Выбрать главу

– Mam nadzieję, że nie sprawiłam ci zbytniego kłopotu.

– Ależ to żaden kłopot. Po prostu biedny Declan będzie musiał dzisiaj pogłodować – zażartowała, drocząc się z synem, który właśnie siadał do obiadu. Declan się skrzywił.

– A czemuż to, mistrzuniu, nie jesteś na zajęciach? – spytała Holly.

– Miałem zajęcia cały ranek – odparł Declan. – A o ósmej wieczorem jeszcze wracam do szkoły.

– Tak późno? – zdziwił się ojciec, polewając sosem mięso na talerzu.

– Bo dopiero o tej porze udało mi się zarezerwować montażownię.

– Macie tylko jedną montażownię, Declan? – wtrącił się do rozmowy Richard.

– Aha.

Wdzięcznym rozmówcą to on nie był.

– Nie mają pieniędzy na drugą?

– Nie, bo to mała uczelnia, Richard.

– Większe uczelnie są chyba lepiej wyposażone. I w ogóle we wszystkim lepsze.

Declan odciął się, na co zresztą wszyscy czekali.

– Nie powiedziałbym. Mamy najlepszy sprzęt. I wykładowcy pracują w branży. Nauka nie ogranicza się do teorii.

Brawo, Declan, poparła go w duchu Holly.

– O czym jest ten twój film, synu? – spytał Frank.

– Nie chcę się jeszcze zagłębiać w szczegóły, ale z grubsza opowiada o nocnym życiu Dublina.

– I my w nim będziemy? – spytała podniecona Ciara.

– Może pokażę tył twojej głowy – zażartował.

– Nie mogę się doczekać – powiedziała Holly, żeby dodać mu otuchy.

– Dziękuję. – Declan odłożył widelec i roześmiał się. – Czy dobrze słyszałem, że zgłosiłaś się do konkursu karaoke?

– Co?

Ciarze omal oczy nie wyszły z orbit.

Holly udawała, że nie wie, o czym brat mówi.

– Już się nie kryguj. Wiem o tym od Danny’ego. – Declan zwrócił się do pozostałych członków rodziny. – Danny jest właścicielem knajpy, w której ostatnio grałem, i powiedział mi, że Holly zapisała się do konkursu karaoke w klubie na piętrze.

Rozległy się jęki zachwytu i zdumienia. Ale Holly się nie poddawała.

– Daniel wpuszcza cię w maliny. Przecież wszyscy wiedzą, że nie umiem śpiewać!

I roześmiała się szeroko, jak gdyby sam ten pomysł wydał jej się zupełnie niedorzeczny.

– Nie kłam – mitygował ją Declan. – Przecież widziałem twoje nazwisko na liście!

Nie pozostawało jej nic innego, tylko się przyznać.

– Historia jest dość skomplikowana. Gerry zapisał mnie tam wiele miesięcy temu, bo chciał, żebym się przełamała. Teraz uważam, że powinnam to zrobić dla niego.

Wszyscy patrzyli na nią w osłupieniu.

– Według mnie to wspaniały pomysł – orzekł ojciec.

– Też tak uważam – zawtórowała mama. – Przyjdziemy wszyscy, żeby cię wesprzeć.

– Nie, mamo. Naprawdę nie trzeba. To nic wielkiego.

– Nie zamierzam siedzieć w domu, kiedy moja siostra będzie się produkowała w konkursie wokalnym – oznajmiła Ciara.

– Jasne! – zawołał Richard. – Wszyscy pójdziemy. Nigdy nie byłem na imprezie karaoke. Zapowiada się niezła zabawa. Kiedy to ma być?

Wyjął kalendarz.

– W sobotę – powiedziała z rezygnacją w głosie Holly. Richard zaczął zapisywać.

– Nieprawda – zaoponował Declan. – W najbliższy wtorek, oszustko!

– Cholera! – zaklął Richard ku zdumieniu reszty rodziny. – Czy ktoś ma korektor?

Holly co chwila biegała do toalety. Przez całą noc właściwie nie zmrużyła oka. Wyglądała fatalnie i tak się też czuła. Miała ciemne wory pod oczami i pogryzione wargi. Wreszcie nadszedł wielki dzień. A dla niej dzień najgorszego koszmaru – występ przed publicznością.

Rodzina i przyjaciele, serdeczni jak zwykle, zasypali ją kartami ze słowami otuchy. Sharon i John przysłali jej nawet bukiet kwiatów, który postawiła w przewiewnym miejscu, na stoliku obok wolno dogorywającego storczyka.

Włożyła strój, który Gerry kazał jej kupić w kwietniu. Rozpuściła włosy, żeby jak najbardziej zakrywały twarz, pociągnęła rzęsy wodoodporną mascarą, przewidując, że wieczór zakończy się płaczem.

John i Sharon przyjechali po nią taksówką. Przez całą drogę nie zamieniła z nimi ani słowa. W duchu przeklinała wszystkich za to, że zmusili ją do udziału w konkursie. Była pewna, że wystawia się na pośmiewisko. Nie mogła usiedzieć w miejscu. Bez przerwy nerwowo otwierała i zamykała torebkę.

– Odpręż się – uspokajała ją Sharon. – Wszystko będzie dobrze.

– Odchrzań się – warknęła.

W końcu dotarli do „Hogana”. Z przerażeniem stwierdziła, że klub jest wypchany po brzegi. Rodzina, zgodnie z jej prośbą, zajęła stolik przy toalecie.

Richard usadowił się na stołku, ale odstawał od reszty gości, bo wystroił się w garnitur.

– Tato, przypomnij mi szybko zasady konkursu. Co Holly będzie musiała zrobić?

Frank wdał się w wyjaśnienia, a Holly zaczęła denerwować się jeszcze bardziej.

– To fantastyczne! – emocjonował się Richard, rozglądając wokół. Chyba po raz pierwszy w życiu znajdował się w klubie nocnym.

Widok estrady przeraził Holly do reszty. Nie spodziewała się, że będzie taka duża.

Jack i Abbey siedzieli objęci i oboje uśmiechali się do Holly, chcąc ją jakoś wesprzeć na duchu. Ona jednak spoglądała na nich ponuro.

– Cześć, Holly – przywitał się Daniel. W ręku trzymał duży notatnik. – Pierwsza śpiewa Margaret, drugi Keith, potem ty.

– Czyli jestem trzecia.

– Tak, a po tobie…

– Reszta mnie nie obchodzi! – przerwała mu niegrzecznie Holly. Marzyła o tym, żeby wszyscy zostawili ją w spokoju.

– Przepraszam, że zawracam ci głowę w takim momencie, ale powiedz, która z twoich koleżanek to Sharon?

– Siedzi tam. – Holly wskazała przyjaciółkę. – Zaraz, a dlaczego pytasz?

– Chciałem ją poznać, bo rozmawiałem z nią przez telefon. Kiedy podszedł do Sharon, Holly zeskoczyła ze stołka.

– Cześć, Sharon. Jestem Daniel. Rozmawialiśmy przez telefon.

– Przez telefon? Nie dosłyszałam imienia.

– Daniel. – Holly gwałtownie gestykulowała za plecami Daniela. Mężczyzna odchrząknął nerwowo. – To nie ty dzwoniłaś do klubu?

– Nie, mój drogi. Musiałeś mnie z kimś pomylić – powiedziała Sharon. Daniel miał speszoną minę. Holly kiwała gorączkowo głową.

– Aaa… – Sharon udawała, że się zastanawia. – Czekaj, przepraszam! Coś mnie dzisiaj przymuliło. Pewnie za dużo wypiłam – dodała ze śmiechem i podniosła kieliszek.

Daniel odetchnął z ulgą.

– W takim razie miło mi cię poznać osobiście – rzekł i odszedł.

– Co to za historia? – Sharon natarła na Holly, kiedy Daniel był już na tyle daleko, że nie mógł ich słyszeć.

– Później ci wyjaśnię – powiedziała Holly, bo gospodarz wieczoru karaoke wchodził już na scenę.

– Witam państwa bardzo serdecznie – przywitał się rutynowo. – Czeka nas wieczór pełen atrakcji. Jako pierwsza wystąpi przed państwem Margaret z Tallaght. Zaśpiewa „My Heart Will Go On”, standard Celine Dion z filmu „Titanic”. Wielkie brawa dla Margaret!

Tłum oszalał. Holly załomotało serce.

Kiedy Margaret zaczęła śpiewać, na sali zapanowała absolutna cisza. Holly przyglądała się zasłuchanym ludziom. Wszyscy, nawet jej rodzina, wpatrywali się w Margaret z zachwytem. Zdrajcy! Wykonawczyni przymrużyła oczy i śpiewała z wielkim uczuciem. Zdawało się, że przeżywa każde słowo.

– Rzuciła nas na kolana, co? – podsumował prowadzący. Znów rozległy się głośne brawa. – Za chwilę na scenie pojawi się Keith, laureat konkursu z ubiegłego roku. Zaśpiewa „Amerykę” Neila Diamonda. Proszę go przyjąć brawami!

Holly nie chciała więcej słuchać. Wybiegła do toalety.

W toalecie chodziła tam i z powrotem, próbując się uspokoić. Nogi miała jak z waty, żołądek podszedł jej do gardła. Przejrzała się w lustrze. Zaczerpnęła kilka głębokich oddechów. Tłum na sali klaskał. Holly zamarła w bezruchu. Kolej na nią.