Trochę jednak puścił farby. A kiedy zagroziły z Sharon, że siłą wezmą go na spytki, Holly dowiedziała się o swoim mężu więcej, niż kiedykolwiek za jego życia. Po raz pierwszy od śmierci Gerry’ego wszyscy troje śmiali się i bawili cały wieczór, a Holly przekonała się, że może mówić o nim z przyjaciółmi. Dawniej spotykali się we czworo – Holly, Gerry, Sharon i John. Teraz zebrali się we troje, żeby wspominać tego, który odszedł.
Wkrótce znów ich będzie czworo, kiedy przyjdzie na świat dziecko Sharon i Johna.
Życie ma swoje prawa.
W niedzielę Richard odwiedził siostrę ze swoimi dziećmi. Prosiła go, żeby przyjeżdżał do niej zawsze, kiedy wypadnie mu dzień opieki nad nimi. Dzieciaki bawiły się w ogrodzie, a Richard i Holly kończyli obiad i obserwowali je przez drzwi na taras.
– Chyba są szczęśliwe – zauważyła Holly.
– Prawda? – Uśmiechnął się, patrząc, jak bawią się w berka. – Chciałbym zachować w ich życiu jak najwięcej normalności. Nie bardzo rozumieją, co się dzieje.
– A co im powiedziałeś?
– Że mama z tatą przestali się kochać i że wyprowadziłem się, bo tak nam wszystkim będzie lepiej.
– Pogodzili się z tym?
– Timothy się pogodził, ale Emily się boi, że możemy przestać ją kochać i że też będzie musiała się wyprowadzić.
Posmutniał.
Biedna Emily, pomyślała Holly, patrząc, jak dziewczynka tańczy po ogrodzie. Nie mogła uwierzyć, że Richard zdobył się wobec niej na taką szczerość. Bardzo się ostatnio zmienił. A przy tym połączyło ich coś jeszcze. Oboje teraz poznali samotność i niepewność tego, co przyniesie jutro.
– Jak ci się mieszka u rodziców?
Richard przełknął kęs ziemniaka i pokiwał głową.
– Dobrze. Bardzo mnie wspierają.
– Ciara ci nie przeszkadza?
– Ciara… – urwał. – Nie we wszystkim się zgadzamy.
– Nie przejmuj się – poradziła mu Holly, usiłując nakłuć kawałek wieprzowiny widelcem. – Mało kto się z nią dogaduje.
Wreszcie trafiła… i mięso wyprysnęło aż na blat kuchenny.
– A podobno świnie nie latają – skomentował Richard, kiedy Holly sięgnęła po ten kawałek mięsa.
Roześmiała się.
– Nie wiedziałam, że masz poczucie humoru! Wyraźnie sprawiła mu tą uwagą przyjemność.
– Miewam chwile wzlotów. Choć trudno mnie o to posądzić. Holly usiadła wygodniej w fotelu, ważąc w myślach słowa.
– Każde z nas jest inne. Ciara jest ekscentryczką, Declan marzycielem, Jack dowcipnisiem, ja… sama nie wiem, kim. A ty zawsze byłeś taki poważny. Nie twierdzę, że to coś złego.
– Ty masz dobre serce – powiedział po dłuższym milczeniu.
– Słucham? – spytała, zawstydzona.
– Zawsze uważałem, że masz dobre serce.
– Tak sądzisz? – spytała z niedowierzaniem.
– Choćby dzisiaj… nie jadłbym tu kolacji, a dzieci nie bawiłyby się w ogrodzie, gdyby było inaczej, ale chodziło mi o dzieciństwo.
– Jack i ja zawsze okropnie cię traktowaliśmy – przyznała cicho.
– Nie zawsze. – Uśmiechnął się z rozbawieniem. – Ale bracia i siostry często sobie uprzykrzają życie. Wzrastanie wśród rodzeństwa to niezła szkoła, hartuje człowieka. W każdym razie jako starszy brat strugałem ważniaka.
– No więc, gdzie to moje dobre serce? – zapytała.
– Idealizowałaś Jacka. Chodziłaś za nim i robiłaś wszystko, co ci kazał. – Roześmiał się. – Słyszałem, jak kazał ci przekazywać mi różne rzeczy. Wbiegałaś przerażona do mojego pokoju, recytowałaś wszystko jednym tchem i uciekałaś.
Zakłopotana, wbiła wzrok w talerz.
– Ale zawsze wracałaś – ciągnął Richard. – Zakradałaś się do mojego pokoju i patrzyłaś, jak pracuję przy biurku. Wiedziałem, że w ten sposób chcesz mnie udobruchać. – Uśmiechnął się. – Nikt inny w tym domu nie miał skrupułów. Nawet ja. Ty jedna je miałaś.
Nazajutrz, wysłuchawszy po raz trzeci wiadomości na sekretarce automatycznej, Holly zaczęła skakać z dzikiej radości.
– Cześć, Holly – dudnił w słuchawce niski głos. – Mówi Chris Feeney z pisma „X”. Dzwonię z wiadomością, że podczas rozmowy kwalifikacyjnej wywarłaś doskonałe wrażenie. – Przerwał na chwilę. – Miło mi cię powitać jako nową pracownicę naszej redakcji. Chciałbym, żebyś zaczęła jak najprędzej. Czekam na telefon, omówimy szczegóły.
Tarzała się po łóżku w nieopanowanej radości. Ponownie nacisnęła guzik odtwarzania. Mierzyła wysoko i osiągnęła cel!
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Jechała windą w zabytkowym budynku z czasów króla Jerzego i aż się trzęsła z podniecenia. Pierwszy dzień w pracy! Czuła, że czekają ją tu dobre chwile. Wydawnictwo mieściło się w samym śródmieściu, a zawsze rojne pomieszczenia redakcji pisma „X” zajmowały drugie piętro nad niewielkim barkiem. Ostatniej nocy ze zdenerwowania i przejęcia niewiele spała. Nie czuła jednak takiego lęku, jaki zwykle towarzyszy rozpoczęciu nowej pracy. Jej bliscy nie posiadali się z radości, a rano, przed wyjściem z domu, dostała od rodziców piękny bukiet kwiatów.
Chociaż siadała do śniadania podniecona, jednocześnie odczuwała smutek. Szkoda, że Gerry nie towarzyszy jej w tym rozdziale życia. Za każdym razem, kiedy szła do nowej pracy, odprawiali swój intymny rytuał. Gerry przynosił Holly śniadanie do łóżka, pakował jej do torby kanapkę z szynką i serem, a także jabłko i batonik. Ale tylko pierwszego dnia. Później wyskakiwali, zwykle spóźnieni, z łóżek, biegli na wyścigi pod prysznic, w pędzie pili kawę. Jeszcze tylko całus na pożegnanie i rozjeżdżali się, każde w swoją stronę, a nazajutrz cały kołowrót zaczynał się od nowa. Dzień w dzień odprawiali nudne rytuały, nieświadomi, jak powinni cenić każdą wspólną chwilę…
Tego ranka obudziła się w pustym domu, w pustym łóżku, bez śniadania. Przez chwilę wyobraziła sobie, że gdy wstanie, Gerry pojawi się, by ją przywitać. Tyle że śmierć nie zna wyjątków.
Wychodząc z windy, sprawdziła, czy dobrze wygląda i ruszyła drewnianymi schodami do góry. Kiedy znalazła się w recepcji, zza biurka wyszła sekretarka, którą zapamiętała z pierwszej wizyty.
– Witamy w naszych skromnych progach – przywitała ją ciepło i wyciągnęła rękę. Miała długie blond włosy, wyglądała na rówieśniczkę Holly. – Jestem Alice. Szef już czeka.
– Chyba się nie spóźniłam? – zapytała Holly, spoglądając na zegarek.
– Ale skąd. – Alice zaprowadziła ją na dół do gabinetu Feeneya. – Nie przejmuj się Chrisem ani całą resztą. To wszystko pracoholicy. Chris dosłownie tu mieszka. Nie jest zupełnie normalny – powiedziała, zastukała cicho do drzwi i wprowadziła ją do środka.
– Kto nie jest normalny? – spytał Feeney, wstając z krzesła.
– Ty.
Alice uśmiechnęła się i zaniknęła drzwi za sobą.
– Widzisz, jak mnie traktuje personel?
Ręka Feeneya wydała się Holly ciepła i przyjazna. Natychmiast poczuła się swobodnie.
– Dziękuję za to, że mnie pan zatrudnił – powiedziała szczerze.
– Mów do mnie Chris. I nie masz za co dziękować. Chodź, oprowadzę cię po redakcji. – Ruszyli korytarzem. Na ścianach wisiały oprawione okładki wszystkich numerów „X” wydanych w ciągu ostatnich dwudziestu lat.
– A tu się uwijają nasze mrówki. – Otworzył drzwi na oścież, Holly zajrzała do wielkiej sali. Stało w niej dziesięć biurek, za każdym ktoś siedział przy komputerze albo rozmawiał przez telefon. Redaktorzy spojrzeli w jej stronę i pomachali uprzejmie. Uśmiechnęła się. – Znakomici dziennikarze, dzięki którym opłacam rachunki – powiedział Chris. – Tam siedzi John Paul, który prowadzi dział mody, Mary, nasza specjalistka kulinarna, a także Brian, Steven, Gordon, Sishling i Tracey. Kochani, poznajcie Holly.