Выбрать главу

Postarał się nie okazać po sobie urazy; ta parafia nadawała się wyśmienicie do ćwiczeń w panowaniu nad sobą. Gdyby tylko dano mu szansę wyrwać się z zapomnienia, gdzie zepchnął go nieposkromiony temperament, nie popełniłby po raz drugi tego samego błędu. Przewidywał też, że jeśli dobrze rozegra partię, ta leciwa dama może urzeczywistnić to, o co się modlił.

– Muszę księdzu wyznać, że zeszły rok był bardzo nieprzyjemny – powiedziała. – Ksiądz jest nieporównanie lepszym pasterzem niż ksiądz Kelly, oby nie spoczywał w spokoju. – Przy ostatnich słowach jej głos zabrzmiał raptem ostro, mściwie.

Podniósł na nią roziskrzone spojrzenie.

– Ależ droga pani Carson! To nie po chrześcijańsku tak komuś życzyć.

– Ale ja mówię prawdę. Był z niego wielki pijanica i jestem pewna, że Bóg nie pozwoli mu spoczywać w pokoju i zatraci jego duszę, tak jak alkohol zniszczył mu ciało. – Pochyliła się do przodu. – Zdążyłam już księdza dość dobrze poznać. Wydaje mi się, że mam prawo zadać parę pytań, zgodzi się ksiądz ze mną? W końcu może ksiądz traktować Droghedę jak prywatny teren wypoczynkowy, uczyć się hodowli, doskonalić w jeździe konnej, szukać wytchnienia od blasków i cieni życia w Gilly. Wszystko to oczywiście na moje zaproszenie, ale uważam, że mam prawo usłyszeć odpowiedzi, prawda?

Nie lubił, kiedy przypominano mu, że powinien być za coś wdzięczny, niemniej od dość dawna czekał, kiedy pani Carson uzna, iż dostatecznie dużo dla niego zrobiła, żeby zacząć domagać się czegoś w zamian.

– Ma pani pełne prawo, pani Carson. Nie wiem, jak mam pani dziękować za to, że mogę korzystać do woli z Droghedy, i za wszystkie dary – konie i samochód.

– Ile ksiądz ma lat? – spytała prosto z mostu.

– Dwadzieścia osiem – odparł.

– To mniej, niż myślałam. Ale takiego kapłana nie wysyła się do takiego miejsca jak Gilly. Co ksiądz przeskrobał, że trafił na to odludzie?

– Obraziłem biskupa – odparł spokojnie, z uśmiechem.

– Na to wygląda! Ale nie wyobrażam sobie, żeby ksiądz obdarzony tak wyjątkowymi zdolnościami mógł czuć się szczęśliwy w Gillanbone.

– Wola boża.

– Brednie! Znalazł się ksiądz tutaj z powodu innych ułomności, własnych i biskupa. Tylko papież jest nieomylny. W Gill przypomina ksiądz rybę wrzuconą na piasek, wszyscy to widzą, co nie znaczy, że nie jesteśmy wdzięczni mając dla odmiany takiego kapłana zamiast wyświęconych wydrwigroszy, jakich nam tu zwykle przysyłają. Właściwym otoczeniem dla księdza byłby jakiś korytarz kościelnej władzy, a nie tutejsze konie i owce. Wyglądałby ksiądz wspaniale w kardynalskim kapturze.

– Na to, niestety, nie mam szans. Przypuszczam, że Gillanbone nie stanowi epicentrum na mapie legata papieskiego. Poza tym mogło być gorzej. A tak mam panią i mam Droghedę.

Przyjęła umyślnie wyzywające pochlebstwo w duchu, w jakim było zamierzone, zachwycając się urodą księdza, jego uprzejmością, wyostrzonym i subtelnym umysłem. Doprawdy – pomyślała – byłby z niego wspaniały kardynał. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek w życiu widziała równie przystojnego mężczyznę, albo takiego, który by w podobny sposób eksponował swoją urodę. Musiał być przecież świadom swojego wyglądu, na który składały się: wzrost, idealne proporcje ciała, piękne arystokratyczne rysy, sposób, w jaki wszystkie fizyczne elementy zostały ze sobą skomponowane z taką troską o końcowy rezultat, jaką Bóg poświęca niewielu swoim dziełom. Począwszy od czarnych kędziorów na głowie i uderzającym błękitnych oczu aż po drobne szczupłe dłonie i stopy – stanowił idealną całość. Tak, musiał sobie z tego zdawać sprawę. A mimo to wyczuwała w nim jakąś rezerwę, jakby dawał do zrozumienia, że nigdy nie był ani nie będzie niewolnikiem swojej urody. Gotów był ją wykorzystać bez skrupułów dla osiągnięcia upragnionego celu, jeśli miała mu w tym pomóc, ale to wcale nie znaczyło, że był w sobie rozkochany; uważał raczej za godnych najwyższej pogardy ludzi, którzy pozwalali się nią oczarowywać. Dałaby wiele za to, żeby się dowiedzieć, co w jego minionym życiu o tym zadecydowało.

Dziwne – myślała – ilu księży jest przystojnych jak Adonis i emanuje magnetyzmem Don Juana. Czyżby ślubowali celibat żeby uciec przed konsekwencjami?

– Dlaczego godzi się ksiądz na Gillanbone? – spytała. – Czy nie lepiej zdjąć sutannę, niż godzić się na takie życie? Ze swoimi zdolnościami mógłby ksiądz być bogaty i zajść wysoko w którejś z wielu dziedzin. Nie zaprzeczy ksiądz, że myśl o posiadaniu władzy nie jest księdzu niemiła.

Ksiądz de Bricassart uniósł lewą brew.

– Droga pani Carson, jest pani katoliczką. Wie pani, że moje śluby są święte. Do samej śmierci pozostanę księdzem. Nie mogę się tego wyprzeć.

Pani Carson prychnęła śmiechem.

– Ależ da ksiądz spokój! Naprawdę wierzy ksiądz, że gdy wyrzekł się ślubów, ktoś rzuci się w pogoń za księdzem z psami, błyskawicami i czym tam jeszcze?

– Skądże znowu. Nie wierzę też, że jest pani na tyle naiwna, by przypuszczać, że to lęk przed karą nie pozwala mi opuścić stanu duchownego.

– Oho! Ksiądz de Bricassart zły jak osa! Co zatem księdza trzyma? Co zmusza do tego, żeby znosić ten pył, ten upał i muchy w Gilly? Nie wiadomo przecież, czy to przypadkiem nie dożywocie.

Przelotny cień zasunął błękitne oczy, ale po chwili ksiądz Bricassart uśmiechnął się litując się nad nią w duchu.

– Prawdziwa z pani pocieszycielka, nie ma co. – Z półotwartymi ustami spojrzał w sufit i westchnął. – Od kołyski wychowywano mnie na księdza, ale to coś więcej. Jak mógłbym to wytłumaczyć kobiecie? Jestem naczyniem, pani Carson, i czasami jestem pełen Boga. Gdybym był lepszym księdzem, nie zdarzałyby się wcale okresy pustki. A to napełnienie, zjednoczenie z Bogiem, nie ma związku z miejscem. Zdarza się niezależnie od tego, czy jestem w Gillanbone czy w pałacu biskupim. Trudno to jednak bliżej określić, bo nawet dla księży to wielka tajemnica. Posiadanie Boga to stan, którego inni ludzie nigdy nie doświadczą. Może właśnie w tym mieści się odpowiedź. Porzucić coś takiego? Nie mógłbym tego zrobić.

– Więc jednak to jakaś moc. Ale dlaczego udzielana kapłanom? Co każe księdzu przypuszczać, że namaszczenie krzyżem podczas wyczerpującą długiej uroczystości może nią obdarzyć jakiegoś człowieka?

Ksiądz de Bricassart potrząsnął głową.

– Proszę zrozumieć, trzeba lat życia, żeby w ogóle dojść do momentu wyświęcenia. Dopiero staranny rozwój duchowny umożliwia otwarcie się na Boga. Na to trzeba zasłużyć! Co dzień od nowa. I taki jest właśnie cel ślubów, rozumie pani? Żeby żadne ziemskie przeszkody nie stanęły między księdzem a stanem jego ducha -ani miłość do kobiety, ani miłość do pieniędzy, ani nieposłuszeństwo wobec przełożonych. Ubóstwo to dla mnie nic nowego, nie pochodzę z bogatej rodziny. Uznaję czystość o nie mam trudności z jej zachowaniem. A posłuszeństwo? Dla mnie to właśnie jest najtrudniejsze. Ale jestem posłuszny, bo gdybym uznał siebie za coś ważniejszego niż moja rola jako naczynie dla Boga, byłbym zgubiony. Jestem posłuszny. A jeśli t konieczne, chętnie zniosę dożywocie w Gillanbone.

– W takim razie ksiądz jest głupcem – powiedziała. – Ja też uważam, że są rzeczy ważniejsze niż miłość do kobiety czy mężczyzny, ale nie należy do nich służenie Bogu za naczynie. Dziwne. Nigdy nie sądziłam, że ksiądz tak żarliwie wierzy w Boga. Zdawało mi się, że ksiądz jest raczej z tych, co wątpią.

– Owszem, wątpię. Czy pośród myślących ludzi znalazłby się ktoś, kto nie wątpi? Dlatego właśnie jestem czasem pusty. – Nie patrzył na nią, tylko gdzieś dalej, na coś, czego nie widziała. – Czy pani wie, że chyba wyrzekłbym się wszystkich ambicji, wszystkich pragnień, gdybym mógł w zamian za to zostać doskonałym księdzem?