Zazdrościła im szczęścia. Przepełniała ją złość, że ich życie biegnie naprzód. Nawet w towarzystwie koleżanek, nawet wśród tysiąca ludzi czuła samotność. Ale najbardziej doskwierała jej ona we własnym pustym domu.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio była naprawdę szczęśliwa. Jakże pragnęła zasnąć, nie walcząc z natręctwem myśli. Tęskniła za świadomością, że jest kochana, że Gerry przygląda jej się, gdy oglądają telewizję lub jedzą kolację. Tęskniła za spojrzeniem, którym ogarniał ją, gdy wchodziła do pokoju. Za jego dotykiem, uściskiem, radą, za czułymi słowami miłości.
Nienawidziła liczenia dni do następnego listu, bo niczego już po nim nie oczekiwała. Zresztą i tak zostały jeszcze tylko trzy. I odpychała od siebie myśl, jak będzie wyglądało jej życie, kiedy wiadomości od Gerry’ego się skończą. Wspomnienia były cudowne, ale trudno tylko nimi żyć.
Powoli otworzyła siódmą kopertę.
Mierz wysoko, bo nawet jeśli chybisz, znajdziesz się wśród gwiazd. Obiecaj mi, że tym razem znajdziesz pracę, która będzie Ci odpowiadała! PS Kocham Cię…
Holly przeczytała list ponownie, zastanawiając się nad własną reakcją. Po tak długiej przerwie bardzo się bała podjąć jakąkolwiek pracę. Wydawało jej się, że jeszcze nie jest gotowa. Zrozumiała jednak, że nie ma wyjścia. Skoro Gerry tak powiedział, musi to zrobić. Uśmiechnęła się do siebie.
– Obiecuję – powiedziała wesoło. Długo wpatrywała się w jego pismo, a kiedy przeanalizowała już każde słowo, z szuflady w kuchni wyjęła notatnik i długopis, po czym zaczęła sporządzać własną listę możliwych prac:
1. Agentka FBI: – Nie jestem Amerykanką. Nie chcę mieszkać w Ameryce. Nie mam doświadczenia z pracą w policji.
2. Adwokatka: – Nie znosiłam szkoły. Nie znosiłam nauki.
3. Lekarka: – Fuj.
4. Pielęgniarka: – Mało twarzowe uniformy.
5.Kelnerka: – Za bardzo bym się objadała.
6.Kosmetyczka: – Obgryzam paznokcie, rzadko depiluję nogi. Nie chcę oglądać różnych zakamarków ludzkich ciał.
7.Sekretarka: – Już nigdy.
8. Aktorka: – Chyba już nie przebiję swojego występu w głośnym filmie „Dziewczęta w wielkim mieście”.
9. Przedsiębiorcza kobieta interesu, która bierze życie w swoje ręce: – Hm. Jutro sprawdzę oferty.
W końcu padła na łóżko i przyśniło jej się, że jako wybitna specjalistka od reklamy prowadzi ważną prezentację na najwyższym piętrze wieżowca z widokiem na Grafton Street. Rzeczywiście Gerry radził jej mierzyć wysoko.
Nazajutrz rano obudziła się wcześnie. Rozemocjonowana snem o sukcesie, poszła do miejscowej biblioteki, żeby poszukać pracy w Internecie. Bibliotekarka wskazała jej rząd komputerów w głębi sali.
– Opłata wynosi pięć euro za dwadzieścia minut w sieci.
Holly wręczyła jej ostatnie dziesięć euro. Tylko tyle udało jej się wyjąć rano z banku, zanim bankomat zapiszczał: Brak środków na koncie. Nie mogła uwierzyć, że już nic jej nie zostało.
– Nie teraz – powiedziała bibliotekarka i oddała jej pieniądze. – Zapłaci pani, kiedy pani skończy.
Ruszyła do komputerów, ale zorientowała się, że wszystkie są zajęte. Stała, bębniła palcami w torebkę i rozglądała się. Wtem zobaczyła klikającego Richarda. Podeszła, dotknęła go w ramię. Aż podskoczył, wystraszony, i obrócił się z krzesłem.
– Cześć – przywitała go szeptem.
– Cześć, Holly. Co ty tu robisz? – zapytał speszony, jakby go przyłapała na gorącym uczynku.
– Czekam na komputer – wyjaśniła. – Postanowiłam rozejrzeć się w końcu za pracą – oznajmiła z dumą.
– W takim razie weź ten – zaproponował i zgasił ekran.
– Wcale cię nie poganiam – wybąkała.
– Ale ja już skończyłem. Szukałem czegoś do pracy.
– Aż tutaj? – spytała zaskoczona. – Czy nie macie komputerów w Blackrock?
Nie była pewna, gdzie Richard pracuje, ale niegrzecznie byłoby pytać teraz, skoro nie zainteresowała się tym przez ponad dziesięć lat. Wiedziała, że chodzi w białym kitlu po laboratorium i wpuszcza kolorowe substancje do probówek.
– Służba nie drużba – zażartował ni w pięć, ni w dziewięć Richard. Pożegnał się prędko i podszedł do lady, żeby zapłacić.
Holly usiadła do komputera i rozpoczęła poszukiwania. Po czterdziestu minutach też podeszła do lady. Bibliotekarka kliknęła w komputer.
– Piętnaście euro.
Holly zdumiała się.
– Przecież mówiła pani, że pięć za dwadzieścia minut.
– Zgadza się – potwierdziła bibliotekarka z uśmiechem.
– Przecież korzystałam z sieci czterdzieści minut.
– Dokładnie czterdzieści cztery, czyli rozpoczęła pani następne dwadzieścia minut.
Holly ściszyła głos.
– Bardzo przepraszam, ale mam przy sobie tylko dziesięć. Czy mogłabym resztę donieść później?
Bibliotekarka pokręciła głową.
– Pani wybaczy, ale nie ma takiej możliwości. Trzeba zapłacić całość na miejscu.
– Tak, ale nie mam tyle przy sobie – wyjaśniła Holly. Kobieta patrzyła na nią tępo zza lady.
– No dobrze – powiedziała Holly i wyjęła komórkę.
– Przepraszam, ale tu nie wolno korzystać z telefonów. Wskazała napis Zakaz używania telefonów komórkowych. Holly policzyła w myślach do pięciu.
– W takim razie wynikł pewien problem. Czy mogę stąd wyjść, żeby zadzwonić?
– Tylko proszę nie oddalać się od wejścia.
Kobieta zaczęła przekładać papiery, udając, że wraca do pracy.
Holly stanęła na zewnątrz przy drzwiach i zastanowiła się, do kogo zadzwonić. Nie chciała, żeby promieniejące szczęściem Denise i Sharon dowiedziały się o jej kłopotach. Nie mogła też zadzwonić do Ciary, która pracowała w pubie „U Hogana”. Jack teraz wykładał, Declan miał zajęcia na uczelni, a Richard w ogóle nie wchodził w grę.
Łzy pociekły jej po twarzy, kiedy przewijała listę znajomych w telefonie. Większość w ogóle nie zadzwoniła do niej po śmierci Gerry’ego. Odwróciła się plecami do bibliotekarki, żeby nie widziała jej zdenerwowania. Jakie to upokarzające prosić kogoś przez telefon o pięć euro. A jeszcze bardziej upokarzające, było to, że nie miała do kogo zadzwonić. Wybrała więc pierwszy numer, jaki jej przyszedł do głowy.
– Cześć, tu Gerry. Proszę zostawić wiadomość po sygnale, oddzwonię, kiedy tylko będę mógł.
– Cześć, Gerry – powiedziała zapłakana. – Jesteś mi potrzebny.
Godzinę później leżała skulona na kanapie u mamy w Portmarnock. Czuła się znów jak nastolatka. Mama podjechała po nią do biblioteki, zapłaciła i przywiozła ją do domu na podwieczorek.
– Dzwoniłam do ciebie wczoraj wieczorem. Wychodziłaś? – zapytała. Holly łyknęła herbaty. Ten magiczny napój rzeczywiście czyni cuda.
Stanowi lek na wszystkie życiowe kłopoty. Na dotkliwą plotkę – filiżanka herbaty, na zwolnienie z pracy – filiżanka herbaty, na wiadomość, że mąż ma guz mózgu – filiżanka herbaty…
– Tak, byłam na kolacji z dziewczynami i setką nieznanych mi osób.
Holly przetarła ze znużeniem oczy.
– I co u nich słychać? – zapytała serdecznie Elizabeth. Zawsze znajdowała wspólny język z przyjaciółmi Holly, podczas gdy koleżanki Ciary po prostu ją przerażały.
Kolejny łyk herbaty.
– Sharon jest w ciąży, a Denise się zaręczyła – powiedziała, patrząc przed siebie.
Elizabeth westchnęła, nie wiedząc, jak zareagować wobec oczywistego przygnębienia córki.