— Czy Ricia mogłaby porzucić swego rycerza?
— Zaraz, chwileczkę, posłuchajcie — zawołał Danzig. — Słuchajcie, to straszne, ale… a, cholera, wybaczcie, ale muszę wam przypomnieć, że takie teatralne gesty tylko przeszkadzają w działaniu. Z waszego opisu wnoszę, że żadne z was samotnie nie będzie w sianie iść naprzód. Razem może się wam jeszcze udać. Przynajmniej jesteście wypoczęci — mięśnie wam dokuczają, to jasne, ale w głowach wam się rozjaśniło. Wspinaczka może się okazać łatwiejsza, niż myślicie. Zastanówcie się nad tym!
Scobie i Broberg przyglądali się sobie nawzajem przez całą minutę. Jej ciało jakby odtajało, a ciepło przeszło na niego. W końcu uśmiechnęli się i objęli.
— Taak, słusznie — burknął Scobie. — Ruszamy, ale najpierw coś przegryziemy. Jestem po prostu, najzwyczajniej w świecie głodny. A ty?
Broberg skinęła głową.
— To rozumiem — rzekł Danzig tonem zachęty. — Hm, czy mogę jeszcze coś zaproponować? Ja jestem tylko widzem, co stawia mnie w cholernej sytuacji, ale inarn przez to widok ogólny. Porzućcie tę waszą grę.
Scobie i Broberg zesztywnieli.
— To ona jest prawdziwym winowajcą — ciągnął błagalnie Danzig. — Samo zmęczenie nie stępiłoby w was bystrości oceny sytuacji. Nigdy byście mnie nie wyłączyli i… Ale zmęczenie, wstrząs i żal sprawiły, żeście dopuścili, by ta przeklęta gra nad wami zapanowała. Nie byliście sobą, gdy zasnęliście: byliście tymi-postaciami ze świata marzeń. One nie miały powodu, dla którego nie wolno było im zasnąć! j Broberg gwałtownie potrząsnęła głową.
— Mark — powiedział Scobie — masz słuszność mówiąc, że jesteś tylko widzem. To znaczy, że nie rozumiesz pewnych rzeczy. Po co więc masz się dręczyć słuchaniem nas, godzina za godziną? Będziemy się oczywiście włączali co jakiś czas. Trzymaj się. — Przerwał kontakt radiowy.
— On nie ma racji — upierała się Broberg.
Scobie wzruszył ramionami.
— Ma czy nie, co za różnica? Nie zaśniemy po raz drugi w tym czasie, jaki nam pozostał. Gra wcale nam nie przeszkadzała podczas drogi. Właściwie to nawet pomagała, pozwalając zapomnieć o ponurej sytuacji.
— To prawda. Śniadajmy więc żywo i ruszajmy w dalszą drogę. Droga była coraz trudniejsza.
— Zaiste Biała Wiedźma rzuciła urok na ten trakt — mówi Ricia.
— Nie ulękniemy się — przysięga Kendrick.
— Nie, nigdy, póki idziemy ramie w ramię, ja i ty, o najszlachetniejszy z mężów.
Spadający z góry piasko-lód ogarnął ich i odepchnął o kilkanaście metrów. Zatrzymali się na wystającym kamieniu. Kiedy nawała minęła ich, podnieśli swe poobijane ciała i powlekli się naprzód w poszukiwaniu lepszego podejścia. Miejsce, gdzie pozostał młotek geologa, było teraz niedostępne.
— Co strzaskało most? — pyta Ricia.
— Olbrzym — odpowiada Kendrick. — Widziałem go, wpadając do rzekł. Rzucił się na mnie i starliśmy się na płyciźnie, aż zmusiłem go do ucieczki. Uniósł ze sobą mój miecz wbity w jego udo.
— Masz swoją włócznię, wykutą przez Waylanda — mówi Ricia — i zawsze masz moje serce.
Zatrzymali się na ostatnim odgarniętym kawałku skały. Okazało się, że nie jest to półka, ale iglica z lodu wodnego. Dookoła rozciągała się płaszczyzna z piasko-lodu, znowu spokojna. Przed nimi pozostało trzydzieści metrów stoku, a potem krawędź i gwiazdy. Ale równie dobrze mogło to być trzydzieści lat świetlnych. Ktokolwiek spróbowałby przeżyć tę odległość, zapadłby się na nieznaną głębokość.
Nie było sensu schodzić w dół odsłoniętą stroną lodowej iglicy. Broberg przywierała do niej przez godzinę, wykuwając nożem stopnie, po których się następnie wspięli. Stan Scobiego nie pozwalał pomóc jej w pracy. Jeśli zdecydują się na powrót, mogą łatwo ześliznąć się, spaść i dać się pochłonąć przez piasko-lód. Jeśli zaś nawet tego unikną, nigdy nie znajdą nowej drogi: w bateriach pozostało im energii zaledwie na dwie godziny. Usiłując przeć do przodu i jednocześnie wymieniać między sobą ogniwo Garcilasa, daliby tylko klasyczny przykład bezsensownego działania.
Usiedli więc, z nogami wiszącymi nad otchłanią, i trzymali się za ręce patrząc na Saturna i na siebie nawzajem.
— Nie sądzę, by orki zdołały przebić stalową bramę tej wieży — mówi Kendrick — ale zechcą wziąć nas głodem.
— Nigdy dotąd nie porzucałeś nadziei, mój rycerzu — odpowiada Ricia i caluje go w skroń. — Rozejrzyjmy się może? Te ściany są niewypowiedzianie stare. Któż wie, jakie mogą w sobie kryć czary? Może dwa płaszcze z piór feniksa, które poniosą nas, śmiejących się, do domu…
— Lękam się, że nie, moja ukochana. Nasz czar spoczął na nas samych. — Kendrick dotyka włóczni, która błyszczy oparta o mur. — Smutny i szary będzie ten świat bez ciebie. Możemy jedynie z godnością przyjąć nasz los.
— I z radością, skoro jesteśmy razem.
Na ustach Ricii pojawia się psotny uśmieszek: — Widziałam łoże w jednej z komnat. Skorzystamy z niego?
Kendrick marszczy czoło.
— Winniśmy raczej uspokoić nasze myśli i dusze.
Ricia ciągnie go za łokieć.
— Później, tak. A poza tym, kto wie? Może strzepując pył z koca zobaczymy, że jest to płaszcz-niewidek, dzięki któremu przedostaniemy się przez linie wroga?
— To tylko marzenie senne.
Strach pojawia się w jej oczach.
— I cóż, jeśli tak jest?
Jej świat chwieje się w posadach.
— Mogę w marzeniach nawet nas uwolnić, jeśli mi pomożesz.
Pięść Scobiego uderzyła w lód.
— Nie! — wycharczał. — Umrę w tym świecie, który istnieje.
Ricia odsuwa się od niego. Kendrick widzi, jak opanowuje ją groza.
— Tyś szalony, najdroższy — szepce.
Obrócił się i schwycił ją za ramiona.
— Nie chcesz pamiętać o Tornie i twoich chłopcach?
— O kim?
Kendrick opada z sił. — Nie wiem. Ja też zapomniałem.
Opiera się na nim, tu, na wichrowym wzgórzu. W górze kołuje jastrząb.
— To z pewnością skutek złego czaru. Och, moje serce, moje życie, odrzuć go od siebie! Daj mi odnaleźć sposób ocalenia nas. — Błagalne stówa brzmią niepewnie; pobrzmiewa w nich trwoga.
Kendrick prostuje się. Kladzie dloń na wióczni W ay landa i dzięki temu wstępują weń jakby nowe siły płynące z oręża.
— Zaklęcie to zaiste — odpowiada. Glos jego nabiera mocy. — Nie pozostanę w jego mroku ani nie pozwolę, by ciebie oślepiał i ogłuszał, moja pani. — Spogląda jej w oczy, nie pozwalając odwrócić wzroku. — Jest tylko jedna droga do naszej wolności. Droga ta prowadzi przez wrota śmierci.
Czeka, milcząca i drżąca.