Выбрать главу

– Zostaw go – jęknęła Melissa. – Jeszcze zepsujesz.

– A, daj spokój, mam to gdzieś – mruknęła Barbara.

– Co cię dzisiaj ugryzło? – dopytywała się Melissa ze śmiechem.

– Nic takiego. Jest najgorętszy dzień w roku, a my sterczymy w dusznym pomieszczeniu przy okropnej pracy.

– To wyjdź się przewietrzyć, a ja obsłużę klientkę. I wskazała głową wchodzącą kobietę.

– Dzięki, Mel – powiedziała Barbara i złapała papierosy.

– Dzień dobry. Czym mogę służyć? – uprzejmie przywitała klientkę Melissa.

– Dzień dobry. Chciałam spytać, czy pracuje tu jeszcze Barbara. Barbara zastygła w pół kroku do drzwi. Jęknęła i wróciła na swoje miejsce.

– Słucham. Mam na imię Barbara.

– Och, to świetnie! Zastanawiałam się, czy pani tu jeszcze pracuje.

– A w czym mogę pomóc? – spytała Barbara.

– Mam nadzieję, że rzeczywiście mi pani pomoże – przyznała wyraźnie zdenerwowana kobieta i zaczęła grzebać w torebce. – Dostałam dziś od męża taką przesyłkę. Czy mogłaby mi pani to wyjaśnić?

Barbara ze zdziwieniem spojrzała na wymiętą kartkę. Ktoś wyrwał ją z broszury wakacyjnej z odręcznym dopiskiem „Agencja Swords Travel, pani Barbara”.

– Nie może pani sama spytać męża?

– Nie mogę. Bo go już nie ma – odparła ze smutkiem kobieta.

– Rozumiem. Sprawdzę, czy pani nazwisko figuruje w komputerze.

– Nazywam się Holly Kennedy – powiedziała drżącym głosem.

– Holly Kennedy, Holly Kennedy – powtórzyła Melissa, która przysłuchiwała się rozmowie. – Chwileczkę. Właśnie w tym tygodniu miałam do pani dzwonić! Dziwna sprawa, dostałam ścisłe zalecenie, żeby zadzwonić dopiero w lipcu…

– Już wiem! – przerwała Barbara. – Pani jest żoną Gerry’ego?

– Tak! – Holly zasłoniła rękami twarz. – Mąż tu był?

– Owszem, był. – Barbara kliknęła z uśmiechem w komputer. – Pani pozwoli, że wyjaśnię. Gerry wykupił dla pani oraz pań Sharon McCarthy i Denise Hennessey tygodniowy pobyt w Lanzarote. Wyjazd dwudziestego ósmego lipca, powrót trzeciego sierpnia. Cieszył się, że znalazł dla pani to wymarzone miejsce.

– A kiedy tu był? – spytała Holly i łzy trysnęły jej z oczu.

– Rezerwację zrobił dwudziestego ósmego listopada.

– Listopada? – jęknęła Holly. – Przyszedł sam?

– Tak, ale przed wejściem czekała na niego taksówka. Barbara opowiedziała wszystko, co zdołała sobie przypomnieć.

– Dziękuję pani, Barbaro. Bardzo dziękuję.

Holly uściskała kobietę przez kontuar.

– Ależ bardzo proszę. Będę wdzięczna za informację, jak się udał wyjazd – dodała z uśmiechem. – Tu są wszystkie potrzebne dokumenty.

Wręczyła Holly grubą kopertę i odprowadziła ją wzrokiem. Barbara westchnęła i pomyślała, że czasem ta durna robota wcale nie jest taka znów durna.

Holly wróciła do domu. Zamachała do Sharon i Denise, które opalały się na murku w jej ogrodzie. Zeskoczyły i wybiegły jej na powitanie.

– Ale się uwinęłyście – pochwaliła je. Próbowała zdobyć się na odrobinę entuzjazmu, lecz w rzeczywistości czuła się całkiem wypompowana.

– Sharon urwała się z pracy zaraz po twoim telefonie i zgarnęła mnie z miasta – wyjaśniła Denise, przyglądając się Holly.

– Och, nie ma aż takiego pośpiechu – wymamrotała apatycznie Holly, wkładając klucz do zamka.

– Robiłaś coś ostatnio w ogrodzie? – spytała, rozglądając się Sharon, żeby zmienić nastrój.

– Nie. Ale wziął się za niego albo mój sąsiad, albo jakiś krasnoludek – wyjaśniła Holly, otwierając drzwi. – Rozgośćcie się w salonie, zaraz do was wrócę.

Wyszła do łazienki i przemyła twarz zimną wodą. Musiała zapanować nad sobą i przekazać dziewczynom wiadomość tak radośnie, jak pragnął tego Gerry.

Kiedy trochę się odświeżyła, wróciła do przyjaciółek. Przystawiła podnóżek do kanapy i usiadła naprzeciwko nich.

– Dobra, od razu przystąpię do rzeczy. Otworzyłam dzisiaj lipcową kopertę i posłuchajcie, co przeczytałam.

Pokazała im bilecik przypięty do broszury.

Miłych wakacji, Holly! PS Kocham Cię…

– I tyle?

Rozczarowana Denise zmarszczyła nos.

– Bardzo miły bilecik – zełgała obłudnie Sharon. – Ujmujący… i taki sympatyczny.

Holly parsknęła śmiechem.

– Ty kretynko! – zawołała i rzuciła poduszką w Sharon. – Zobacz, co było w środku.

I pokazała koleżankom pomiętą kartkę wyrwaną z broszury. Patrzyła z rozbawieniem na dziewczyny, jak próbują odczytać niezbyt wyraźne pismo Gerry’ego.

– O Boże! – wykrzyknęła Denise.

– Co? – zdumiała się Sharon. – Gerry wykupił ci wyjazd?

– Dziewczyny – oznajmiła Holly, promieniejąc. – On nam wszystkim zafundował wakacje!

Otworzyły butelkę wina.

– Niesamowite – powiedziała nadal oszołomiona Denise. – Kochany Gerry.

Holly pokiwała głową, dumna z własnego męża, który po raz kolejny tak ją zaskoczył.

– I pojechałaś sama do tej Barbary? – spytała Sharon.

– Tak. Przeurocza dziewczyna. – Holly uśmiechnęła się. – Bardzo długo opowiadała mi o ich rozmowie.

– To ładnie z jej strony – pochwaliła Denise. – A kiedy to było?

– Pojechał do agencji pod koniec listopada.

– Pod koniec listopada? – powtórzyła Sharon z zadumą. – Czyli już po drugiej operacji.

Holly pokiwała głową.

– Tej dziewczynie wydał się bardzo słaby.

– Aż dziwne, że nie powiedział o tym żadnej z nas – skomentowała Sharon.

Pokiwały w milczeniu głowami.

– Tak czy owak, jedziemy razem do Lanzarote! – zawołała wesoło Denise. Uniosły kieliszki. – Za Gerry’ego!

– Za Gerry’ego! – zawtórowały jej Holly i Sharon.

Po wyjściu koleżanek Holly zajrzała do ogrodu, dumając, jaki to krasnoludek tak go pielęgnuje. Wracała już do domu, kiedy zadzwonił telefon. Musiała dobiec do aparatu.

– Halo – rzuciła zdyszana do słuchawki.

– Trenujesz maraton?

– Nie, ganiam krasnoludki.

– Fajnie.

O dziwo, Ciara o nic się nie dopytywała.

– Za dwa tygodnie mam urodziny. Holly na śmierć zapomniała.

– Wiem.

– Rodzice zaproponowali, żebyśmy urządzili grill dla przyjaciół. Mogłabyś zaprosić Sharon z Johnem, Denise z tym jej didżejem i Daniela, co? – Roześmiała się nerwowo. – On jest boski!

– Ciara, ja go ledwo znam. Zwróć się do Declana, żeby go zaprosił.

– Nie, bo chcę, żebyś mu subtelnie wyjaśniła, że się w nim kocham i że chcę mieć z nim dzieci.

Holly jęknęła.

– Przestań – wybuchła Ciara. – On będzie moim prezentem urodzinowym!

– No dobra, zadzwonię do pozostałych i…

Ale Ciara już się rozłączyła.

Holly postanowiła najpierw uporać się z najtrudniejszym telefonem, dlatego wykręciła numer do „Hogana”.

– Daniel? Tu Holly Kennedy.

– Kto?

Holly tak się speszyła, że osunęła się na łóżko.

– Holly Kennedy. Siostra Declana.

– Ach, Holly, witaj. Poczekaj, przejdę gdzieś, bo nie słyszę.

W tle dochodziły dźwięki „Greensleeves”. Zaczęła wirować po sypialni i śpiewać na głos.

– Przepraszam cię. – Daniel się roześmiał. – Lubisz „Greensleeves”?

– Bo ja wiem? Nie bardzo. – Holly spąsowiała. – Dzwonię, żeby cię zaprosić na grill.

– Fantastycznie. Bardzo chętnie przyjdę.

– W piątek są urodziny Ciary, no wiesz, mojej siostry. Zleciła mi, żebym cię zaprosiła i powiedziała ci subtelnie, że chce za ciebie wyjść za mąż i mieć z tobą dzieci.