– Tak, babciu – szepnęła Tania bezmyślnie. Brzoskwinie zajęły ją na jakiś czas. Właśnie się z nimi uporała, kiedy zadźwięczał dzwonek u drzwi. Babcia poszła otworzyć, a Tania wsadziła pod kran lepkie od soku dłonie.
Nie zastanawiała się nawet, kto przyszedł. Uznała, że to nie Raf, i sprawa przestała ją interesować. Babcia wróciła, gdy wycierała ręce.
– Raf – poinformowała rzeczowym tonem. – Siedzi w salonie.
Tania miała wrażenie, że serce nurkuje jej do żołądka. Patrzyła na babcię tępym wzrokiem.
– Ale dlaczego? – Słowa padły, zanim zdołała się opanować.
– Zapytaj go. Jest twoim mężem, Taniu – przypomniała Bea.
Dłonie Tani zwilgotniały. Wytarła je ponownie w ręcznik. Poczuła dreszcze. Było jej jednocześnie zimno i gorąco. I bała się. Sam jego widok stanowił dla niej tak wiele.
Wyszła z kuchni na miękkich nogach. Jego wizyta nie miała żadnego znaczenia. Przyszedł tu z obowiązku, to wszystko. A poza tym musiał przecież odzyskać panowanie nad sytuacją, nie mógł pozwolić, by do niej należało ostatnie słowo.
Drzwi do salonu były otwarte. Raf stał na środku i patrzył, jak się zbliża.
Magnetyzujący Raf. Tak nieprawdopodobnie piękny, nienagannie ubrany w ciemnoniebieski garnitur i czerwony jedwabny krawat w drobny niebieski wzorek. Dostał go od niej. Ciekawe, czy o tym pamięta.
Twarz miał nieprzeniknioną, ale pociemniałe oczy wyrażały nieugiętą wolę i Tania zrozumiała, że Raf podjął już decyzję. Nie uśmiechnął się na powitanie.
Napięcie bijące z całej jego postaci sprawiło, że wydarzenia ostatniego ranka odżyły w niej z nową siłą.
– Nie musiałeś przychodzić – oświadczyła wojowniczo.
– Chciałem. Głos miał spokojny i opanowany.
– Zawsze robisz tylko to, na co masz ochotę, prawda? – powiedziała z goryczą.
Drgnął mu policzek, szczęka zarysowała się ostrzej, jakby zacisnął zęby.
– Nie, Taniu – powiedział spokojnie. – Przykro mi, że tak myślisz. Przykro mi, że wziąłem cię… siłą. I daję ci słowo honoru, że już nigdy cię tak nie potraktuję.
– Nie potraktujesz mnie jak co? – zapytała znużonym głosem. – Jak rzecz? To, co zdarzyło się rano, nie jest dla mnie nowością. Posunąłeś się tylko odrobinę dalej niż zazwyczaj. Dla ciebie zawsze byłam jedynie rzeczą.
Jego pierś uniosła się w długim, głębokim oddechu. Kiedy się znowu odezwał, mówił powolnym, starannie modulowanym głosem.
– Wiem, że jesteś zdenerwowana, Taniu. I masz do tego prawo. Ale to, co przed chwilą powiedziałaś… to nie było fair.
– Dałam się wykorzystać po raz ostatni – powiedziała z naciskiem spokojnym, zdecydowanym tonem.
Raf pokręcił głową. Patrzył jej w oczy udręczonym, palącym wzrokiem.
– To nieprawda, Taniu, że cię wykorzystałem. Nigdy tego nie zrobiłem. Nawet dzisiaj rano. Pragnąłem cię… kochałem i sądziłem, że ty pragniesz i kochasz mnie. Chcesz powiedzieć, że to wszystko należy już do przeszłości?
„Kochałem”… „pragnąłem”… Tania nie wierzyła własnym uszom, ale miał to wypisane na twarzy.
Czuła, że głowa jej pęka od nawału zwariowanych myśli. W ostatnim przebłysku świadomości pomyślała, że traci rozum. Kiedy Raf patrzył na nią w ten sposób, miała wrażenie, że rzeczywistość rozpryskuje się na milionowe cząsteczki nie pozostawiając nic, czego mogłaby się uchwycić, żeby stawić mu opór.
Wiedziała, co się stanie, jeżeli do niego wróci. Mężczyźni nigdy się nie zmieniają. Tak mówiła babcia. Nie zmieniają się, nawet jeżeli dać im na to tysiąc lat. Więc dlaczego nadal go pragnęła, nadal kochała?
Nie zdawała sobie sprawy, że traci oddech, że fala gorąca ogarnia jej ciało, a usta drżą. Instynktownie wyciągnęła ręce w geście błagania, nadziei i pożądania.
Dostrzegła błysk bólu w oczach Rafa. Ogarnął ją ramionami i wtulił w siebie, rozkoszując się bezwładną uległością jej ciała.
– Chcę ciebie. Nigdy nie przestanę cię pragnąć – jęknął, zanurzając usta w jedwabistą miękkość jej włosów. Czuła, że przywierają do niego, jakby były przedłużeniem jej napiętych nerwów, jakby udzieliło im się podniecenie, które przenikało ją słodkim dreszczem.
Wsunęła ręce pod jego marynarkę, zamykając go w ramionach. Chciała go czuć, smakować, wdychać zapach jego ciała, chciała go mieć całego, na zawsze.
– Tania…!
Dobiegł ją jęk rozkoszy. Otoczył ją mocniej ramieniem, unosząc ku górze, by mogła wtopić się w niego, wyczuć napięcie jego ciała. Drugą rękę wsunął jej we włosy, zacisnął na nich palce i delikatnie odchylił głowę. Całował oczy, nos, kąciki warg, rozchylił jej usta i wodził po nich językiem zmysłowo, z dręczącą powolnością.
Robił to tak cudownie, z taką znajomością rzeczy, że nie chciała, by przestał. Ciałem Rafa targnął niepohamowany dreszcz. Zacisnęła zęby na jego wardze. Bijący od niego żar zdawał się rozpalać ją od środka, topniała w rozkoszy oczekiwania. I wtedy poczuła, że Raf sztywnieje. Z głuchym jękiem oderwał usta od jej warg.
– Taniu…! Przytulił łagodnie jej twarz do swej pulsującej szyi.
Czuła, jak z trudem przełyka ślinę.
– Wróć ze mną do domu, proszę! Mój Boże, jakże tego pragnęła! Oddałaby wszystko, by to mogło trwać. Jej ciało drżało pragnieniem powrotu. Czuła pulsowanie krwi w żyłach, dreszcz przebiegający po skórze. Raf, jej mąż… jej jedyny kochanek. Raf!
Ale co będzie potem, kiedy Raf nasyci się jej ciałem? Spojrzy na zegarek i zdecyduje, że są ważniejsze sprawy? Sprawy, które prowadzą do Niki? Pragnęła rozpaczliwie powiedzieć: Tak, Raf, pójdę z tobą na koniec świata. Ale już to sobie kiedyś powiedzieli, w dniu ślubu, i okazało się, że to tylko piękne, nic nie znaczące słowa.
Odsunął wargami kosmyk włosów wijący się na jej skroni, odszukał językiem wrażliwe miejsce ucha i szepnął:
– Jesteś moja, Taniu! Wiesz o tym. Moja! Stanowimy jedno ciało. Chodź ze mną. Cała noc… kochanie…
Była jego własnością. Z powrotem będzie w złotej klatce, upozowana u jego boku, w łóżku, ale nigdzie więcej. Nigdy! Czy tylko tyle była warta? Chociaż jeżeli wróci, będzie miała go przy sobie przynajmniej nocą. Może lepiej dzielić go z Niką, niż stracić na zawsze?
Boże! Czy będzie musiała borykać się z tym przez resztę życia, dzień po dniu, rok po roku?! Czy będzie miała go tylko w łóżku? A co się stanie, kiedy Raf przestanie jej pożądać? Jak wtedy będzie wyglądało jej życie?
To było takie typowe. Jego odpowiedzią na każdy problem było pójście do łóżka i przekonanie jej, że wszystko inne jest bez znaczenia. Ale nie było, szczególnie w sytuacji, gdy Nika Sandstrom biła ją na głowę we wszystkich dziedzinach z wyjątkiem tej jednej!
– Nie! – wydarł jej się jęk protestu.
– Nie mów tak! Zamknął jej usta pocałunkiem. Chciał wymazać każdą myśl, która nie łączyła się z nim i z rozkoszą, jaką dawały jego dłonie.
Jakimś cudem znalazła w sobie dość siły, by wyrwać się z ramion Rafa. Zacisnęła usta, nie pozwalając mu na dalsze pocałunki, oparła ręce na jego biodrach i wyszarpnęła się z objęć męża. Uciekła od bliskości jego ciała ogarnięta ślepą paniką. Potknęła się o fotel, zanim udało jej się odgrodzić nim od Rafa.
– Taniu!… Co, do diabła! Tak wzburzonego nie widziała go jeszcze nigdy.
Niepokój wykrzywiał mu twarz, oczy płonęły podnieceniem, a wyciągnięte ku niej dłonie drżały.
Dygotała tak silnie, że musiała przytrzymać się krzesła, żeby nie upaść. Przywołała na pomoc całą swą ambicję i dumę. Gdzieś z zakamarków umysłu wychynęła zazdrość i nadała jej głosowi jadowite brzmienie.