– Rozkoszna kruszyna, prawda? – powiedział.
Paddy z roztargnieniem skinął głową, zapatrzony w córkę. Koń parsknął, aż załopotały mu wargi; Meggie poruszyła się, przewróciła na bok i otworzyła oczy. Na widok ojca stojącego koło Franka raptownie usiadła, blednąc ze strachu.
– No, Meggie, masz za sobą ciężki dzień, co? – powiedział Paddy. Podszedł i wziął ją na ręce zachłystując się powietrzem, kiedy poczuł, jak cuchnie. Potem wzruszył ramionami i mocno ją uścisnął.
– Dostałam lanie, tato – wyznała.
– Nie po raz ostatni, znając siostrę Agatę – odparł ze śmiechem, sadzając ją sobie na ramieniu.
– Chodź, zobaczymy, czy w kociołku znajdzie się trochę gorącej wody, żeby mama mogła cię wykąpać. Śmierdzisz gorzej niż obora Jarmana.
Frank podszedł do wrót, odprowadził wzrokiem dwie płomiennorude głowy poruszające się w rytm kroków idącego pod górę ścieżką Paddy'ego, potem odwrócił się i napotkał łagodne spojrzenie kobyły.
– Chodź, starucho. Pora do domu – powiedział do niej, sięgając po kantar.
Nudności Meggie, jak się z czasem okazało, miały również dobrą stronę. Agata nadal regularnie wymierzała jej chłostę, ale trzymała się zawsze w takiej odległości, żeby uniknąć przykrych konsekwencji, co zmniejszyło siłę i celność uderzeń.
Siedząca obok ciemnowłosa dziewczynka była najmłodszą córką Włocha, właściciela i gospodarza pomalowanej na niebiesko traktierni w Wahine. Nazywała się Teresa Annuzio i była dostatecznie tępa, żeby nie ściągnąć na siebie uwagi siostry Agaty, ale nie na tyle tępa, żeby stać się jej ofiarą. Kiedy wyrosły jej zęby, uderzająco wypiękniała, a zachwyt Meggie przeszedł w uwielbienie. W czasie przerwy chodziły obejmując się wpół, co było widomym znakiem, że są przyjaciółkami „od serca”, do którego nikt inny nie ma przystępu. I rozmawiały, rozmawiały, rozmawiały.
Któregoś dnia w czasie przerwy śniadaniowej Teresa zaprowadziła Meggie do traktierni, żeby poznała jej matkę, ojca, dorosłych braci i siostry. Zachwyciła ich płomienna złocistość włosów Meggie, podobnie jak ją zachwycił ciemny koloryt włoskiej urody, porównali ją do anioła, kiedy spojrzała na nich ogromnymi, ślicznie centkowanymi szarymi oczyma. Odziedziczyła po matce trudny do określenia rys szlachetnego pochodzenia, który wszyscy natychmiast wyczuwali, także rodzina Annuziów. Równie gorąca jak Teresa zabiegając o jej względy, poczęstowali ją dużymi frytkami smażonymi w skwierczącym w kotłach jagnięcym łoju i przepysznym filetem z ryby, który po zanurzeniu w rzadkim cieście smażył się w dymiącym koszyku. Meggie jeszcze nigdy nie jadła takich pyszności i marzyła o tym, żeby częściej przychodzić do traktierni na drugie śniadanie. Ale taką wizytę złożyła wyjątkowo, wymagała ona specjalnego zezwolenia zarówno matki, jak zakonnic.
W domu z jej ust padały wciąż słowa: „Teresa mówi, że” albo „Wiecie, co Teresa zrobiła?”, aż w końcu Paddy huknął, że ma już tej Teresy powyżej uszu.
– Nie powiem, żeby to był dobry pomysł spoufalać się z makaroniarzami – mruknął, wyrażając wspólną dla społeczności brytyjskiej instynktowną nieufność wobec ludzi smagłych bądź pochodzących znad Morza Śródziemnego. – Makaroniarze są brudni, Meggie, nie myją się wystarczająco często – wyjaśnił niezdecydowanie, kuląc się pod pełnym bolesnego wyrzutu spojrzeniem, jakim obdarzyła go Meggie.
Frank, okrutnie zazdrosny, poparł ojca. Od tej pory Meggi znacznie rzadziej opowiadała w domu o przyjaciółce. Ale domowa dezaprobata nie miała wpływu na przyjaźń, ograniczoną z powodu odległości do dni i nauki szkolnej. Bobowi i młodszym braciom było w to graj, że Teresa pochłania całą jej uwagę. Dzięki temu mogli do woli uganiać się po dziedzińcu, zapominając o istnieniu siostry.
Niezrozumiałe rzeczy, które siostra Agata wypisywała na tablicy stopniowo zaczęły nabierać sensu i Meggie nauczyła się, że „krzyżyk” oznacza, iż wszystkie liczby daje się do siebie, natomiast „kreseczka”, że odejmuje się liczbę dopisaną pod spodem od liczby zapisanej na górze i na koniec ma się mniej niż na początku. Ze swoją inteligencją byłaby świetną albo nawet wyróżniającą się uczennicą, gdyby tylko udało jej się pokonać lęk przed siostrą Agatą. Ledwie jednak padło na nią świdrujące spojrzenie i suchy starczy głos rzucił krótkie pytanie, zaczynała się jąkać i zacinać gubiąc wątek myśli. Arytmetyka nie sprawiała jej trudności, ale wywołana do ustnej odpowiedzi nie pamiętała, ile jest dwa razy dwa. Umiejętność czytania dała wstęp do świata tak fascynującego, że nigdy nie miała go dość, ale kiedy siostra Agata kazała jej wstać i przeczytać na głos jakiś fragment, nie mogła wymówić słowa „kot” a tym bardziej „miau”. Wydawało jej się, że nieustannie drży słuchając sarkastycznych komentarzy siostry Agaty albo oblewa się rumieńcem, ponieważ reszta klasy śmieje się z niej. Zawsze jej tabliczkę siostra Agata wystawiała na pośmiewisko, zawsze też brała zapisane przez nią pracowicie kartki, żeby zademonstrować, jak brzydko wygląda niechlujne pismo. Zamożniejsze dzieci były szczęśliwymi posiadaczami gumek, ale Meggie mógł posłużyć za gumkę tylko pośliniony czubek palca, którym pocierała popełnione w zdenerwowaniu błędy, aż litery zamazywały się, a papier schodził miniaturowymi kiełbaskami. Było to surowo zakazane i robiły się dziury, ale przywiedziona do ostateczności Meggie gotowa była na wszystko, byle uniknąć krytycznych uwag siostry Agaty.
Zanim Meggie zaczęła chodzić do szkoły, głównym obiektem chłosty i złośliwości siostry Agaty był Stuart. Jednak Meggie stanowiła o wiele lepszy cel ataku, gdyż nawet siostrze Agacie trudno było złamać pełen rozmarzenia spokój i godną świętego powściągliwość Stuarta. Natomiast Meggie drżała na całym ciele i robiła się czerwona jak burak, mimo mężnych wysiłków, żeby zachowywać się zgodnie z określonymi przez Franka zasadami Clearych. Stuart głęboko współczuł Meggie i starał się jej ulżyć, umyślnie na swoją głowę ściągając gniew zakonnicy. Ale siostra Agata szybko przejrzała jego fortele i zapałała nowym gniewem z powodu rodowej solidarności okazywanej młodszej siostrze w równym stopniu co braciom. Gdyby ktoś ją spytał, czemu właściwie tak gnębi Clearych, nie potrafiłaby udzielić odpowiedzi. Życie wlało siostrze Agacie do serca tyle goryczy, że trudno jej było pogodzić się z dumą i wrażliwością tej rodziny.
Największym grzechem Meggie była leworęczność. Kiedy ostrożnie wzięła do ręki rysik, rozpoczynając naukę pisania, siostra Agata rzuciła się na nią jak Cezar na Gallów.
– Meghann Cleary, odłóż ten rysik! – zagrzmiała.
I tak zaczęła się wielka bitwa. Meggie była nieuleczalnie, beznadziejnie leworęczna. Kiedy siostra Agata siłą pozaginała jej palce prawej ręki układając je prawidłowo na rysik, Meggie siedząc z ręką uniesioną nad tabliczką czuła zawroty głowy i nie miała najmniejszego pojęcia, jak zmusić utrapioną kończynę do wykonania czegoś, co według siostry Agaty na pewno umiała. Jej umysł jakby ogłuchł, oniemiał i oślepł; bezużyteczny dodatek w postaci prawej ręki miał tyle wspólnego z jej procesami myślowymi, co palce u nóg. Poprowadziła przerywaną linię do końca tabliczki i poza jej brzeg, bo w żaden sposób nie mogła skręcić, i upuściła rysik jak sparaliżowana. Żadne starania siostry Agaty nie mogły jej nakłonić, żeby prawą ręką napisała „A”. Meggie ukradkiem przekładała rysik do lewej ręki i w niewygodnej pozycji, osłaniając z trzech stron tabliczkę, wypisywała cały rządek pięknych kaligraficznych liter „A”.
Siostra Agata odniosła zwycięstwo. Na porannej zbiórce przywiązała sznurem lewą rękę Meggie do boku i nie uwolniła jej aż do trzeciej po południu, kiedy rozbrzmiał dzwonek kończący lekcje. Nawet w czasie dużej przerwy musiała jeść, chodzić i bawić się z unieruchomioną lewą stroną ciała. Trwało to trzy miesiące, aż wreszcie nauczyła się pisać prawidłowo, zgodnie z wymogami siostry Agaty, choć kształt liter pozostawiał wiele do życzenia. Na wszelki wypadek, żeby Meggie nie wróciła do dawnego zwyczaju, jeszcze przez dwa miesiące przywiązywano jej lewą rękę do boku. Potem siostra Agata zwołała wszystkich uczniów i kazała im odmówić różaniec w podzięce Bogu Wszechmogącemu za Jego mądrość, dzięki której Meggie zrozumiała, że źle czyni i musi się poprawić. Wszystkie dzieci boże są praworęczne; leworęczne, zwłaszcza rudowłose, to czarci pomiot.