Poczuła, że cała krew odpływa jej z twarzy. Chyba nie miał zamiaru użyć jej jako przynęty? Nie mógł wykorzystać jej w ten sposób. Ciągle jeszcze była jego żoną!
– Nie czuję się dobrze. – Głos jej drżał. – Szłam właśnie powiedzieć ci, że chcę wrócić do domu.
– Masz już dość walki na dzisiaj? – Uniósł brwi w udanym zdziwieniu. – A ja właśnie kończę rozgrzewkę.
– Szkoda, że nie możemy się zgrać! – wybuchnęła z goryczą. – Lepiej było zostać w domu.
– Bez wątpienia – mówił z bezgranicznym szyderstwem – nadal byłbym zaślepionym niewolnikiem twoich wdzięków.
– Nawet jeżeli nie jesteś już ślepy, pozostałeś głuchy na wszystko, czego nie chcesz usłyszeć – rzuciła, unosząc wyzywająco głowę.
Spojrzeli sobie w oczy. Otchłań między nimi pogłębiała się z każdą chwilą. Raf wzruszył ramionami.
– Chyba rzeczywiście będzie lepiej, jeżeli wrócisz do domu. Może wtedy będę mógł popracować.
– Tak właśnie pomyślałam – powiedziała słodko. – I przekaż Nice moje gratulacje. Zna cię lepiej niż ja, czemu, rzecz jasna, nie należy się dziwić. Dałeś jej większe szanse.
Oczy Rafa rozbłysły. Każda uwaga na temat Niki doprowadzała go do szału. Tania miała nadzieję, że temperament panny Sandstrom jest równie gorący, jak wejrzenie jej stalowych źrenic. Może wtedy Raf pożałuje swego wyboru. Zresztą, kogo to obchodzi? Na pewno nie ją! Skończyła z Rafem, ich związek był martwy i pogrzebany.
– Odprowadzę cię do taksówki – oświadczył Raf.
– Nie ma potrzeby.
– Jesteś moją żoną! – syknął.
– Ach, oczywiście. Pozory! Przywołała na twarz wyraz uwielbienia i rzuciła mu uwodzicielski uśmiech.
Zaklął pod nosem i ruszył w stronę wind. Drzwi otworzyły się bezszelestnie i weszli do środka. Winda była pusta. Tania zamknęła oczy i zapragnęła, by pozostali w niej na zawsze. Nikt by ich wtedy nie rozdzielił. Ale to odosobnienie trwało zaledwie parę sekund. Wystarczająco długo, by mogła uświadomić sobie cały ogrom poniesionej straty.
Winda zatrzymała się na parterze.
Nienawidzę go! myślała.
Ale nie łudziła się nawet, że to prawda. Kochała go. Kochała go całą swą obolałą duszą.
Raf otoczył ją ramieniem i poszli w stronę głównego wyjścia. Dotyk jego ręki był słodką torturą. Wiedziała, że jest to tylko kurtuazyjny gest, ale ciepło jego dłoni rozgrzewało ją, budząc pożądanie.
Wystarczyło muśnięcie marynarki Rafa, by poczuła dobrze znany dreszcz rozkoszy. Cóż za ironia losu! Subtelne pieszczoty Jorganssona nie robiły na niej żadnego wrażenia, a otarcie się o marynarkę męża pobudziło ją do tego stopnia, że chciało jej się krzyczeć.
Stanęli w drzwiach hotelu i Raf uniósł rękę, żeby przywołać taksówkę.
Chce się mnie pozbyć, pomyślała z rozpaczą.
– Raf, nie mam przy sobie pieniędzy – wyszeptała upokorzona.
Bez słowa sięgnął do kieszeni i wręczył jej portfel. Dopóki w grę wchodziły pieniądze, Raf Carlton był uosobieniem hojności. Skąpił jej jedynie swoich uczuć. Oddawał wszystko, z wyjątkiem samego siebie.
– Dziękuję – wymamrotała czerwona ze wstydu. Pieniądze były ostatnią rzeczą, o którą chciała go prosić.
Nadjechała taksówka i Raf szybko ruszył wraz z Tanią w jej kierunku. Spojrzała na jego kamienną twarz. W oczach męża nie dostrzegła ani śladu czułości. Nie było w nich nic poza ponurą determinacją, by zakończyć tę scenę i wrócić do pracy.
Przełknęła z trudem ślinę, usta miała wyschnięte na wiór. Chciała go jeszcze o coś prosić. Przesunęła językiem po zdrętwiałych wargach. Nawet jeżeli odmówi, nie będzie to miało żadnego znaczenia.
Słowo „duma” stało się dla niej pustym dźwiękiem.
– Coś jeszcze? – zapytał krótko ostrym, nieprzyjemnym tonem.
Teraz albo nigdy, pomyślała Tania.
– Pocałujesz mnie na pożegnanie? Głos wydobywał się z trudem ze ściśniętego gardła. Była pewna, że odmówi. Na jego twarzy ukazał się grymas zniecierpliwienia.
– Oczywiście – powiedział w końcu. Dostrzegła w jego oczach błysk ironii. Pochylił głowę i musnął wargami jej usta tak niedbale, że przyjęła to jak policzek. Kiedy cofnął głowę, uczucie dojmującej straty przeszyło ją ostrym bólem.
Odwróciła się i wsiadła do taksówki.
Kiedy zniknęła mgła zasnuwająca jej oczy i spojrzała w okno, zobaczyła już tylko jego plecy. Szedł zdecydowanym, energicznym krokiem w stronę drzwi.
Wracał do Niki.
– Dokąd, proszę pani?
Głos kierowcy wyrwał ją z zamyślenia.
Dokąd? Dobre pytanie.
Przypomniała sobie o pieniądzach, które miała w torebce.
– Sebel Town House – powiedziała ze znużeniem.
To był dobry hotel, a co najważniejsze, znajdował się blisko domu. Rano ulice Potts Point były niemal wyludnione, będzie więc mogła przemknąć się do domu, nie wzbudzając sensacji.
O ósmej Raf będzie już w drodze do pracy.
Nie łudziła się, że zmieni tryb życia. Kiedy wieczorem wróci z biura, jej już nie będzie. Nie chciała go widzieć, nigdy. Nie czuła już nic, nawet bólu. Z jej małżeństwa pozostały zgliszcza, ogień wypalił się do cna.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Nie spała wiele tej nocy. Po raz pierwszy od dnia ślubu leżała w ciemnościach sama.
Im szybciej się do tego przyzwyczaję, tym lepiej, powiedziała sobie, ale nie udało się jej odpędzić bolesnych wspomnień.
Zamówiła śniadanie do pokoju i jadła je bardziej dla zabicia czasu niż z potrzeby zaspokojenia głodu. Nie miała apetytu. Czuła się chora, mimo że fizycznie nic jej nie dolegało.
To przejdzie, pocieszała się, jak wszystko. Podobno wszystko mija. Miała nadzieję, że to prawda.
Długo tego nie wytrzymam, jęknęła w duchu.
Patrzyła, jak zmieniają się cyferki elektronicznego budzika, który stał przy łóżku. O ósmej pięć zadzwoniła do recepcji i upewniła się, że wymeldowanie się nie zajmie jej więcej niż pięć minut.
W jasnym świetle poranka czarna suknia bez pleców zrobiła na niej przygnębiające wrażenie. Jakim strasznym błędem było paradowanie w niej na oczach tłumu ludzi. Na dodatek musiała robić to dalej. Sprawę pogarszały włosy, opadające na ramiona splątaną masą. Doprowadziłaby je do porządku, gdyby miała szczotkę, ale nie miała.
Nika Sandstrom nie znalazłaby się nigdy w podobnym położeniu, pomyślała, usiłując przygładzić włosy. Przede wszystkim zaplanowałaby swój odwrót w najdrobniejszych szczegółach. Tania nie potrafiła wyobrazić sobie sytuacji, w której ulubienica Rafa zapomniałaby o szczotce. Spontaniczność nie leżała w charakterze panny Sandstrom. Ciekawe, czy w łóżku zachowuje się z równie zimną precyzją.
Czy Raf wrócił wczoraj do domu? A może niezastąpiona asystentka skłoniła go do szukania ukojenia w jej ramionach? Chociaż nie, gdyby został z nią na noc, zrobiłby to z własnej potrzeby. Był przecież panem sytuacji.
Tak czy inaczej, w tej chwili nie ma go w domu, uspokajała samą siebie. Wychodził do biura punktualnie z wybiciem godziny ósmej. No, może nie zawsze, ale dzisiaj nie było tam nikogo, kto opóźniłby jego wyjście.
Zebrała całą odwagę i opuściła pokój. Pięć minut później siedziała już w taksówce. Podała kierowcy adres w Potts Point i opadła na poduszki z westchnieniem ulgi. I wtedy uświadomiła sobie, że jedzie tam po raz ostatni. Gdziekolwiek uda się potem, jej życie będzie beznadziejnie puste. Straciła Rafa.
Chyba zwariowałam! Chcę od niego odejść?! pomyślała ogarnięta nagłą paniką, ale z wolna wróciło jej poczucie rzeczywistości. Nie miała wyboru. Jeżeli zostanie, przez resztę życia będzie kukiełką w sprawnych dłoniach męża. Musiała pójść własną drogą, choćby miało ją to zabić.