Выбрать главу

– Naprawdę chciałabym, żebyś usiadł. Może miałbyś ochotę porozmawiać o Nice Sandstrom.

– Nie! – syknął. – Nie ma o czym mówić!

– Zawsze uważałam – zaczęła Bea jakby w zadumie – że istnieją gorsze formy niewierności niż czysto fizyczna zdrada.

– To jest idiotyczne! To są chorobliwe urojenia! Bea westchnęła.

– Jestem prostą kobietą, ale wiem, że życie jest łatwe i przyjemne, jeżeli człowiek kieruje się prostymi zasadami. A pierwszą zasadą udanego małżeństwa jest lojalność w stosunku do partnera. Bezwzględna lojalność.

– Świetnie! – W jego głosie zabrzmiał sarkazm.

– Powiedz to swojej wnuczce, kiedy będzie w nastroju do słuchania kazań. Tak się składa, że ja też nie mam ochoty na pogawędki, więc wybacz, że cię opuszczę…

Ukłonił się jej z wystudiowaną kurtuazją.

– Nie odprowadzaj mnie do drzwi, Beo. Mam zamiar zdrowo nimi trzasnąć.

Wyszedł z salonu krokiem pełnym godności, a parę sekund później Bea usłyszała głuchy huk.

Westchnęła ciężko. Miała nadzieję, że nie odłupał tynku. Jaka szkoda, że nie mogła przekazać młodym całej swojej mądrości. Liczyła jednak na to, że dyskretnie rzucone ziarenko wzrośnie z czasem tam, gdzie zostało posiane. Chociaż uważała też, że nie należy wściubiać nosa w nie swoje sprawy. Była to bardzo dobra zasada, jedna z najlepszych.

Podniosła się z krzesła, żeby włączyć telewizor. Prędzej czy później Tania będzie musiała wyjść ze swojego pokoju i może wtedy zjedzą obiad. Przypomniała sobie, że za dziesięć minut powinna zajrzeć do brzoskwiń. Jeszcze jedna dobra zasada: coś lekkiego na obiad. Ciężko strawne potrawy mogłyby nie przejść Tani przez gardło.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Tania czekała na odpowiedź Rafa przez tydzień, wystarczająco długo, by umożliwić mu podjęcie decyzji. Minął weekend, minęły następne dwa dni, które Raf spędził w towarzystwie Niki. Każda godzina oczekiwania podsycała jej gniew. Nie spodziewała się zresztą niczego innego. Raf nie wyrzeknie się swojej bezcennej asystentki.

Miała rację, uznając ofertę powiększenia rodziny za próbę przekupstwa. Raf nie chciał dziecka, chciał po prostu i zjeść ciastko, i zachować je sobie na później. Dla Tani przygotował prezent na otarcie łez – niemowlę.

Babcia starała się oderwać jej myśli od męża, obarczając ją obowiązkami domowymi. Tania przyjmowała je z wdzięcznością. Czyszczenie sreber było bardzo skuteczną terapią, pielenie ogródka również. Nawet szorowanie ścian w pralni dostarczyło jej sporo satysfakcji.

Ale w pewnym momencie zrozumiała, że ma tego dość. Nie chciała spędzić reszty życia, czekając na faceta, dla którego obca baba była ważniejsza od własnej żony. W środę rano zadzwoniła do Harry'ego Grahama i zapytała, czy jego oferta jest nadal aktualna.

– Jak najbardziej – potwierdził. – Jeśli naprawdę tego chcesz – dodał po chwili namysłu.

– Bardzo, Harry. – Usłyszała w swoim głosie rozpacz.

– Aż tak?

Tania przymknęła oczy na myśl, że Harry był świadkiem sceny w Sheratonie. Wzięła głęboki oddech.

– Odeszłam od Rafa – powiedziała.

– Ach tak? – Głos Harry'ego był pełen współczucia.

– Przykro mi, że to się tak skończyło.

– Chciałabym pracować, Harry. To by mi pomogło.

– Jasne! Możesz zacząć nawet dzisiaj. Albo jutro rano, jak wolisz. Powiedz tylko, kiedy przyjdziesz i ruszamy z robotą.

Omal się nie rozpłakała. W gardle urósł jej twardy, bolesny supeł. Tak bardzo potrzebowała czyjegoś współczucia. Bea nie pozwalała jej rozczulać się nad sobą i pewnie miała rację. Jeżeli pójdzie dzisiaj do Grahama, załamie się i będzie mu szlochać w kamizelkę. Nie zniosłaby takiego upokorzenia. Miała zamiar zostać kobietą sukcesu – opanowaną, chłodną i kompetentną jak… Nika Sandstrom.

– Jutro, jeżeli to ci odpowiada – wykrztusiła z trudem.

– W porządku. Czekam na ciebie rano.

– Dzięki, Harry! Usłyszała jego westchnienie, potem głos pełen wymuszonej wesołości.

– Głowa do góry, kochanie! Świat się jeszcze nie kończy. Wiesz, co robią tacy rozbitkowie jak my? Biorą życie jak leci, dzień po dniu, i trzymają się razem. Wiem, że nie masz ochoty rozmawiać, więc nie będziesz musiała. Dowalę ci tyle roboty, że nie będziesz miała czasu przypudrować nosa. Będę poganiaczem niewolników, możesz na mnie liczyć. Okay?

– Okay. – Uśmiechnęła się z wdzięcznością, chociaż nie mógł jej widzieć.

– I załóż swoją najładniejszą sukienkę – rozkazał.

– To mnie podniesie na duchu.

Mnie też, pomyślała.

– Harry! Jesteś prawdziwym skarbem. Zjawię się u ciebie jutro, możliwie piękna i gotowa do niewolniczej pracy.

Harry dotrzymał słowa.

Myśl o powrocie do pracy po tak długiej przerwie budziła w niej pewien niepokój, ale kiedy pchnęła drzwi budynku telewizji i znalazła się w samym środku studyjnego bałaganu, nabrała otuchy. Odszukała biuro Grahama i jego powitalny uśmiech upewnił ją ostatecznie, że nie ma się czego bać.

Zespół powitał ją tak, jakby jej nagły powrót był czymś zupełnie naturalnym. Znała wszystkich doskonale. Wszystkich z wyjątkiem własnej następczyni. Tania obawiała się, że będzie piątym kołem u wozu, ale nikt nie dawał jej tego do zrozumienia. Harry wręczył jej teczkę z opracowaniem jakiegoś programu, który miał termin na wczoraj, i łaskawie zgodził się, żeby przeprowadziła rozpoznanie do czwartku. Do czwartku do dwunastej, ani godziny później!

Tania zabrała się do pracy z entuzjazmem graniczącym z nadgorliwością. Szybko odkryła, że nadal potrafi wychwycić szczegóły, które stanowią o wartości programu, i to przywróciło jej pewność siebie. Nadawała się jeszcze do czegoś poza uprawianiem seksu i przybieraniem malowniczych póz u boku męża. Ludzie Grahama traktowali ją jak niezwykle cenny nabytek.

Rozmów o Rafie nie dało się uniknąć. Harry zachował dla siebie informację o rozpadzie jej małżeństwa i była mu za to wdzięczna. Na pytania o przyczynę powrotu do pracy odpowiadała, że znudziła ją bezczynność i zatęskniła za aktywnym życiem. Wyjaśnienie zostało przyjęte i tylko paru starych znajomych okazało zdziwienie. Byli pewni, że zagrzebie się w pieluchy. Miała na to gotową odpowiedź: jeszcze nie teraz.

Praca pozwalała zapomnieć o Rafie na parę godzin w ciągu dnia, noce wydawały ją na pastwę wspomnień i rozpaczy. Kiedy nadeszła sobota, żałowała, że nie może pracować siedem dni w tygodniu. Miała przed sobą dwa dni totalnego nieróbstwa.

Tak jej się przynajmniej wydawało. W sobotę rano babcia zauważyła, że żyrandole wymagają oczyszczenia i resztę przedpołudnia Tania spędziła na drabinie, zmywając z nich pokłady kurzu. O pierwszej udała się do kuchni, żeby przygotować coś dobrego na lunch. Nie miała ochoty na jedzenie, ale chciała zrobić przyjemność babci.

– Na stole w jadalni leży coś dla ciebie – zawołała Bea z holu.

– Dobrze! – odkrzyknęła, mając nadzieję, że babcia obmyśliła dla niej kolejne zajęcie.

Na stole, w celofanowym opakowaniu, leżały róże. Piękne, czerwone, ledwo rozkwitłe róże. Serce waliło jej jak oszalałe, kiedy brała do ręki dołączoną do nich kopertę. To niemożliwe! Spojrzała na wizytówkę.

Widniało na niej tylko jedno słowo: Raf.

Przysunęła sobie krzesło i usiadła. Drżała na całym ciele, w głowie czuła zamęt. Czerwone róże… Czy to możliwe, żeby on… Czy to możliwe, żeby się pomyliła?

Może potrzebował Niki do sfinalizowania jakiejś sprawy i nie mógł wręczyć jej wymówienia? Ale dlaczego nie powiedział jej o tym wcześniej? A może te kwiaty oznaczają, że przyjdzie dzisiaj?

Może przyjść w każdej chwili!