– Trudno jest pozbyć się porządnego faceta. Jak się czujesz?
– Dobrze.
– Przyszłaś już do siebie?
– Nie.
– Mogłem się tego spodziewać. Wiedziałem, że skoro raz na zawsze mnie odprawiłaś, duma nie pozwoli ci wyjść z propozycją pojednania. Ja zaś, kochanie, jestem wystarczająco mądry, by wiedzieć, że z dumą źle się śpi!
– Tylko nie myśl sobie, że wskoczysz mi do łóżka. nie pozwolę na to, Rain, ostrzegam cię.
– Nie mam takiego zamiaru. Tamto minęło.
Szybkość, z jaką odpowiedział, zaskoczyła ją, ale przybrała minę pełną ulgi.
– Naprawdę?
– Gdybym cię jeszcze pragnął, to przecież nie wytrzymałbym tak długo bez ciebie. W ty względzie byłaś tylko przejściowym kaprysem. Nadal jednak uważam cię za przyjaciela i tęsknię a tobą jak za przyjacielem.
– Och, Rain, ja też!
– To dobrze. Mogę więc w dalszym ciągu uważać się za twojego przyjaciela?
– Oczywiście.
Położył się na wznak i podłożył ręce pod głowę. Uśmiechnął się leniwie.
– Ile masz lat? Trzydzieści? W tym okropnym stroju wyglądasz jak licealistka. Justyno, potrzebujesz mnie choćby jako osobistego arbitra elegancji.
– Przyznaję, że kiedy mogłam się ciebie spodziewać za każdym rogiem, bardziej dbałam o swój wygląd. Jeśli chodzi o wiek, rzeczywiście mam trzydziestkę, ale i z ciebie żaden kurczaczek wiosenny! Masz co najmniej czterdziestkę. Co prawda, teraz nie wydaje się ta różnica taka widoczna. Straciłeś chyba na wadze. Chorowałeś, Rain?
– Nigdy nie byłem otyły, tylko potężny, a siedzenie za biurkiem nie buduje mięśni!
Justyna osunęła się na ziemię przysunęła twarz do twarzy Raina i uśmiechnęła się.
– Och, Rain, tak się cieszę, że znów cię widzę! Przy tobie nigdy nie wiem, czego się spodziewać.
– Biedaczka! Ale taka biedna to chyba nie jesteś?
– Biedna? – powtórzyła. – To dziwne, że kardynał zostawił mi aż tyle. Po połowie – mnie i Dane'owi, ale ja jestem jedyną spadkobierczynią Dane'a. – Twarz jej mimowolnie wykrzywił grymas. Szybko odwróciła głowę, udając, że przygląda się kwiatom. Odezwała się dopiero wtedy, gdy opanowała drżenie głosu. – Wiesz, Rain, wiele bym dała, by dowiedzieć się, co naprawdę łączyło kardynała z naszą rodziną. Czy był jedynie przyjacielem? Chyba kimś więcej, ale kim? Tego nie wiem, a chciałabym wiedzieć.
– O nie, wcale nie. – Wstał i podał jej rękę. – Chodź, zapraszam cię na obiad. Chodźmy tam, gdzie wścibscy dziennikarze od razu stwierdzą, że australijska aktorka z ognistą czupryną i pewien członek rządu niemieckiego znowu są razem.
Moja reputacja uwodziciela ucierpiała, odkąd mnie porzuciłaś.
– Uważaj, mój drogi przyjacielu, na to, co mówisz. Nie jestem już australijską aktorką z ognistą czupryną, lecz znaną brytyjską aktorką, bujną, wspaniałą, tycjanowską blondyną. A wszystko dzięki mojej nieśmiertelnej kreacji w „Kleopatrze”. Nie mów, że nie czytałeś recenzji nazywających mnie najbardziej egzotyczną Kleopatrą od lat.
– Egzotyczną? – zapytał niedowierzająco.
– Tak, egzotyczną – potwierdziła stanowczo.
Rain bywał w Rzymie coraz rzadziej, ponieważ kardynał Vittorio już nie żył. Jeździł natomiast często do Londynu. Początkowo Justyna cieszyła się tak bardzo, że nie zastanawiała się nad charakterem ich związku, gdy jednak mijały miesiące, a on ni słowem, ni gestem nie powracał do dawnego układu, jej oburzenie przerodziło się w niepokój. Powtarzała sobie, że wcale nie chciała tego powrotu, że skończyła już z tymi rzeczami, nie potrzebuje ich i nie pragnie. Byłoby jej jednak przyjemnie, gdyby on jeszcze myślał o niej.
Czas mijał i wydawało się, że Rain już nigdy nie wróci. Nie wyglądał bowiem na człowieka ginącego z nie odwzajemnionej miłości i nie robił wrażenia, że chce wrócić do tamtego okresu ich życia. Szukał w niej przyjaciela, a jej to odpowiadało. Tylko… czy on naprawdę zapomniał? Nie, to niemożliwe! Jeśli tak jest, to niech go diabli wezmą!
Rozważania Justyny na tyle przenikały do jej świadomości, że Lady Makbet, którą grała w tym sezonie, nabrała interesującego wymiaru, dotąd nie spotykanego w jej interpretacjach.
List, który otrzymała od matki, zaniepokoił ją w niewytłumaczalny sposób. Matka rzadko ostatnio pisywała, a przychodzące listy były sztuczne i wymuszone. Ten ostatni różnił się jednak od poprzednich. Zawierał jakby dalekie echo starzenia się, podskórne zmęczenie, które wyzierało czasem pojedynczym słowem z czczej, pustej treści. Justynie nie podobał się ten list. Starość. Mama i starość!
Czy coś się stało w Droghedzie? Czy mama stara się ukryć coś poważnego? Może Nanna jest chora? Może jeden z wujów? Może, Boże broń, sama mama? Już trzy lata ich nie widziała, a w ciągu trzech lat wiele mogło się zdarzyć, nawet jeśli w jej życiu wszystko pozostawało bez zmian. Jej życie mogło być nudne i nieciekawe, ale nie musiało to odnosić się do innych.
Ten wieczór miała wolny. Dzień wlókł się niemożliwie i nawet perspektywa kolacji z Rainem nie cieszyła jej jak zwykle. Ta przyjaźń staje się bezcelowa, jałowa, prowadzi donikąd – mówiła sobie Justyna, wbijając się w sukienkę w odcieniu pomarańczy, którego najbardziej nie znosił. Stary, konserwatywny gderała! Jeśli nie podoba mu się taka, jaka jest, to może ją zostawić. Poprawiając falbanki na nisko wykrojonym staniku, Justyna nagle spotkała swój wzrok w lustrze i zaśmiała się smutno. Właśnie takiego zachowania nie tolerowała u innych kobiet. To pewnie ze zmęczenia – pomyślała.
– Czemu tak często się ze mną widujesz? – zapytała bez ogródek, kiedy już siedzieli przy kolacji. – Czasami wydaje mi się, iż jestem tylko pretekstem dla twoich wizyt w Londynie.
– rzeczywiście, czasami jesteś pretekstem – przyznał spokojnie. – Ale lubię cię i nie sprawia mi przykrości przebywanie z tobą. – Patrzył na nią w zamyśleniu. – Dlaczego nic nie mówisz? Martwisz się czymś?
– Nie, niezupełnie. Nic takiego. Mama i ja nie pisujemy do siebie zbyt często. Tak długo nie widziałyśmy się, że nie bardzo jest o czym pisać. Dziś jednak dostałam od niej list bardzo dziwny, zupełnie inny niż zwykle.
Przestraszył się. Meggie długo ociągała się podjęciem decyzji, lecz instynkt podpowiadał mu, że decyzja ta nie jest mu przychylna. List stanowił zapewne pierwszy krok na drodze do odzyskania córki, która powinna wrócić do Droghedy.
Sięgnął przez stolik i wziął Justynę za rękę. Pomyślał, że starsza, dojrzalsza wygląda jeszcze piękniej, mimo tej okropnej sukienki. Dzięki drobnym zmarszczkom jej twarz psotnicy przybrała poważniejszy wygląd, odzwierciedlając silniej jej osobowość.
– Kochanie, twoja matka czuje się samotna – powiedział.
– Być może – odrzekła marszcząc brwi. – Wydaje mi się jednak, że jest w tym coś więcej. Przecież musiała czuć się samotna przez tyle lat, skąd więc ta nagła zmiana? Nie potrafię tego zrozumieć i dlatego tak mnie to gnębi.
– Starzeje się. Wydaje mi się, że zapominasz o tym. Możliwe, że zaczynają jej doskwierać sprawy, z którymi dawniej potrafiła sobie poradzić. – Zapatrzył się w przestrzeń, jakby myślał o czymś innym. – Justyno, trzy lata temu straciła syna. Czy sądzisz, że ból zmniejsza się wraz z upływem czasu? Myślę, że się powiększa. Jego nie ma, a po tylu latach sądzi zapewne, że i ciebie straciła. W końcu nie odwiedziłaś jej ani razu.
Zamknęła oczy.
– Pojadę, Rain, pojadę! Obiecuję, że pojadę i to wkrótce! Oczywiście masz rację. Ty zawsze masz rację. Nigdy nie przypuszczałam, że zatęsknię za Droghedą, ale ostatnio myślę o niej coraz częściej. Jakby mimo wszystko moje miejsce było tam.
Spojrzał na zegarek i uśmiechnął się smutno.