Выбрать главу

Za tą twarzą pełną wyrazu, chociaż nieco surową, kryła się dobroć i wielkoduszność. Tania nie przypominała sobie, by ktoś na próżno prosił Beę o pomoc, nie licząc historii z tranem. Ale w tym przypadku chodziło o reputację Bei jako ogrodniczki.

. Jej wielkie piwne oczy rozszerzyły się ze zdumienia na widok Tani i zwęziły na powrót, kiedy Bea dostrzegła ból na twarzy wnuczki. Rzuciła okiem na bagaże i wyciągnęła ramiona, by przytulić ją do swych piersi.

Na tym właśnie polega prawdziwa miłość, Raf, myślała Tania z bezlitosnym obiektywizmem; na prawdziwej trosce o drugiego człowieka.

Otoczyła babkę ramionami i odwzajemniła jej gorący uścisk.

– Cieszę się, że cię widzę, babciu – powiedziała przez ściśnięte gardło i ucałowała z czułością pomarszczony policzek swej opiekunki.

Na twarzy Bei pojawił się cień uśmiechu. Odsunęła wnuczkę od siebie, żeby spojrzeć jej w twarz.

– To wielka radość widzieć cię tutaj, Taniu. – Bea zajrzała jej badawczo w oczy. – Wejdźmy do środka i napijmy się herbaty.

– Z przyjemnością, babciu. – Głos Tani drżał lekko.

– A potem opowiesz mi wszystko o swoich kłopotach.

– Skąd… – Przecież Raf nie mógł jeszcze telefonować. Nie wiedział nawet, że od niego odeszła.

– Moja droga…! – Bea uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco.

Przez dwadzieścia lał nauczyła się postępować z wnuczką i radziła sobie z nią doskonale. Teraz obrzuciła ją chłodnym, niemal zdziwionym spojrzeniem.

– Jeżeli ludzie przychodzą do ciebie z dwiema walizkami w rękach, to znaczy, że mają kłopoty. Możesz przyjąć to za pewnik. Mówię tak na podstawie rozległego doświadczenia życiowego.

– Ja… – Tania z trudem przełknęła ślinę. W jej oczach Bea dostrzegła milczące błaganie o pomoc.

– Wróciłam do domu, babciu.

– Zawsze jesteś tu mile widziana, moja droga – zapewniła ją Bea. – A teraz chodź do środka i rozgość się.

Resztę popołudnia spędziły przy dębowym stole w jadalni, wypijając niezliczone ilości herbaty; Bea – w roli panaceum na wszelkie dolegliwości, Tania – podejmując kolejne próby wyjaśnienia swego problemu.

Okazało się, że nie jest to wcale takie proste. Cóż mogła powiedzieć? Że Raf zepchnął ją na margines swego życia? Że dzielił je z sekretarką? Że nie chciał dziecka, którego ona tak bardzo pragnęła? Nie potrafiła wyrazić tego słowami. O pewnych aspektach współżycia z Rafem nie mogła rozmawiać nawet z mądrą, wyrozumiałą Beą. W końcu rozmawiała z babcią! Istniały sprawy, o których pani Wakefield nie miała pojęcia, na przykład seks.

O wydarzeniach ostatnich dwudziestu czterech godzin Tania nie ośmieliła się nawet wspomnieć. Nie mogła powiedzieć babci, że została zgwałcona przez własnego męża i sprawiło jej to ogromną przyjemność. To by im obojgu zszargało opinię, która i bez tego była poważnie nadszarpnięta. Wprawdzie babcia nie zdradzała żadnych oznak dezaprobaty, ale Tania miała wrażenie, że atmosfera rozmowy staje się napięta.

– Postąpiłam słusznie, prawda, babciu? W tych okolicznościach to była jedyna rzecz, którą mogłam… Prawda?

Tania powiedziała już wszystko, co jej zdaniem nadawało się do powiedzenia, i teraz czekała na aprobatę.

– Kochanie, sama wiesz najlepiej. Nie była to pochwała jej poczynań, ale nie było to także potępienie.

– A co ty byś zrobiła, babciu? – nalegała Tania, chcąc zmusić Beę do przyznania jej racji.

– To nie ma żadnego znaczenia – padła wymijająca odpowiedź.

Tania potrząsnęła głową z rozczarowaniem. Czasami babcia potrafiła być równie nieznośna jak Raf. Prawdę mówiąc, mieli ze sobą wiele wspólnego. Oboje byli nieludzko opanowani.

A jednak udało się jej doprowadzić Rafa na skraj załamania. Ta myśl była dla Tani niewyczerpanym źródłem radości. Warto było, nawet jeżeli to jedno zwycięstwo oznaczało przegranie całej wojny.

– On mnie jedynie pożądał, babciu – odezwała się, pragnąc umotywować jakoś swoją decyzję.

Bea popadła w zamyślenie, ale w kącikach jej ust błąkał się cień uśmiechu.

– Tak – powiedziała w końcu – mężczyźni już tacy są. Pod tym względem nic się nie zmieniło od tysiącleci.

– Ale to jest złe! – zawołała Tania z oburzeniem.

– Zgadzam się z tobą. Oczy Tani błysnęły złością.

– Co w takim razie robił z Niką Sandstrom? – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

– Mam zamiar go o to spytać.

– Myślisz, że on tu przyjdzie? – Ta myśl budziła w niej mieszane uczucia. Chciała, żeby jej szukał, a jednocześnie pragnęła, by zaakceptował jej decyzję i zostawił ją w spokoju.

– O tak! – powiedziała babcia z przekonaniem.

– Spodziewam się go lada chwila. Tania wręcz przeciwnie, nie spodziewała się zobaczyć Rafa już nigdy w życiu.

Zadzwonił telefon i Bea wstała, by go odebrać. Tania siedziała przy stole, przybita i zniechęcona.

– Tak, jest tutaj – wpadły jej w ucho słowa babci.

– Nic jej nie grozi. Tylko jeden człowiek mógł pytać o nią w ten sposób. Raf! Zerknęła na zegar stojący na kredensie. Wpół do szóstej. Raf nie wracał z pracy wcześniej niż o szóstej, a jednak nie dzwoniłby, gdyby nie przeczytał listu. Musiał wrócić wcześniej. Zostawił Nike i wrócił do domu? Poczucie winy, domyśliła się. Nadal nienawidził się za to, co zrobił rano, ale to mu przejdzie.

– Dobrze, biorąc pod uwagę okoliczności – mówiła babcia.

O tak, Raf, czuję się świetnie. Pomyślała o nim z nienawiścią. Kwitnę, dopóki ciebie nie ma w pobliżu, żeby mnie dręczyć.

Babcia spojrzała na nią pytająco i zakryła dłonią słuchawkę.

– Chcesz z nim rozmawiać? Tania zaprzeczyła ruchem głowy.

– Nie, nie chcę rozmawiać. Kolejna przerwa w konwersacji, kolejne pytające spojrzenie.

– Pyta, czy może przyjść? Tania potrząsnęła głową. Wszystko, co miała do powiedzenia, napisała w liście. Rozwlekanie tematu w nieskończoność nie miało sensu.

– Nie. Nie chce cię widzieć. Cisza.

– Nie pytaj mnie o to, Raf. Będziesz musiał dowiedzieć się sam.

Bea odłożyła słuchawkę i spojrzała zamyślona na zbuntowaną twarz Tani.

– To było Raf – poinformowała, zupełnie zbytecznie.

– Jak on się czuje? – Tania skręcała się z ciekawości.

– Nie powiedział mi – padła uprzejma odpowiedź. Na twarzy Tani ukazał się grymas zniecierpliwienia.

– Więc co powiedział?

– Dzień dobry, żona zwinęła manatki, nie ma jej tam…?

– Chodzi mi o to, co ma zamiar zrobić – przerwała jej Tania.

Bea Wakefield postanowiła sobie, że nie straci cierpliwości.

– Taniu, ja rozmawiałam z nim tylko przez chwilę. Jeżeli chcesz dowiedzieć się czegoś więcej, musisz porozmawiać z nim sama.

– Czy on tu przyjedzie?

– Kochanie! Bardzo mi przykro, ale nie mam zielonego pojęcia.

Oczywiście, że nie przyjedzie, doszła do wniosku Tania. Po co? Przecież była dla niego tylko obiektem pożądania, a teraz nawet to się skończyło. Skończyło się tak definitywnie, że rano nie chciał na nią nawet patrzeć.

Nika go dostanie, myślała posępnie. Czysta formalność. Zawsze do niej należał. Ona, Tania, nigdy nie miała do niego żadnych praw.

Z ponurych rozważań wyrwał ją głos babci.

– Mogłabyś je obrać? – Bea postawiła przed nią koszyk z brzoskwiniami. – A ja przygotuję obiad. Wiesz, że uwielbiam brzoskwinie.