— Masz rację — zażartował Mychajło — u was naga praktyka. Naga — jasne? A należy ją ubrać. W szaty rozsądku…
— O, to, to — podchwycił Lihosow — właśnie to robimy!
— Słyszę, słyszę — odezwała się Nina, stając na progu gabinetu. — Już rozgadaliście się. Proszę do stołu, zjecie śniadanie. Potem pojedziemy.
— Wcześnie jest — rzekł Lihosow. — Ludzie jeszcze śpią, a my będziemy napychać kałduny…
— Wino, kawa — powiedziała Nina.
— Wina bym się napił — uśmiechnął się Lihosow. — Zawsze. Nawet w nocy. Dobre wino to radość życia. I jeszcze — mądra żona.
— A jaka jest mądra? — zapytał Mychajło, podnosząc się z fotela.
— Taka na przykład jak twoja Nina…
— Komplement? — twarz Niny rozjaśniła się. — Proszę za mną…
— Przecież pani wie, Nineczko, że nigdy nie mówię komplementów. To nie jest w moim stylu.
Przeszli do salonu. Na stole stało kilka butelek wina, serwis do kawy, owoce. Lihosow zatarł ręce, powąchał cytrynę.
— Cudownie. Chociaż jesteśmy cyberami przyrody, lecz mimo to jest cudownie.
— Co cudownie? — zapytał Mychajło, nalewając wino.
— Żyć — odpowiedział Lihosow, podnosząc kielich. Promień słoneczny wdarł się przez firankę, zagrał w winie. — Spójrz, jakiś pospolity płyn, a cudo. Rozwesela serce, rozgrzewa duszę.
— Uważaj: serce, dusza — podjudzał go Mychajło, popijając wino małymi łykami. — Przecież jesteś cybernetykiem, a używasz pojęć metafizycznych…
— Nie ma takich pojęć — odparł Lihosow. — Jest czysta fizyka, cybernetyka. Serce — to generator energii, pompa, biochemiczny transmutator…
— O, a jednak rozszerzyliście funkcje serca — odezwał się zjadliwie Mychajło. — Bo przedtem była tylko pompa…
— A dusza — mówił dalej Lihosow, nie zwracając uwagi na ironię gospodarza domu — to zogniskowany refleks naszego organizmu…
— Nie rozumiem…
— Dlaczego? Każda wyregulowana maszyna pracuje wesoło. Podobnie my. Odczucia duszy to odczucia jednolitego kompleksu wszystkich części systemu.
— Koszmar…
— Nic podobnego — roześmiał się Lihosow, nalewając sobie następny kielich. — Po prostu nie jesteś przyzwyczajony do konkretnego myślenia. Astronomowie w ogóle skłonni są do mistyki. A my jesteśmy ludźmi faktu. Fakt to nasz bóg.
— Znowu bóg. A każdy bóg — to posąg.
— No cóż, lepszy bóg, którego można dotknąć — zapewnił Lihosow. — Bóg, który nie objawia siebie, to nihil, wymysł.
— A bóg faktu, który się ujawnia, to mara. Oczywistość zawsze nas oszukuje.
— Wiem. Ale jednak mniej niż abstrakcja. Nie można mieszkać w urojonych zamkach. Przyznajemy wyższość realnemu budynkowi, chociażby najbiedniejszemu. Tak wygląda oczywistość.
— Nie mówię o takiej oczywistości, tylko o filozoficznej…
— Zaplątałeś się, bracie. Kiepski z ciebie filozof. Nic się nie znasz na cybernetyce, lepiej słuchaj i milcz. Zakarbuj sobie w pamięci…
— Aż przykro słuchać. Kłamiecie wszyscy. Modelujecie myślenie, uczucia, chcecie się dobrać do intuicji. Zaprogramować miłość…
— A dlaczego nie? — zdziwił się Lihosow. — Nineczko, czy można prosić o kawę? Jak najmocniejszą!
— Za chwilę.
Nina pobiegła do kuchni. Lihosow wziął kilka plasterków cytryny, posypał cukrem i zaczął żuć ze smakiem.
— Ty, Misiu — mówił, mlaskając — ignorujesz najważniejszą prawidłowość wszechświata…
— To znaczy jaką?
— Wszechogarniający program przyrody. Wszystko jest zaprogramowane — od atomu do… no, do aniołów, jeśli one istnieją. Jesteśmy jak króliki doświadczalne w laboratorium przyrody. Wszystko, co robisz, robisz nie z własnej woli. U nas nie ma swobody. Zło, dobro, to wszystko fikcje…
— No wiesz — oburzył się Mychajło. — W takim razie złoczyńca nie jest odpowiedzialny…
— Oczywiście, że nie jest — powiedział spokojnie Lihosow. — Przed kim ma odpowiadać? Boga nie ma, duszy nie ma. Przed przyrodą? Jest obojętna i chłodna. Jest maszyną. Miele, kręci, jednym odrąbuje głowy, jeśli wpadną w tryby, innych podnosi do góry, jeśli szczęśliwie znajdą się na wstępujących stopniach. Sądzimy przestępcę nie dlatego, że jest grzeszny, czy coś w tym rodzaju, ale dlatego, że jego czyn przeszkadza większości ludzi. Dobro, zbrodnia to są fikcje, symbole dialektycznej przyrody.
— Jesteś strasznym człowiekiem — powiedział Mychajło, patrząc z zaciekawieniem na pergaminową twarz Lihosowa. — Jak ty możesz żyć z takim światopoglądem?
— A dlaczego miałbym nie żyć? — Lihosow wzruszył ramionami. — Wyzbyłem się iluzji. Jedni wymyślili sobie Boga. Inni — pięknoduche idee. I jedni, i drudzy to kłamcy. Prawem świata jest wieczna walka. Okrutna, nieubłagana. Miłość i piękno to tylko błazeńśkie maski zła i okropności.
— Jesteś cynikiem — rzekł Mychajło. — Jakby cię piekło zrodziło…
Lihosow zaśmiał się. Nina przyniosła kawy, Lihosow wziął szklankę, napił się i skinął z podziękowaniem głową.
— Nineczko, czy pani słyszy, co Misio plecie? On już używa zamiast naukowych argumentów metafizyki kościelnej! Mnie urodziło piekło!
— Michasiu! — powiedziała z wyrzutem Nina.
— Bo po co mam z nim robić ceregiele? — odparł zirytowany Sahajdak. — W ten sposób można dojść do negacji najświętszego. Istnieje absolutne dobro, istnieje miłość. Nie maski przyrody, lecz jej najistotniejsza treść. Mówisz nieprawdę. Kwiat — to dobro. Promień słońca — dobro. Piękny obraz, wywołujący zachwyt widzów — to dobro…
— Ślepiec — westchnął Lihosow. — Jagnię zjada kwiaty. Wilk pożera jagnię. Albo człowiek. Promienie słońca przenikają dzięki fotosyntezie w rośliny, przez asymilację w zwierzęta, w ciało ludzkie. Zarówno kaci, jak ich ofiary zrodzeni zostali przez promienie słońca. W zło wplecione są, mówiąc poetycznie, złote nici słońca. A jeszcze ściślej — nie ma ani zła, ani dobra. Jest tylko maszyna świata — a w niej marionetki, które odgrywają spektakl, umownie nazywając to czy co innego złem lub dobrem…
— A sumienie?
— Co sumienie?
— Dlaczego cieszymy się, kiedy przynosimy dobro, i czujemy się źle, kiedy czynimy zło?
— A Hitler?
— Co?
— Aha — powiedział szyderczo Lihosow — nie rozumiesz! Esesmani mieli sumienie, kiedy palili w piecach miliony ofiar? P.ytam się, czy dręczyło ich to sumienie, czy nie? Wręcz przeciwnie, cieszyli się, kiedy katowali ludzi. Jak to wyjaśnisz?