Holly podniosła drugą kartę, która upadła jej na kolana.
John,
Wszystkiego najlepszego z okazji 32. urodzin. Starzejesz się, brachu, ale życzę ci jeszcze wielu szczęśliwych lat. Ciesz się życiem, opiekuj się moją żoną i Sharon. Trzymaj się! Pozdrawiam, Twój przyjaciel Gerry PS Mówiłem Ci, że dotrzymam słowa.
Holly kilka razy przeczytała list od Gerry’ego. Wstała z kanapy i poczuła się, jakby ktoś przypiął jej skrzydła. Uśmiech nie schodził jej z twarzy.
Zapukała cicho do drzwi kuchennych.
– Proszę – powiedziała Elizabeth.
Weszła i zastała rodziców pijących z Richardem herbatę.
– Witaj, kochanie – przywitała ją mama i wstała, żeby uściskać córkę. – Nie słyszałam, kiedy weszłaś.
– Bo oglądałam z Declanem jego film – powiedziała rozpromieniona Holly.
– Świetny, prawda?
Tata też wstał, żeby się z nią przywitać. Usiadła przy stole.
– Znalazłeś już pracę? – spytała Richarda.
Pokręcił markotnie głową, jak gdyby zaraz miał się rozpłakać.
– No to ja ci coś znalazłam.
Spojrzał na nią, oburzony, że się z niego nabija.
– Nie wygłupiaj się.
– Wcale nie żartuję.
– Jak to?
– Tak to. Mój szef zadzwoni do ciebie jutro. Mina mu zrzedła.
– Holly, dziękuję za troskę, ale nie interesuje mnie reklama. Interesują mnie nauki ścisłe.
– I ogrodnictwo.
– To prawda, lubię ogrodnictwo.
Widać było, że nie rozumie, o co jej chodzi.
– Dlatego właśnie zadzwoni do ciebie mój szef. Chce, żebyś się zajął jego ogrodem. Powiedziałam, że się podejmiesz za pięć stów. Mam nadzieję, że dasz radę.
Richardowi zupełnie odebrało mowę, za to Holly trajkotała jak najęta.
– Tu są twoje wizytówki – powiedziała i wręczyła mu plik. Richard przyglądał im się w milczeniu. Nagle uśmiechnął się, zerwał z krzesła, pociągnął za sobą Holly i zatańczył, a rodzice zaczęli klaskać.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Dobra, dziewczyny, obiecuję, że to już ostatnia! – zawołała Denise, i jednocześnie jej stanik przefrunął nad drzwiami przebieralni. Sharon i Holly jęknęły i opadły z powrotem na fotele.
– Godzinę temu mówiłaś to samo – utyskiwała Sharon. Zrzuciła buty i masowała teraz spuchnięte łydki.
– Tak, ale tym razem mówię szczerze. Mam dobre przeczucia co do tej sukni – szczebiotała rozemocjonowana Denise.
– To samo twierdziłaś godzinę temu – narzekała Holly.
Obeszły razem wszystkie sklepy z sukniami ślubnymi w mieście. Sharon i Holly opadały z sił. Zmęczenie zabiło w nich całą radość ze szczęścia Denise. Holly pomyślała, że jeśli jeszcze raz usłyszy jej drażniące popiskiwania…
– Bardzo mi się podoba! – radośnie zapiszczała Denise.
– Dobra, robimy tak – szepnęła Sharon na ucho Holly. – Nawet jeśli w tej sukni wygląda jak beza na rowerze, powiemy, że jest śliczna.
Holly roześmiała się.
– Oj, Sharon, tak nie wolno!
– Dziewczyny, zaraz zobaczycie! – zapiszczała ponownie Denise. – Zresztą… właściwie…
Holly zrobiła żałosną minę.
– Ta – dam!
Kiedy Denise wyszła z przymierzami, Holly wybałuszyła oczy. Zerknęła na Sharon i zagryzła wargi, żeby nie ryknąć śmiechem.
– Podoba się wam? – zapiszczała znowu Denise.
Holly skrzywiła się.
– Tak – powiedziała bez entuzjazmu Sharon.
– Sądzisz, że spodobam się w niej Tomowi na ślubnym kobiercu?
– Tak – powtórzyła Sharon.
– Uważacie, że jest warta tej ceny?
– Tak.
Holly patrzyła ze zdumieniem na Sharon. Zrozumiała, że koleżanka nie słucha już nawet pytań.
Denise trajkotała jak najęta. Ona też najwyraźniej nie słuchała pytań.
– No to kupuję…
– Nie! – wtrąciła Holly, zanim Sharon znowu przytaknęła.
– Nie? – spytała Denise. – Bo mnie pogrubia?
– Nie.
– Twoim zdaniem nie spodoba się Tomowi?
– Nie.
– Ale uważasz, że jest warta tej ceny?
– Nie.
– No tak. – Denise zwróciła się do Sharon. – Zgadzasz się z Holly?
– Tak.
– Dobra, wierzę wam – przyznała smętnie Denise. – Prawdę powiedziawszy, mnie też się nie bardzo podoba.
Sharon włożyła buty.
– Zjedzmy coś, zanim padnę z głodu.
Dowlokły się do kawiarni „Bewleya”. Udało im się znaleźć miejsce pod oknem z widokiem na Grafton Street.
– Nie znoszę robić zakupów w soboty – wyjęczała Holly, patrząc, jak ludzie potrącają się i gniotą na zatłoczonej ulicy.
– Minęły czasy zakupów w dni powszednie, bo skończyło się lenistwo – zażartowała Sharon, biorąc klubową kanapkę.
– Wiem, i przyznam, że jestem zmęczona, ale tym razem zasłużyłam na to zmęczenie – przyznała uszczęśliwiona Holly.
– Opowiedz o spotkaniu z rodzicami Gerry’ego – poprosiła Sharon.
– Nieładnie potraktowali Daniela. – Holly skrzywiła się.
– Nie mają prawa ci dyktować, z kim się możesz spotykać! – wybuchnęła Sharon.
– Wcale się z nim nie spotykam – sprostowała Holly. – Poszliśmy tylko na służbowy obiad.
– Aha, służbowy!
Sharon i Denise zaniosły się śmiechem.
– Miło go było, oczywiście, zjeść w miłym towarzystwie – dodała z uśmiechem Holly. – Kiedy wszyscy są zajęci, fajnie jest z kimś pogadać. Zwłaszcza z facetem.
– Rozumiem. – Sharon pokiwała głową. – Powinnaś wychodzić na miasto i poznawać nowych ludzi.
Denise zachichotała.
– Cieszę się, że dobrze się czujesz w jego towarzystwie, bo będziesz musiała z nim tańczyć na naszym weselu.
– Niby dlaczego? – spytała ze zdziwieniem Holly.
– Bo druhna musi tradycyjnie zatańczyć z drużbą – odparła.
– Chcesz mnie poprosić na druhnę?
Denise pokiwała głową.
– Nie martw się, rozmawiałam już z Sharon. Naprawdę nie ma nic przeciwko temu.
– Bardzo chętnie! – zawołała uradowana Holly. – Ale, Sharon, na pewno nie będzie ci przykro?
– Wystarczy, jak będę z tym brzuchem stała w orszaku. Chyba ubiorę się w namiot, który pożyczę od Denise.
– Bylebyś nie zaczęła rodzić na weselu – powiedziała Denise.
– Nie martw się. Termin jest dopiero w styczniu. O właśnie, zapomniałabym wam pokazać zdjęcie dziecka!
I wyjęła z torby niewielką fotografię.
– Gdzie ono jest? – spytała Denise, wytężając wzrok.
– Tutaj.
Sharon pokazała jej niewyraźny kształt na zdjęciu.
– O rany, ale wielki chłopak! – zawołała Denise.
Sharon wzniosła oczy do nieba.
– Denise, to jest noga. Jeszcze nie znamy płci.
– Ach. – Denise zarumieniła się. – Moje gratulacje! Czyli szykuje ci się mały ufoludek.
– Oj, przestań – powiedziała Holly ze śmiechem. – Moim zdaniem to małe cudo.
– Fajnie, że ci się podoba. – Sharon spojrzała na Denise, która skinęła głową. – Bo razem z Johnem chciałam cię prosić na matkę chrzestną.
Oczy Holly zaszły łzami.
– Ejże, jak ja cię prosiłam, żebyś została druhną, to nie płakałaś – obruszyła się Denise.
– Och, Sharon, to dla mnie zaszczyt! I Holly uściskała przyjaciółkę.
Holly przedarła się przez tłum w pubie „U Hogana” i weszła na piętro do „Klubu Diwa”. W progu dosłownie oniemiała. Grupa muskularnych młodzieńców w samych kąpielówkach grała na hawajskich bębnach. Modelki w skąpych bikini witały gości, wieszając im kolorowe wieńce lei na szyjach. Klub zmienił się nie do poznania.
Barmani, również w strojach plażowych, stali w wejściu z tacami pełnymi niebieskich drinków. Sięgnęła po jeden i pociągnęła łyk. Omal się nie skrzywiła, taki był słodki. Podłogi wysypano piaskiem, na stołach rozstawiono wielkie bambusowe parasole, z wielkich bębnów zrobiono stołki barowe, a w powietrzu unosiła się cudowna woń pieczonych mięs z grilla. Holly podeszła do najbliższego stolika, wzięła kebab i natknęła się na Daniela.