Była tak pochłonięta własnymi myślami, że nie zauważyła, kiedy samochód zatrzymał się przed bramą willi. Aston martina nie było na podjeździe. Zamknięte drzwi garażu też nie zaniepokoiły jej w najmniejszym stopniu, było już przecież wpół do dziewiątej. Zapłaciła taksówkarzowi i pobiegła ku frontowym drzwiom.
Nie obdarzyła domu ani jednym spojrzeniem. Nie interesowała jej ani harmonia, ani wyjątkowa lekkość budowli. Ominęła wzrokiem artystycznie wystrzyżony trawnik. Wszystko to już od dawna straciło dla niej jakikolwiek urok. Dowodziło jedynie materialnych sukcesów Rafa.
Zatrzymała się tylko po to, by z doniczki przy schodach wyjąć zapasowy klucz. Ręce drżały jej z niecierpliwości, gdy wsuwała go w zamek.
Nie mogła doczekać się chwili, gdy dostanie się do środka i zejdzie ludziom z oczu. Z ulgą zatrzasnęła za sobą drzwi. Była sama, mogła teraz rozpaczać, rwać włosy z głowy i rozdrapywać rany.
Jednak najpierw musiała pozbyć się tej strasznej sukni.
Ruszyła w stronę schodów, stukając obcasami po marmurowej posadzce. Sięgnęła już ręką do poręczy, kiedy zatrzymał ją głos Rafa.
– A więc zdecydowałaś się wrócić do domu!
Szyderczy ton jego głosu smagnął ją jak uderzenie w twarz.
Wstrząs był zbyt silny, by mogła nad nim zapanować. Zadrżała od stóp do głów i instynktownie zacisnęła dłoń na poręczy. Raf stał w drzwiach salonu oparty niedbale o futrynę, z rękoma w kieszeniach. Nadal miał na sobie spodnie od wyjściowego garnituru, ale był bez marynarki. Koszulę miał rozpiętą na piersiach, rękawy podwinięte do łokci. Był nie ogolony i wyglądał na kompletnie wykończonego. Głębokie cienie pod oczami świadczyły o nie przespanej nocy, źrenice płonęły gorączkowym blaskiem.
Patrzył na Tanię z natężeniem, które paraliżowało jej ruchy.
Rozleniwienie Rafa było pozorne. Przypominał dzikie zwierzę, które czai się do skoku. Tym razem nie chodziło mu jedynie o zademonstrowanie pazurów, miał ochotę rozszarpać ją na strzępy. Widziała żyłkę, pulsującą dzikim rytmem na jego szyi, napiętą linię ramion.
Unosiła się wokół niego atmosfera powściąganej przemocy.
Tania gapiła się na niego jak zahipnotyzowana.
Przecież miało go tu nie być!
W jej głowie kołatała się tylko jedna myśclass="underline" Raf jeszcze z nią nie skończył. Myliła się sądząc, że wymazał ją ze swego życia. Jeszcze nie. Wymaże ją dopiero wtedy, gdy ją zniszczy.
– Nie masz mi nic do powiedzenia? – zapytał drwiąco. – Żadnych wyjaśnień, przeprosin? Ani słowa na powitanie?
Nogi miała jak z waty. Zacisnęła mocniej dłoń na poręczy, szukając oparcia. Żołądek podszedł jej do gardła, serce waliło jak oszalałe, jakby chciało zatłuc się w niej na śmierć. Ale umysł pracował gorączkowo, szukając drogi wyjścia z pułapki. Niczego jednak nie wymyśliła.
Zapytała o to, co w chaosie przytłaczających ją pytań wydawało jej się najważniejsze.
– Co ty tu robisz? Jej głos był tak słaby, że ledwie sama go słyszała.
– Czekam na ciebie. Zabrzmiało to jak groźba. Nigdy przedtem na nią nie czekał. To musiało być dla niego duże przeżycie.
– Myślałam, że poszedłeś do pracy – powiedziała przepraszająco, chociaż nie wiedziała, dlaczego czuje się winna. – A ty jesteś tutaj – dodała słabo.
– Tak, jestem tutaj. Jestem tu od dziewięciu godzin i dwudziestu trzech minut – stwierdził z naciskiem.
– Dobrze się bawiłaś? Z kim się przespałaś?
– Nie bądź idiotą! – niemal krzyknęła, czerwieniąc się na wspomnienie ostatniego wieczoru. Powiedziała mu, że nie chce w ogóle wychodzić z łóżka, ale Raf nie pragnął jej już wtedy.
– Przecież tego właśnie chciałaś. – Zacisnął wargi.
– Żeby cię ktoś przeleciał. Patrzyła na niego z niedowierzaniem. Był przekonany, że spędziła noc z kimś innym, a przecież sam wsadził ją do taksówki!
– Na litość boską, Raf! To absurd…
– Doprawdy? Więc dlaczego nie wróciłaś do domu? Uniosła wysoko podbródek. Ona też miała swoją dumę.
– Sposób, w jaki pocałowałeś mnie na pożegnanie…
– Ach! Więc to przez ten pocałunek!
– Nie tylko! Raf oderwał się od drzwi. Szedł ku niej wolno, z ramionami opuszczonymi swobodnie wzdłuż ciała. Z każdego jego ruchu emanowała niezachwiana pewność siebie.
– Więc twoja wierność i lojalność zależą od sposobu, w jaki całuję cię na oczach tłumu ludzi – wolno cedził słowa, by każdy dźwięk zapadł głęboko w jej serce, umysł i duszę.
– Gdybym wiedział, że zależy ci na publicznym przedstawieniu, dałbym z siebie więcej. Szkoda, że mnie nie uprzedziłaś.
– Wiesz dobrze, że nie o to mi chodzi. – Oczy jej płonęły. – Mam dość przedstawień. Moje potrzeby w tej dziedzinie zostały zaspokojone.
– Więc kto dał ci to, czego nie dostałaś ode mnie?
– Wracał do interesującego go tematu z nieubłaganą konsekwencją. – Nasz przyjaciel Jorgansson? A może Graham? Prawda, zapomniałem, że jestem szczęśliwym posiadaczem brylantu bez skazy. I ten brylant przyciąga każdego mężczyznę w promieniu stu mil. Więc kto to był, Taniu? Czy mogłabyś zaspokoić moją ciekawość?
– Jesteś szalony – wyszeptała.
– Nie sądzę – wycedził przez zęby. Potrząsnęła głową z przerażeniem. Jak mógł pomyśleć, że ona… Jorgansson był dla niej obcym człowiekiem. Harry… Co za absurd! Ofiarowała Rafowi cząstkę samej siebie, nie mogłaby obdarzyć tym samym żadnego innego mężczyzny. Wiedział o tym, chyba że była dla niego wyłącznie obiektem seksualnym.
Stał tuż przy niej. Jedną ręką nakrył dłoń spoczywającą na balustradzie, drugą przesunął delikatnie po jej policzku. W jego oczach płonęło wyzwanie.
– Chcę, żebyś mi powiedziała… czy teraz jesteś zaspokojona?
– Raf… – Spojrzała na niego z rozpaczą. – Ja nigdy nie myślę w ten sposób.
– Jaka szkoda! – Uśmiechnął się z przymusem.
– A ja jestem taki wyrozumiały. Potrafię okazać mojej małej żoneczce tyle zrozumienia. Gorzej będzie z przebaczeniem. Nie mam wprawy, ale kto wie, może z czasem… – Wsunął palce w rozcięcie jej sukni.
– W takich momentach jak ten potrafię zapomnieć o wielu rzeczach.
Pragnął jej. Nadal jej pragnął! Straszny niepokój targnął jej ciałem. Szydził z niej? A może była to jakaś złośliwa zemsta za wczorajszy wieczór, za to, że pokrzyżowała mu plany?
Dłoń Rafa powędrowała z wolna w górę ku jej włosom i zagłębiła się w ich splątaną masę.
– Musiało być nieźle. Mogłabyś doprowadzić się do porządku przed powrotem do domu – zbeształ ją.
– Gest bez znaczenia, jak sądzę, ale miły. Mężczyźni cenią sobie tego rodzaju względy. Pozwalają zachować pozory godności, rozumiesz?
– Przestań! – wykrztusiła, trochę zaniepokojona intensywnością jego spojrzenia.
– Chciałbym, naprawdę, ale nie mogę. Całą noc zastanawiałem się, kogo wybrałaś na moje miejsce. Jak reagowałaś na dotyk jego rąk? Czy kochałaś się z nim tak, jak robiłaś to wczoraj ze mną, czy tylko pozwalałaś się kochać? Gdybyś więc była tak dobra i odpowiedziała na moje pytania, pozwoliłoby to mojej rozgorączkowanej wyobraźni nieco ochłonąć. Graham czy Jorgansson?
– Żaden! Zaczynała tracić panowanie nad sobą. Jak Raf mógł coś takiego pomyśleć?
– Więc co robiłaś? – Uniósł brwi z pogardliwym niedowierzaniem. – Jeździłaś po mieście, szukając kogoś odpowiedniego? A może zrobiłaś to z taksówkarzem?
– Nie! – wyrzuciła z siebie z wściekłością. – Z nikim nie byłam! Pojechałam do Sebel Town House i zostałam tam na noc. Nie sądziłam…