– Oczywiście, że nie mogło nic z tego wyjść. Nie pomagałem ci wcale, kochanie. – Pociągnął ją za włosy, odsłonił twarz, ucałował powieki, mokre policzki, kąciki ust. – To moja wina, nie twoja. Zemściłem się na tobie. Chciałem zobaczyć, jak daleko się posuniesz bez zachęty z mojej strony. Ale chyba źle pojąłem twoje zamiary, czy tak? – Mówił głosem głębokim, z wyraźniejszym niemieckim akcentem. – A teraz mówię, że jeśli tego chcesz, będziesz miała. Ale zrobimy to razem.
– Proszę cię, Rain. Zapomnijmy o tym! Nie umiem! Tyko cię rozczaruję.
– Kochanie, nie martw się! Wiem, na co cię stać. Nie powinnaś mieć wątpliwości, gdy jesteś ze mną.
Zabrzmiało to tak prawdziwie, że łzy same przestały płynąć.
– Pocałuj mnie tak jak w Rzymie – wyszeptała.
Lecz nie było tak jak w Rzymie. Tamten pocałunek był zaskoczeniem, wybuchem, ten zaś, rozmarzony i powolny, pozwolił smakować głębię, zapach, smak i zmysłową łagodność. Znów rozpinała jego koszulę, a on rozsuwał zamek jej sukni. Potem wziął jej dłoń, wsunął pod koszulę i położył na piersi. Nagła twardość jego usta na jej szyi wywołała nieopanowaną reakcję tak gwałtowną, iż myślała, że zemdleje, myślała, że upadnie i tak rzeczywiście się stało, upadła na dywan, a Rain wyłaniał się nad nią z mroku. Widziała odblask ognia na jego ramionach i piękne surowe usta. Wplotła palce w jego włosy i zmuszała go, by całował mocniej, mocniej!
Czuła go, poznawała każdą część jego ciała wargami, dłońmi, swoim ciałem. Było to zarazem wspaniałe i dziwne. Świat cały zmniejszył się do wymiarów świata rzucanego przez ogień na kominku, a ona otwierała się na to, czego od niej chciał. Zrozumiałą, co przez cały czas ukrywała przed sobą. Zrozumiała, że on w wyobraźni kochał ją tysiące razy. Mówiło jej to doświadczenie i nowo odkryta intuicja. Była całkiem bezbronna. Z innym mężczyzną ta intymność i zdumiewająca zmysłowość przeraziłyby ją, ale przy nim wiedziała, że ma prawo wymagać. I wymagała! Aż wreszcie wykrzyknęła, by kończył, i objęła go ramionami tak mocno, że poczuła kości pod skórą.
Mijały minuty zawinięte w sytą ciszę. Oddychali w tym samym rytmie, wolno i swobodnie, jego głowa oparta na jej ramieniu, jej noga przerzucona przez niego. Stopniowo rozluźniła się, gładziła go po plecach wolnymi, okrężnymi, sennymi ruchami. Westchnął, przewrócił się na wznak, całkiem podświadomie zapraszając ją, by spróbowała inaczej. Położyła rękę na jego biodrze, by czuć gładkość skóry, przesunęła dłoń po rozgrzanych muskułach, objęła miękką ciężką masę w jego kroczu. Czułą tam dziwne ożywienie i było to dla niej zupełnie nowe doświadczenie. Dotychczas żaden z jej kochanków nie interesował jej na tyle, by chciała przedłużać przyjemność to tego sennego i niewymagającego epilogu. I nagle ten senny i nie wymagający epilog zmienił się w tak ogromnie ekscytujące przeżycie, że zapragnęła posiadać go od nowa. Mimo wszystko nie była przygotowana, gdy wziął jej głowę w dłonie i przybliżył do swojej twarzy. Zobaczyła, że jego usta są uformowane teraz przed nią i dla niej. W tym momencie narodziły się w niej czułość i pokora. Musiało to być widoczne w jej twarzy, wpatrywał się bowiem w nią rozjaśnionymi oczyma. Schyliła się, by wargami dotknąć jego ust. Myśli i uczucia nareszcie zlały się w jedno: bezgłośny krzyk, krzyk szczęścia, zatrząsł się nią tak silnie, że zatraciła świadomość wszystkiego. Świat osiągnął swój ostateczny skurcz, zachwiał się i zapadł w nicość.
Rainer zapewne dołożył drew do kominka, bo gdy rankiem łagodny świt wkradł się przez szpary między zasłonami, w pokoju było jeszcze ciepło. Kiedy znów poruszył się, Justyna z niepokojem chwyciła go za ramię.
– Nie odchodź!
– Nie odchodzę, kochana. – Ściągnął jeszcze jedną poduszkę z kanapy i położył sobie pod głowę, przytuliwszy Justynę. – Dobrze?
– Tak.
– Zimno ci?
– Nie,, ale jeśli tobie zimno, możemy przenieść się do łóżka.
– Po tych wszystkich godzinach kochania się z tobą na futrzanym dywanie?! To byłby upadek! Nawet jeśli masz prześcieradła z czarnego jedwabiu.
– Mam zwyczajne, białe, bawełniane. Ten kawałek Droghedy był przyjemny prawda?
– Kawałek Droghedy?
– No, skóry z kangurów z Droghedy – wyjaśniła.
– Ani egzotyczne, ani erotyczne. Zamówię ci tygrysią skórę z Indii.
– Przypomina mi to pewien angielski wierszyk: „Z Eleonorą na tygrysiej skórze zgrzeszysz, jak się uprze. A może wolisz zdobyć ją na innym futrze?” Czy jakoś tak…
– No, serdeńko, uważam, że już najwyższy czas, byś wróciła do własnej formy! Dzięki Erosowi i Morfeuszowi nie byłaś impertynencka przez całe pół nocy.
– W tej chwili nie czuję potrzeby – odpowiedziała, kładąc jego rękę wygodnie między swoimi nogami. – Ten wierszyk tak mi się przypomniał… Nie mam już żadnych tajemnic przed tobą, więc nie muszę być impertynencka. – Pociągnęła nosem, zdając sobie nagle sprawę, że w powietrzu czuć zapach ryby.
– O rany, nie dostałeś kolacji, a teraz czas na śniadanie! Przecież nie możemy żyć samą miłością!
– Raczej nie, jeśli chcesz,, bym zachował siły na później.
– Wypchaj się, nie zrezygnowałbyś z jednej chwili.
– To prawda – westchnął, przeciągnął się i ziewnął. – Czy jesteś w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo jestem szczęśliwy?
– Chyba tak – odparła cicho.
Podniósł się na łokciu, by popatrzyć na nią.
– Powiedz mi, czy tylko z powodu Desdemony wróciłaś do Londynu?
Pociągnęła go żartobliwie za ucho.
– Teraz mogę zrewanżować się za te wszystkie pytania! A jak myślisz?
– Jak mi nie odpowiesz, to zaduszę cię ze znacznie lepszym skutkiem niż Otello.
– Wróciłam do Londynu grać Desdemonę, ale także z twojego powodu. Od czasu, gdy mnie pocałowałeś w Rzymie, nie miałam ani chwili spokoju, sam dobrze wiesz.
– Wiem też, że niemal od pierwszej chwili chciałem się z tobą ożenić – powiedział.
Usiadła raptownie.
– Ożenić?!
– Ożenić. Gdybym chciał, żebyś została moją kochanką, zostałabyś nią dawno temu. Znam twój sposób rozumowania. Byłoby więc to stosunkowo proste. Nie zrobiłem tego z jednego powodu. Chciałem się z tobą ożenić i wiedziałem, że nie byłaś jeszcze do tego gotowa.
– Nie jestem tego pewna i teraz – powiedziała w zamyśleniu.
Wstał i podniósł ją na nogi.
– Możesz się już przyzwyczajać do tej roli. Zacznij od śniadania.
– Nie mam nic przeciwko zrobieniu śniadania dzisiaj, ale zobowiązać się do tego na całe życie? – Potrząsnęła głową. – Nie sądzę, by o to mi chodziło, Rain.
– Justyno, to zbyt poważna sprawa, by z nią ograć. Masz dużo czasu. Jestem cierpliwy. Ale wybij sobie z głowy, że możemy tę sprawę załatwić inaczej niż przez małżeństwo. Nie mam zamiaru być kimś mniej ważnym w twoim życiu niż jako twój mąż.
– Nie zamierzam porzucić teatru! – powiedziała porywczo.
– Verfluchte kiste, czy ja cię o to proszę? Justyno, kiedy ty zmądrzejesz?! Przecież nie skazuję cię na życie przy kuchni i garach! Chyba nie żyjemy z zasiłku? Możesz mieć tyle służby, ile zechcesz, i niańki do dzieci. Wszystko, czego będziesz potrzebowała.
– Erk! – wykrztusiła Justyna, która dotąd nie pomyślała o dzieciach.
– Oj, serdeńko, zdaje się, że można to nazwać prawdziwym kacem! Głupio robię tak szybko wracając do rzeczywistości. Wystarczy zatem, że zastanowisz się nad tym. Ale ostrzegam cię, jeśli nie zdecydujesz się zostać moją żoną, to nie chcę cię znać.