Poczuła chłód i dziwną otępiałość umysłu. Sięgnęła nerwowo do klamki.
Nie zranią mnie, postanowiła. Ani Raf, ani Nika. Nie będę o nich myślała.
Była już niemal przy drzwiach sali balowej, gdy ktoś dotknął jej ramienia. Odwróciła się, zdecydowana spławić intruza kimkolwiek był, ale zobaczyła przed sobą dobroduszną, wzbudzającą zaufanie twarz Harry'ego Grahama i uśmiechnęła się.
Lubiła go. Nie był specjalnie przystojny, ale jego ciemnobrązowe oczy iskrzyły się humorem, a niesforne włosy opadały na czoło w sposób, który sprawiał, że kobiety pragnęły je odgarniać. Jego uśmiech był zaraźliwy.
Tania pracowała jako jego asystentka w telewizji, dopóki Raf nie zdecydował, że powinna rzucić to zajęcie. Harry był wspaniałym szefem. Dobrze wiedział, ile jest warta praca ludzi, dzięki którym ukazuje się na wizji.
– Ale z ciebie dzisiaj gorąca sztuka! – zażartował, patrząc na nią z podziwem. – Założę się, że nie ma na tej sali faceta, który by nie zazdrościł twojemu mężowi.
Roześmiała się z lekkim zażenowaniem.
Swego czasu Harry zaprosił Carltona do studia, żeby przeprowadzić z nim wywiad i, rzecz jasna, przedstawił go swojej asystentce. Jej ponętna postać rozpaliła Rafa do tego stopnia, że, jak twierdził Harry, przebywanie w pobliżu Carltona groziło poparzeniem.
– Wszystko w porządku? – zapytał.
– Mniej więcej – powiedziała spokojnie, nie wdając się w szczegóły.
Potem przypomniała sobie, że Harry jest świeżo po rozwodzie.
– Przykro mi z powodu Heleny.
– C'est la vie! - Wzruszył ramionami, ale w jego oczach dostrzegła nagły smutek i pustkę. – Chyba nie troszczyłem się o nią tak, jak należało – dodał z pokorą.
Wiem, co on czuje, pomyślała ze współczuciem. Mam w duszy taki sam smutek i pustkę. Przypomniała sobie, jakim uwielbieniem darzył Harry swą niezwykle piękną żonę. Gazety rozpisywały się o przystojniaku, dla którego porzuciła męża. Amant był prezenterem mody i totalnym bezmózgowcem.
Tania nie wyobrażała sobie kobiety, która zdecydowałaby się porzucić Harry'ego, a jednak Helena odeszła.
Seks! Oczywiście seks, zdecydowała.
– Powiedz, co u ciebie? – Harry zmienił temat.
– Nie wygląda na to, żebyś spodziewała się rychłego powiększenia rodziny.
Twarz Tani ściągnęła się bólem.
– Jeszcze nie – powtórzyła to, co zwykle mówił Raf.
– A mnie się zawsze wydawało, że otoczysz się wianuszkiem hożej dziatwy – zażartował. – Czy nie dlatego rzuciłaś pracę?
– Nie – odparła lekko. – Raf nie chciał, żebym pracowała.
Harry uniósł brwi.
– No tak, bycie jego żoną to czasochłonne zajęcie, jak przypuszczam.
– Dba o to, bym się nie nudziła – przytaknęła.
– Więc dlaczego wydaje mi się, że nie jesteś szczęśliwa?
– zapytał, a jego ciemne oczy zrobiły się nagle bardzo poważne.
Zanim udało jej się wymyślić jakąś sensowną odpowiedź, w oczach Harry'ego błysnęło rozbawienie.
– I dlaczego odnoszę wrażenie, że za chwilę padnę ofiarą morderstwa? Nie odwracaj głowy, moja kochana! Twój małżonek zmierza ku nam z prędkością światła, z nozdrzy bucha mu ogień, a oczy ciskają błyskawice. Czy mam się usunąć w cień, czy dać się wyzwać na pojedynek?
Tania poczuła, że cała krew spływa jej do nóg. Czyżby zepsuła mu interes z Jorganssonem? Nie miała takiego zamiaru, ale czy Raf jej uwierzy? Oczywiście, że nie!
Harry westchnął ciężko i spojrzał na nią z głębokim współczuciem.
– Wygląda na to, że on zamorduje nie tylko mnie, więc lepiej zostanę i będę bronił twej niewinności.
– Harry… – Spojrzała na niego błagalnie. – Muszę sama stawić mu czoło. Dziękuję ci, ale…
– Nie ma sprawy, cała przyjemność po mojej stronie. Ostatnio moja męska odwaga była w nie najlepszym stanie. Raf przywraca ją do życia. Nie umknę mu jak podły tchórz. Za to ty, moja droga, pokaż plecy, zresztą niezwykle piękne. Powinnaś częściej je odsłaniać. Uwaga, uśmiechnij się, nadchodzi twój małżonek, a my jesteśmy niewinni jak nowo narodzone dzieci.
Uśmiechnęła się do niego niepewnie.
Harry się mylił. To nie on był celem morderczych spojrzeń jej męża. Raf wymazał ją ze swego życia i nie odczuwał już zazdrości. Stanęła mu na drodze do sukcesu, więc teraz chciał ją tylko zabić.
– Graham – przywitał go lodowato Raf.
– O wilku mowa! – zawołał Harry dobrodusznie, ignorując natychmiastowe ochłodzenie atmosfery. – Podobno nie planujecie na razie powiększenia rodziny?
Mówiłem właśnie Tani, że jeżeli chce wrócić do pracy, wystarczy wykręcić numer…
– To miło – zauważył lekceważąco Raf – ale ona nie szuka pracy. A teraz, wybacz nam…
Harry spojrzał na Tanię znacząco.
– Pamiętaj, że jeżeli będziesz potrzebowała przystani w sztormową noc, z przyjemnością udzielę ci schronienia.
– Potrafię sam zaopiekować się swoją żoną.
– W głosie Rafa wyczuwało się rozdrażnienie. Duma, pomyślała Tania, tylko duma. Nic go już nie obchodzę, ale będzie mnie utrzymywał bez względu na to, co się jeszcze stanie. Pozostawienie żony na łasce losu nie licowało z zasadami Rafa Carltona. Uważał jednak, że za głupotę należy płacić i stosował się do tej zasady z zimną bezwzględnością.
– Taniu? – Harry pominął milczeniem uwagę Rafa. Nie musiała patrzeć na męża, by wiedzieć, że całe jego ciało wibruje napięciem. Narastał w nim straszny gniew. Był w gorszym stanie, niż kiedy wychodzili z domu. Harry nie zdawał sobie sprawy, w co się pakuje.
– Dziękuję, Harry – powiedziała miękko. Była mu wdzięczna za propozycję pracy. To ułatwi jej życie.
– Dziękuję, że ze mną porozmawiałeś. Dała mu do zrozumienia, żeby zostawił ich samych.
Był miłym człowiekiem, zbyt miłym, żeby wciągać go w małżeńską wymianę ognia.
Kiwnął głową na znak, że rozumie.
– Au revoir, moja droga. I pamiętaj… życiowe wraki to moja specjalność. Wiem o nich wszystko.
Obrzucił Rafa ironicznym spojrzeniem.
– Głupcem jest ten, kto ma w ręku brylant i nie potrafi się na nim poznać.
Zasalutował z szyderczym uśmieszkiem i już go nie było.
Tania zaczerpnęła tchu, próbując opanować wewnętrzne drżenie, i odwróciła się do męża. Odprowadzał wzrokiem Grahama, a w jego spojrzeniu malowała się chęć mordu. Przez chwilę Tania była zupełnie zdezorientowana. To nie mogła być zazdrość. Potem przypomniała sobie ostatnią uwagę Harry'ego. Nazwanie Rafa głupcem równało się wyrokowi śmierci.
Czas z tym skończyć, pomyślała. Na szczęście nie będzie przy tym Niki.
– Chciałeś czegoś ode mnie? – zapytała spokojnie. Jego napięta twarz przypominała maskę. Spojrzał na nią pustym wzrokiem.
– Nie było cię bardzo długo – powiedział beznamiętnie.
– Kazałeś mi odejść – przypomniała. Wykrzywił usta w sardonicznym uśmieszku.
– Zaskoczyło mnie twoje posłuszeństwo. Szkoda, że zdecydowałaś się na nie tak późno.
– Sądzę, że twoja niezawodna asystentka utrzymuje zdobyte pozycje, podczas gdy ty szukasz niesfornej żony.
– Tak, na niej mogę polegać – rzucił chłodno. Ależ ze mnie idiotka, pomyślała Tania. Mało mi bólu, że dopraszam się o więcej? Odetchnęła głęboko, próbując zmniejszyć ucisk w piersiach.
– Jeżeli ma to dla ciebie jeszcze jakieś znaczenie, chciałam przeprosić cię za tę sukienkę – powiedziała obojętnie – i za pana Jorganssona.
– Pana? Chyba udało ci się nawiązać z nim bliższe stosunki? – wycedził. – Jorgan nie może doczekać się twego powrotu.