Poza rzeczami dla ptaków w garderobie w całym tym domu nie było ani jednego osobistego drobiazgu, więc była zaskoczona na widok srebrnego przedmiotu, ukrytego pod solidnym drewnianym łóżkiem. To była ramka, w którą oprawiono zdjęcie przepięknej kobiety. Kobiety, będącej ucieleśnieniem marzeń o księżniczce z bajki, o królowej uśmiechu: długie blond włosy, duże niebieskie oczy, zaróżowione policzki i drobne usteczka.
Nawet Kimberly nie jest taka śliczna, pomyślała Fiona i odwróciła ramkę. Zobaczyła znak firmowy Tiffany'ego i podpis: „Lisa Rene Honeycutt".
Fiona wsunęła z powrotem zdjęcie pod łóżko, zasznurowała tenisówki, zarzuciła plecak na ramię i odwróciła się do wyjścia. Nagle, tknięta niespodziewaną myślą, zwróciła się znów w stronę łóżka i z krzywym uśmieszkiem na ustach podniosła narzutę i wysypała piasek ze swoich pantofli na nieskazitelnie czyste prześcieradła Ace'a Montgomery'ego. Potem starannie ułożyła swoje nowojorskie ciuchy, aby robiły wrażenie rzuconych w pośpiechu. Z uśmiechem wyszła przed dom, gdzie czekał na nią naburmuszony Ace.
– Śliczny poranek, prawda? – rzuciła, mijając Ace'a z taką miną, jakby to ona mieszkała w tym domu, a on był zaledwie przechodniem. Znalazła się na rozwidleniu ścieżki i skręciła w prawo.
Po trzech minutach stanęła przed kilkoma chatami z potężnymi zamkami w drzwiach.
– Masz zamiar jeszcze się popisywać? – zapytał Ace, stając za jej plecami. – Bo jeśli chcesz jechać z nami, musisz iść tędy. Chyba że wolisz spłacić nas wszystkich. Mamy tu bagno, które trzeba oczyścić. Wiesz, te wszystkie zwierzęta zanieczyszczają…
– Bardzo zabawne – mruknęła Fiona i przeszła obok Ace'a tak blisko, że rękawem koszuli musnęła jego pierś.
Nie uszła nawet dwóch kroków, kiedy Ace chwycił ją za ramiona i odwrócił twarzą do siebie.
– Trzymaj łapy przy sobie! – krzyknęła.
Dobrze, idź więc naprzód. Proszę bardzo. – Cofnął się i opuścił ręce, a Fiona zauważyła, że przed chwilą omal nie wpadła do wykopu, przypominającego fundament pod kolejną chatę. Cokolwiek to kiedyś miało być, teraz było tylko głęboką dziurą w ziemi, przykrytą niemal całkowicie pędami winorośli.
– To niebezpieczne! – Odetchnęła głęboko. – Jakieś dziecko mogłoby…
– Owszem. A wokół jest mnóstwo innych niebezpiecznych miejsc. Ale żeby je oznakować, trzeba masy pracowników. A pracownicy kosztują. Pieniądze pozyskujemy od turystów, którzy mogliby przyjechać, żeby obejrzeć mechanicznego aligatora, albo od inwestorów. Jeszcze wczoraj miałem dwie szanse na zarobek. Dziś została mi już tylko jedna.
Ace mówił to takim tonem, jakby próbował wyjaśnić coś niedorozwiniętemu dziecku.
– Wiesz, chyba jeszcze nigdy nie czułam do żadnego człowieka takiej niechęci jak do ciebie – powiedziała spokojnie Fiona.
– Zapewniam cię, że to uczucie jest w pełni odwzajemnione. A teraz wróćmy do Roya, zanim spakuje manatki i wróci do Teksasu.
3
To była łódź, a nie jacht. Stara, poobijana łódź rybacka, którą Roy miał od dwudziestu lat, jak zapewniał Fionę. W oczach Fiony ta łódź była idealną kopią łodzi Roberta Shawa ze Szczęk – tej, którą pożarł rekin.
– Sporo ryb z niej złapałem – powiedział z czułością.
– A każda z tych ryb zostawiła tu swój zapach – mruknęła Fiona pod nosem. Ace rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie, na co zareagowała chłodnym uśmiechem. Kiedy wyszła wreszcie z tej ruiny, chyba tylko szyderczo nazywanej parkiem, Roy był pod takim wrażeniem jej przeistoczenia się w kobietę, którą uważał za gwiazdę filmową wszech czasów, że od tej chwili Fiona stała się w jego oczach ideałem i nie mogła już zrobić nic niewłaściwego.
– Nie ma już dzisiaj takich kobiet. – Roy oprowadzał Fionę, w ogóle zapominając, że jest z nimi Ace, który mógł wejść za nimi na łódź albo iść sobie w diabły, wedle uznania. -Dawniej kobiety były kobiece. Dzisiejsze aktorki przypominają dziewczynki. Julia Roberts. Ta mała Ginevra. Jak jej tam?
– Gwyneth Paltrow? – podpowiedziała Fiona. – A ty wolisz kobiety wyglądające na kobiety, tak? – Ostatnie zdanie rzuciła przez ramię tak głośno, że mogłaby pobudzić ptaki, gdyby jeszcze spały, sądząc jednak po otaczającym ich świergocie, wszystkie już wstały.
Roy był bardzo spostrzegawczy.
– Koniecznie musisz mi opowiedzieć o swoim pierwszym spotkaniu z Ace'em. Powiedział coś, co ci się nie spodobało?
– Wygadywał straszne rzeczy! – Oznajmiła, mrugając do Roya, co nie było proste, zważywszy na to, że przewyższała go przynajmniej o dziesięć centymetrów. – Mam nadzieję, że pomścisz tę zniewagę.
Roy głośno ryknął ze śmiechu i próbował objąć ją i przyciągnąć bliżej do siebie. Próba nie powiodła się, bo musiał unieść ramię do góry, a poza tym – było krótsze niż obwód jego brzucha. Fiona bez wysiłku uniknęła jego uścisku.
Wsiadła do czekającego samochodu i Ace szepnął jej do ucha:
– Przestań się wdzięczyć jak podlotek, bądź sobą.
– Co to było? – zapytał Roy, kiedy ulokował się w aucie.
– Co czym było? – niewinnie zapytała Fiona.
Ace usiadł z przodu, obok kierowcy, podczas gdy Roy i Fiona zajęli tylne siedzenie.
– Ace, mój chłopcze, czy wszystko z tobą w porządku? Wydawało mi się, że krzyknąłeś?
– Zdarł sobie skórę o jakiś twardy przedmiot – oznajmiła Fiona, z wysiłkiem opanowując pragnienie pieszczotliwego pogłaskania wystającej z torby szpilki buta, którym przed chwilą solidnie przyłożyła Ace'owi.
Podczas dwudziestominutowej jazdy samochodem do łodzi Fiona bez przerwy musiała zdejmować dłonie Roya z różnych części swego ciała. Pokazywał jej coś na szosie, a kiedy pochyliła się, żeby spojrzeć, kładł jej rękę na kolanie. Potem niby to dostrzegł coś po drugiej stronie samochodu, więc pochylił się nad nią, żeby się przyjrzeć.
Fiona za każdym razem tak zręcznie się wykręcała, że udawało się jej unikać rozlicznych rąk Roya. Raz, kiedy samochód gwałtownie wziął ostry zakręt, Fiona wpadła na Roya i właśnie wtedy Ace raczył się odwrócić i spojrzeć na nich. Rzucił dziewczynie gniewne spojrzenie, mówiące: przestań kusić tego biednego starego człowieka. Nie miała jak się bronić. Bo niby co mogła zrobić? Wrzasnąć, że ten namolny staruch nie może utrzymać rąk z dala od niej? Nie, pomyślała, przypominając sobie, jak się znalazła w tej sytuacji.
Bo została zastraszona i zaszantażowana. Jej kariera wisiała na włosku. Podobnie jak jej oszczędności, jeśli można wierzyć Ace'owi.
– Jesteś cholernie ładna – mruknął Roy pod nosem, a Fiona miała ochotę przyłożyć samej sobie za podobieństwo do gwiazdy filmowej sprzed lat. Kiedy była nastolatką, uwielbiała, kiedy mówiono jej, że przypomina wielką gwiazdę filmową, więc namiętnie oglądała filmy z Avą Gardner i jej fotosy. Nauczyła się wzmacniać wyraźne podobieństwo, tak iż stawała się niemal sobowtórem królowej narkotyków.
Kiedy Fiona skończyła dwadzieścia cztery lata, miała już dość zbierania hołdów tylko dlatego, że przypomina inną kobietę, więc zaczęła tuszować podobieństwo. Ludzie nie zawsze rozumieją, że wystarczy niewielki deszczyk, aby gwiazdy filmowe przestawały przypominać same siebie. Wspaniały wygląd wymaga nie lada wysiłku. I kiedy Fiona przestała pracować nad upodobnieniem się do Avy Gardner, przestała być do niej podobna. Nikt w Davidson Toys nigdy nie powiedział, że jest podobna do tej aktorki.
Teraz, siedząc obok tego flirtującego, lepiącego się do niej starego człowieka, który przypomniał sobie nagle swoją młodość, kiedy to pożądał ciemnookiej piękności, Fiona wyrzucała sobie, że znowu zabawiła się w podkreślanie swego podobieństwa do gwiazdy. Ale ten wredny facet, Ace, rzucił jej wyzwanie, twierdząc, że nie jest kobieca i…