Po dwóch godzinach Frank Taggert, kuzyn Ace'a, przysłał helikopter, który zabrał z bagien całe towarzystwo. A potem rozesłał całą armię detektywów, aby prześledzili każdy krok Kurta.
Kurt nie zawracał sobie głowy zacieraniem za sobą śladów, bo wierzył, że dzięki swej anonimowości jest całkowicie bezpieczny. Nietrudno więc było odszukać zapiski hotelowe, rachunki telefoniczne i naocznych świadków. Wielu ludzi widziało Kurta z Royem Hudsonem, a większość klientów nadmorskiej restauracji zauważyło Kurta i Erica tej nocy, kiedy Hudson został zamordowany.
– Nie zaprzątaliśmy sobie tym głowy, bo gazety pisały, że to ci dwoje są zabójcami – mówili świadkowie.
Tak więc następnego dnia, kiedy Ace i Fiona stanęli twarzą w twarz z policją i dziennikarzami, towarzyszyło im sześciu prawników, zaopatrzonych w taką liczbę dokumentów, że mogli nimi zasypać salę sądową. Żeby mieć pewność, że sędzia zrozumie, o co naprawdę chodziło w tych trzech morderstwach, Frank zapakował jednego z lwów, przywiózł i odpakował na sali sądowej.
W końcu zapadł werdykt: „omyłkowe aresztowanie" po czym Fiona i Ace zostali zwolnieni.
Oczywiście trzy grupy konserwatorów zabytków oskarżyły Franka o naruszenie zasad obowiązujących podczas odkryć archeologicznych poprzez zabranie lwa z jego „pierwotnego" miejsca. Musiał zapłacić kilku muzealnikom za ekspertyzę dotyczącą wieku lwów i atest ich pochodzenia z Chin.
Ostatnio Fiona dowiedziała się, że chiński rząd ma zamiar wystąpić o zwrot lwów lub rekompensatę finansową od miliardera Franka Taggerta. Ale Frank nie przejmował się za bardzo, bo sądy będą tak długo debatować nad tym, kto jest właścicielem lwów, że…
– Nas już dawno nie będzie na tym świecie – skwitował Ace.
A Fiona była uszczęśliwiona zakończeniem całej tej dość ponurej historii. W Suzie znalazła osobę, związaną z nią więzami krwi, a wkrótce poprzez małżeństwo zyska ogromną rodzinę. I trzeba się pośpieszyć ze ślubem, bo w niej rośnie już dziecko. Ale kiedy przyjrzała się liczebności przyszłej rodziny, doszła do wniosku, że nikt nie będzie specjalnie zgorszony, kiedy jej dziecko urodzi się siedem czy osiem miesięcy po ślubie.
– Szczęśliwa? – zapytał Ace, który podszedł do niej i otoczył ramieniem jej talię.
– Bardzo. Ale…
– Ale co? – Drobna zmarszczka między brwiami zdradzała, że jest przejęty.
– Chciałabym wrócić do domu – powiedziała miękko.
– A, tak. Do swojego nowojorskiego apartamentu – powiedział matowym głosem. – Czy czynsz za wynajem był przez cały czas płacony? Myślałem, że Frank…
Fiona położyła mu palec na ustach.
– Do domu na Florydzie.
Ace nie mógł chyba być bardziej wstrząśnięty.
– Przecież nienawidzisz Florydy. Nienawidzisz upału, bagien i…
– Wiem, że chcesz sam zarobić na dom i że nie chcesz korzystać z odziedziczonych pieniędzy, ale czy nie sądzisz, że moglibyśmy wynająć spychacz, żeby rozwalił twoją chałupę i postawić na jej miejscu domek podobny do tego, który mieliśmy w Błękitnej Orchidei? Z klimatyzacją i basenem? I… – Fiona zawahała się i dokończyła ściszonym głosem. -I z pokojem dziecięcym?
Ace patrzył przez chwilę przed siebie. Wokół nich kłębił się tłum ludzi, ale w tym momencie byli sami na świecie. Spojrzał na Fionę.
– Tak, sądzę, że dałoby się to zrobić. A czy… czy mogłabyś w przybliżeniu określić, kiedy powinien być gotowy ten pokój dziecięcy?
– Chyba za jakieś siedem i pół miesiąca.
Znów popatrzył przed siebie i milczał przez chwilę. Fiona przyglądała się gwałtownie pulsującej na jego szyi żyle.
– Jeśli będzie chłopiec, nazwiemy go Ibis, a jeśli dziewczynka to Czapla – powiedział w końcu.
– Myślałam raczej o Warząchwi Białej i Wężówce Wiosłonogiej! Ale jedynie wtedy, kiedy urodzą się bliźnięta.
Ace wybuchnął takim śmiechem, że wszyscy zgromadzeni zamilkli i spojrzeli w ich stronę. Uśmiechnął się i splótł palce z palcami Fiony.
Jude Deveraux