Выбрать главу

— Tak, ale… ale wtedy widać wyraźnie, że wszystko zrobił człowiek, nie ma tu nic dzikiego, nieznanego, swobodnego. Słońce przyćmiewa gwiazdy i wygląda to tak, jakby poza tą skorupą, w której jesteśmy zamknięci, nie istniał żaden wszechświat. A dziś jest tak, jakbyśmy znaleźli się w Maranoa — w królestwie, gdzie Ricia jest księżniczką, w królestwie dawnych rzeczy i dróg, dzikości, oczarowań.

— Hm, owszem, sam czasem czuję się jak w klatce — przyznał Scobie. — Wydawało mi się na początku, że mam na całą podróż dosyć danych geologicznych do badań, ale mój program robi się wcale niezabawny.

— Ze mną też tak jest — Broberg wyprostowała się na siedzeniu, obróciła ku Scobiemu i lekko uśmiechnęła. Mrok łagodził jej rysy, przywracał im młodość. — Nie wynika z tego, że mamy prawo użalać się nad sobą. Jesteśmy tu, bezpieczni i w komforcie, dopóki nie dotrzemy do Saturna. Potem zaś nie powinno nam zabraknąć wrażeń czy materiałów, nad którymi będziemy pracować w drodze powrotnej.

— Jasne. — Scobie uniósł szklankę. — No to… skoal. Mam nadzieję, że dobrze to wymawiam.

— A skąd mam wiedzieć? Moje panieńskie nazwisko brzmi: Almyer.

— Słusznie, „Broberg” to od Toma. Nie pomyślałem. Choć przyjmowanie nazwiska męża jest dziś raczej rzadko spotykane, nie?

Rozłożyła ręce.

— Mojej rodzinie powodziło się nieźle, ale byli… są to katolicy jerozolims­cy. W pewnych sprawach obowiązują surowe zasady… archaiczne, można by powiedzieć. — Uniosła szklankę z winem i pociągnęła łyczek. — Och, oczywiście odeszłam z kościoła, ale pod pewnymi względami kościół nigdy mnie nie opuści.

— Rozumiem. Nie chcę być wścibski, ale, hm, to tłumaczy pewne twoje cechy, które mnie zastanawiały.

Spojrzała na niego znad krawędzi szklanki.

— Na przykład jakie?

— No, masz w sobie wiele życia, wigoru, radości, ale jesteś również… jak by to nazwać, wyjątkową domatorką. Mówiłaś mi, że do chwili małżeństwa z Tomem byłaś spokojną profesorką na Yukon University. — Scobie uśmiechnął się. — Ponieważ uprzejmie zaprosiliście mnie na waszą ostatnią rocznicę ślubu, a wiem, ile masz lat, wydedukowałem, że gdy wychodziłaś za mąż, miałaś trzydziestkę. — Nie wspomniał o prawdopodobnej możliwości, iż do tamtej pory zachowała dziewictwo. — Tym niemniej… a, nieważne. Nie chcę wścibiać nosa w nie swoje sprawy.

— Ależ bardzo proszę, Colin — zachęciła go. — Od kiedy zapoznałeś mnie z poezją Burnsa, pamiętam linijkę z jednego wiersza: „Widzieć siebie tak, jak inni widzą nas!” Ponieważ wygląda na to, że trafimy na ten sam księżyc…

Scobie ostro pociągnął swoją whisky.

— A, nic takiego — odrzekł, bezwiednie zażenowany. — Jeśli chcesz wiedzieć, no to wydaje mi się, że wyszłaś za mąż za Toma nie tylko dlatego, że się zakochałaś. On już był przyjęty w skład tej wyprawy i uwzględniając twoje kwalifikacje, małżeństwo z nim dawało i tobie możliwość lotu. Krótko mówiąc, znużyła cię ta codzienna przyzwoitość i znalazłaś oto sposób, żeby zmienić drogę życiową. Mam rację?

— Tak. — Jej wzrok spoczywał na nim przez chwilę. — Jesteś bardziej spostrzegawczy, niż myślałam.

— Wcale nie. Taki tam sobie prostaczek. Ale Ricia sprawiła, że jasno zobaczyłem, iż jesteś czymś więcej niż poważną żoną, matką, uczoną… — Rozchyliła wargi. Scobie uniósł dłoń. — Nie, proszę, daj mi skończyć. Wiem, że to niegrzecznie twierdzić, że czyjaś rola jest odbiciem jego marzeń, i nie robię tego. Oczywiście, że nie masz zamiaru być awanturnicą uwielbiającą wolne życie i wolną miłość, podobnie jak ja nie wybrałbym życia spędzanego na koniu, pełnego walk z najprzeróżniejszymi wrogami. A jednak, gdybyś urodziła się i wychowała w świecie z naszej gry, pewien jestem, że bardzo przypominałabyś Ricię. I ten potencjał jest częścią ciebie, Jean. — Wypił do dna. — Jeśli powiedziałem zbyt wiele, wybacz mi. Napijesz się jeszcze?

— Lepiej nie, ale nie krępuj się mną.

— Nie będę. — Wstał i wyszedł z galerii.

Kiedy wracał, spostrzegł, że przygląda mu się przez witrylowe drzwi. Uśmiechnęła się do niego, gdy siadał, nachyliła nad stołem i rzekła cicho:

— Cieszę się, że to powiedziałeś. Mogę teraz wyznać, do jakiego stopnia Kendrick ujawnia twoje skompliowane wnętrze.

— Co takiego? — zapytał Scobie, szczerze zdziwiony. — Niemożliwe! To włóczęga mający tylko tarczę i miecz, facet, który lubi podróżować podobnie jak ja. Gdy byłem chłopakiem, też się lubiłem bić tak jak on.

— Może brakuje mu ogłady, ale to szlachetny rycerz, współczujący władca,

znawca sag i tradycji, koneser poezji i muzyki, trochę bard… Ricia tęskni za nim. Kiedy wróci ze swej ostatniej wyprawy?

— Właśnie wracam. Wraz z N’Kumą umknęliśmy piratom i dwa dni temu wylądowaliśmy w Havernes. Po ukryciu łupów N’Kuma chciał udać się do Beli i Kariny, i przyłączyć się do nich, cokolwiek mieliby w planach, toteż pożegnaliśmy się na jakiś czas. — Scobie i Harding niedawno poświęcili razem kilka godzin na zakończenie tej ich wspólnej przygody. Reszta grupy miała w tym czasie bardziej przyziemne zajęcia.

Oczy Broberg rozszerzyły się.

— Z Havernes na Wyspy? Ależ ja jestem w zamku Devaranda, dokładnie w połowie drogi.

— Miałem nadzieję, że tak będzie.

— Nie mogę doczekać się twojej opowieści.

— Wyruszam po zapadnięciu zmroku. Księżyc świeci jasno, a ja mam ze sobą parę luzaków, które kupiłem za kilka sztuk złota z łupów. — Kurz unosi się białymi kłębami spod tętniących kopyt. Gdziekolwiek podkowa uderzy w od­łamek krzemienia, strzelają iskry gorejące. Kendrick marszczy czoło. — Nie jesteś z… jakże się on zwie? Rudy Joran? Nie jestem mu rad.

— Odesłałam go przed miesiącem. Nabrał przekonania, że to, iż dzieli ze mną łoże, daje mu nade mną władzę. Joran był dla mnie tylko igraszką. I stoję oto samotnie na wieży Gerfalcon, spoglądając w kierunku południa, na pola zalane światłem księżyca, i myślę, jakże ci się wiedzie. Droga płynie ku mnie niczym szara rzeka. Ale czyż nie dostrzegam w oddali jeźdźca zbliżającego się galopem?

Po wielu miesiącach gry niepotrzebne były żadne obrazy na ekranie. Na tle gwiazd falują proporce rozwinięte nocnym wiatrem.

— Nadjeżdżam. Dmę w róg, by zbudzić strażników u bramy.

— O, jak dobrze pamiętam te wesołe tony…

Tej samej nocy Kendrick i Ricia zostali kochankami. Doświadczeni w grze i przestrzegający jej etykiety Scobie i Broberg nie wspominali o szczegółach tego, co między nimi zaszło; nie dotykali się, zachowując jedynie przelotny kontakt wzrokowy. Ostateczne pożegnanie nastąpiło z zachowaniem wszelkich zasad przyzwoitości; w końcu była to tylko wymyślona opowieść o dwóch nie istniejących postaciach w świecie, którego nigdy nie było.

Dolne partie zbocza lodowca wznosiły się w formie tarasów o głęboko wklęśniętej powierzchni; obchodzili je wzdłuż krawędzi i podziwiali znajdujące się w dole niezwykłe formacje. Nazwy same cisnęły się na usta: Mroźny Ogród, Most Duchów, Tron Królowej Śniegu, a w tym czasie Kendrick wchodzi do Miasta, Ricia oczekuje go w Sali Balowej, duch Alvarlana zaś przekazuje ich słowa, i jest tak, jakby księżniczka już znajdowała się u boku swego rycerza. Niemniej jednak posuwali się naprzód ostrożnie, czujni na wszelkie oznaki niebezpieczeństwa, szczególnie kiedy zmiana w strukturze czy zabarwieniu powierzchni pod stopami zdradzała zmianę jej natury.