Выбрать главу

— To nie byli ludzie. To wyrodki. To prawdziwe maszyny cybernetyczne…

— Więc czym jest dusza?

— Oni nie mieli duszy. Utracili ją…

— Więc cóż to jest dusza? Czy to coś tak nieuchwytnego?

— Moim zdaniem — odpowiedział spokojnie Mychajło — to nagromadzona w ciągu tysiącleci, w procesie społecznego życia najpiękniejsza treść człowieka. Przekazywana jest przez ród, przez narody, przez sztukę. Ktoś gromadzi ją, przekazuje przez sztafetę wciąż dalej i dalej, a ktoś — odrzuca. A ponieważ przyroda nie zna próżni, więc nieobecność dobra wypełnia jego przeciwieństwo. Czyli dusza — to zapas dobra. Kto ma w sobie ten cudowny zapas, ten odczuwa radość z dobrego uczynku, ten może kochać, współczuć, poszukiwać szczęścia…

— Przyjdź do mnie — powiedział sceptycznie Lihosow. — Pokażę ci moje szczury. Omdlewają z radości i szczęścia, naciskając guzik.

— Jaki guzik? — zdziwił się Mychajło.

— Guzik dobra — zażartował szyderczo Lihosow. — Właśnie wespół z Nineczką modelujemy twoje wszystkie uczucia metafizyczne. Odnajdujemy w szczurzym mózgu zlokalizowane ośrodki rozkoszy, radości, używamy elektrod. Szczur zamyka obwód, odczuwa radość. I już go nie oderwiesz od tego guzika. Nie będzie jeść ani pić, umrze koło guzika, naciskając go aż do końca. Swoisty fanatyk religijny. Tak to wygląda, przyjacielu. Świat jest gigantycznym laboratorium dla szczurzej radości. Albo smutku. Jedni szukają guzika, inni go znaleźli, rozkoszują się, odpychają innych. Ot, i cała filozofia!..

— A idź ty do… — Mychajło poczerwieniał z gniewu. — Gdyby tu nie było Niny, dałbym ci w gębę. Wasz instytut trzeba wysadzić w powietrze!

— Za co? — zapytał niewinnym tonem Lihosow. — Za prawdę? Za to, że uwalniamy ludzi od pajęczyny fałszu?

He-he, Misiu, jesteś beznadziejnie chory. W tych dniach zaprowadzę cię do teatru anatomicznego, mam tam cudowne eksponaty, już ja cię uleczę. Nineczko, czas na nas. Dziękuję za wino. Cudowny napój. Misiu, good-toye!

— No, szykuj się do rozprawy — zaśpiewała Nina, pochylając się nad Mychajłą. — A ja zrobię wszystko, co należy. Do zobaczenia…

Nina wyszła z Lihosowem. Mychajło posępny siedział przy biurku. Zdawało mu się, jakby był oblepiony czymś ohydnym, cuchnącym. Mój Boże, dokąd oni wiodą naukę? Co przygotowują dla ludzi? Najlepsze osiągnięcia geniuszu ludzkiego oddają na pastwę nienawiści, zimnej teorii. A zresztą, dlaczego miałby się martwić? To tylko kołysanie się wahadła. Przecież nie wszyscy cybernetycy są tacy jak Lihosow…

Hanusiu, jaskółko moja! Ty swym spojrzeniem, szczerym słowem, przekreślasz ich potworny pogląd na świat. Nie trzeba słów, rozważań, erudycji. Łaska oczu, milczące zrozumienie — i po co dowody, formuły, autorytety?

Praca nie kleiła mu się zupełnie. Odłożył maszynopis i wyszedł z domu. Wkrótce nastąpi spotkanie. Dość już niepokoju i rozmyślań, trzeba się zdecydować. Powiedzieć Ninie, ona zrozumie. A jeśli nie — to trudno. On nie chce żyć podwójnym życiem. Szczurza radość? Nie, to nie dla niego. On pragnie żyć pełnią ludzkiej miłości. Albo cierpienia — ale ludzkiego. Nie będzie naciskać guzika, by uzyskać słodkie, fałszywe odczucie. Niech oni sami zagłębiają się w świecie chimer, niech wierzą w potworne teorie, niech budują niewidzialne więzienie dla swego ducha. o.n woli umrzeć na wolności. Z Hanusią — na życie i na zgon. Bo bez niej — po co to wszystko? Kiedy, być może, całe życie przeżył dla tego spotkania?

Hanusi nie było przy pomniku Włodzimierza. Mychajło zdziwił się. Przyrzekła, że będzie o dwunastej. Już jest pięć po. Może spóźniła się? Tramwaj z Kureniówki jedzie długo, może źle obliczyła czas?

Pokręcił się dokoła pomnika, podniósł kilka kłujących kulek — kasztanów w łupinkach. Zmajstrował śmiesznego smoka na trzech nogach. Uśmiechnął się. Można będzie podarować Hanusi — ucieszy się. Lubi takie drobiazgi, szczerze się nimi zachwyca.

Minęło jeszcze dziesięć minut. Mychajło zaniepokoił się, popatrzył na zegarek, przysłuchał mu się. Nie, zegarek dobrze chodzi. A więc to ona się spóźnia. Jakiś wysoki, chudy młodzieniec z pryszczatą twarzą bezczelnie mrugnął do niego i rzekł nonszalancko:

— To nie wina zegarka. Sprawa jest bardziej złożona.

Mychajło spojrzał na niego gniewnie, młodzieniec zachichotał głupio i odszedł.

Minęło jeszcze kilka minut. Hanusi nie było.

Mychajło przebiegł wzdłuż żelaznego ogrodzenia. Może zapomniała, gdzie się umówili? Chyba nie, przecież ustalili, że w tym samym miejscu. Może pomyliła godzinę. Może nie umówili się na dwunastą, tylko na pierwszą? Albo na drugą? Nie, zdaje się, że na dwunastą…

Poczekał do pierwszej. Do drugiej.

Wiedział już, że nie przyjdzie. A jednak czekał. Bezmyślnie patrzył na nurt Dniepru, na mrowie ludzkie na plaży, wielokrotnie odczytywał napisy na cokole pomnika.

Nie ma jej. Jakby nigdy nie było. Co się stało? Może zachorowała? A on nawet nie zna jej nazwiska, nie zapytał, gdzie zamieszkała. Jak ją znaleźć, jak się o nią dowiedzieć? Chodzić przed gmachem uniwersytetu, czekać, aż ją spotka? Kto wie, kiedy ona tam będzie? A może rozmyśliła się i pojechała do domu?

Czy to możliwe? Mogłaby tak zrobić — coś się jej nie spodobało, ogarnęła ją tęsknota za górami, nie wytrzymała… A zresztą — głupstwa. Mogłaby chociaż pożegnać się z nim. Przecież umówili się. Hanusia nie jest histeryczką. To poważna dziewczyna.

A może stało się coś innego… Pomyślała o jego rodzinie… nieuniknionych kłopotach… O plotkach ludzi… Żal jej się go zrobiło… Ona czysta, uczciwa — postano< wiła przeciąć wszystko natychmiast, żeby nie bolało, żeby się nie męczyć… Możliwe, że tak…

Poczekał do piątej. Powoli odszedł. Spotkał jakiegoś znajomego, który przywitał się z nim, popatrzył nań, zakłopotany:

— Co się panu stało, Mychajło Kuźmiczu? Czy pan nie jest chory? Wygląda pan jak z krzyża zdjęty…

Mychajło coś mruknął, nie poznał pytającego, nie zrozumiał, o co tamten pyta. Szedł bezmyślnie chodnikiem, oglądając kasztanowego smoka. Zatrzymał się przy budynku milicji, zamyślił się. Może jednak zapytać? Jeśli, nie daj Boże, zdarzyło się jakieś nieszczęście, to tylko oni mogą powiedzieć…