej drwinę, Roy wybuchnął śmiechem.
– To wasze wczorajsze spotkanie musiało być naprawdę niezwykłe. Mamy przed sobą kilka dni, musicie mi dokładnie o nim opowiedzieć. – Zdecydowanie objął ramieniem plecy Fiony i zawrócił ją z drogi, wiodącej do wyjścia z parku, a potem równie stanowczo ujął jej rękę, którą usiłowała wystukać numer telefonu. – Zaraz, kochanie, musimy porozmawiać o tym, dlaczego cię tu zaprosiłem. Ale jeszcze nie teraz. Najpierw trochę się zabawimy.
Ace przez cały czas wpatrywał się w dziewczynę z taką wrogością, że w innych okolicznościach pewnie by się wystraszyła. Ale w tej chwili była tak zaabsorbowana swoimi planami, że nie bała się niczego. Odsunęła się od Roya, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Nawet Garrett powinien zrozumieć, dlaczego, po tym wszystkim, co przeszła, musiała wyjechać. Niech no tylko Garrett usłyszy słowo „proces", a natychmiast jej wszystko daruje.
– Musimy znaleźć dla pani jakieś inne ubranie, nie sądzisz, Roy? – W głosie Ace'a była jakaś miękkość i troska, ale w spojrzeniu, jakim objął dziewczynę, nie było nic miękkiego. Było twarde jak stal.
– Nie zostanę tu – syknęła do niego, po czym odwróciła się do Roya z uśmiechem. Lepiej, żeby nie rozzłościła właściciela Raphaela, skoro Garrettowi tak zależy na prawach do tej koncesji. Musi tylko wytłumaczyć Royowi, że powinni przełożyć swoją małą wycieczkę na później, najlepiej na czas, kiedy Ace spocznie w grobie.
– Znajdę jej coś do włożenia – zwrócił się Ace do Roya, po czym mruknął do ucha Fiony: – Pójdziesz ze mną albo spędzimy to popołudnie z prawnikami, rozważając, w jaki sposób zapłacisz za zniszczenia, które spowodowałaś.
To by się nie spodobało Jeremy'emu, pomyślała. Kiedy palce mężczyzny mocniej zacisnęły się na jej ramieniu, łzy zakręciły się jej w oczach.
– Chyba rzeczywiście muszę się przebrać – powiedziała do Roya, starając się dotrzymać kroku temu maniakalnemu właścicielowi parku.
Kiedy tylko zniknęli z oczu Roya – i z oczu cywilizacji, bo miała wrażenie, że są otoczeni przez napierające na nich drzewa – Fiona zatrzymała się i wyrwała rękę z uchwytu palców mężczyzny.
– To wbrew prawu – wysyczała cicho, żeby Roy nie mógł usłyszeć jej słów.
Ace przysunął się do dziewczyny tak blisko, że niemal dotykali się nosami.
– Niszczenie cudzej własności też jest wbrew prawu. Mój adwokat twierdzi, że jestem idiotą, iż nie podałem cię jeszcze do sądu. Nie masz bladego pojęcia, ile ten aligator kosztował.
– Masz na myśli cenę hurtową czy detaliczną?
Oczywiście ten facet nie miał poczucia humoru. Obrzucił ją tak nienawistnym spojrzeniem, że cofnęła się o krok.
Z całej siły zacisnął zęby, Fiona widziała ruch mięśni jego szczęki. Chwycił ją w pasie i prawie wlókł ścieżką. Ścieżka miała najwyżej piętnaście centymetrów szerokości, więc gałęzie drzew drapały ramiona. Fiona była pewna, że ma podarte rajstopy. Po długim marszu po piasku zaczęła się już przyzwyczajać do ziarenek piasku między palcami stóp.