A ona wygląda jak ofiara powodzi!
Zerwała się na równe nogi, przewracając krzesło.
Wazon na kwiaty, pomyślała w panice. Raf nie może pomyśleć, że porzuciła je byle gdzie. Ułożyła kwiaty, ustawiła wazon na telewizorze i popędziła do łazienki.
Wykąpała się i umyła głowę gnana bezrozumnym pośpiechem. Susząc włosy, po raz pierwszy w życiu zapragnęła, żeby było ich mniej. Ale Raf lubił jej loki, a zaspokojenie jego upodobań było w tej chwili sprawą najważniejszą. Jeżeli pozbył się Niki, była gotowa do największych poświęceń. Mógł żądać od niej absolutnie wszystkiego.
Po godzinie gorączkowych przygotowań uznała, że wygląda nieźle. Miała na sobie swoje najlepsze białe dżinsy i zieloną jedwabną bluzkę. Raf lubił, kiedy ubierała się na zielono. I guziki łatwo się rozpinały… Zaczerwieniła się na tę myśl. Tak bardzo tęskniła za dotykiem jego rąk.
Weszła do kuchni zarumieniona z podniecenia. Bea zajęta była krojeniem marchewki.
– Ja to zrobię, babciu – zaofiarowała się Tania.
– Już kończę. Nakryj do stołu. – Bea spojrzała na wnuczkę mądrymi oczami. – Wyglądasz ślicznie.
– Róże były od Rafa.
– Tak sądziłam – padła sucha odpowiedź. Ale Raf nie przyszedł ani nie zadzwonił. Popołudnie ciągnęło się w nieskończoność. Długi, pusty wieczór rozwiał resztę nadziei. Tania poszła spać z sercem ciężkim jak kamień.
W niedzielę Raf przysłał kolejny bukiet, tuzin róż. Poza tym żadnych wieści. Tej nocy doszła do wniosku, że musiała chyba kompletnie zgłupieć. Czy naprawdę łudziła się, że Raf zrezygnuje ze swojej niezastąpionej asystentki? Przysyłał róże, ponieważ jej pragnął… ale na własnych warunkach.
Jeżeli myślał, że skłoni ją w ten sposób do powrotu, to się przeliczył! Wszystkie róże świata nie wymażą z jej pamięci obrazu tamtej kobiety. Nawet perspektywa macierzyństwa nie mogła tego dokonać, a on przysyłał kwiaty! Wreszcie zmęczona płaczem usnęła.
Z ulgą powitała nadejście poniedziałku. Mogła pójść do studia i zająć się sprawami, które nić miały nic wspólnego ani z Rafem, ani z Niką Sandstrom. Decyzja powrotu do pracy była z pewnością jedną z lepszych, jakie podjęła w życiu. Prawdę mówiąc, praca stała się dla niej ostatnią deską ratunku.
Kiedy wieczorem wróciła do domu, znalazła kolejny bukiet. Stał na toaletce w jej sypialni. Krwistoczerwone, ledwo rozkwitłe pąki były niemal drażniąco doskonałe. Tuzin róż w sypialni, tuzin na telewizorze i tuzin w jadalni, to było więcej, niż mogła znieść. Czerwona mgła przysłoniła jej oczy. Chwyciła wazon i zaniosła do kuchni, gdzie babcia szykowała obiad.
– Przynieśli je rano – powiedziała Bea.
– Domyśliłam się tego. – Tania wyjęła kwiaty z wazonu i wrzuciła do kosza na śmieci.
Róże z telewizora i ze stołu spotkał ten sam los. Oczyściwszy dom z kwiatów, wyniosła kosz do ogrodu i zamknęła w szopie na narzędzia.
– Przydałby mi się ten kosz – odezwała się łagodnie Bea, kiedy Tania wróciła do kuchni.
– Znudziły mi się te badyle – odparła z zawziętością wnuczka. – Nie martw się, ja zajmę się śmieciami.
– Ładne były te róże.
– Przysyłać kwiaty do tego domu to tak, jakby wozić węgiel do kopalni. Zbędna nadgorliwość! – oświadczyła Tania.
– Może był to po prostu gest! – padła łagodna odpowiedź. – Nie sądzę, by Raf myślał, że potrzebujesz ich w jakimś konkretnym celu.
– Masz absolutnie rację – zgodziła się Tania. – Raf gwiżdże na moje potrzeby.
Bea zajrzała do garnka z marchewką.
– A czy ty dbasz o potrzeby Rafa? – zapytała dziwnym tonem, nie patrząc na Tanię.
– Babciu, zawsze robiłam to, czego chciał! – zawołała Tania z podnieceniem. – Aż do tej chwili – dodała spokojniej.
– Chciał, a potrzebował, to dwie różne sprawy – odparła babcia z namysłem, potem nagle porzuciła temat i zajęła się obiadem.
Tanię zastanowiły te słowa. Babcia trafiła w sedno. Raf chciał jej, a potrzebował swojej zaufanej sekretarki. A przynajmniej sądził, że potrzebuje. Ten układ odpowiadał mu w zupełności i nie miał ochoty go zmieniać. Co z tego, że taki stan rzeczy doprowadził do pasji jego żonę! Co z tego, że ta jędza sekretarka traktuje Tanię jak powietrze! Kogo to obchodzi?
Dzięki Bogu, że mam pracę, myślała Tania następnego ranka, wychodząc z domu. Stanąwszy na werandzie, spojrzała w stronę ulicy i zdrętwiała. Przy furtce, oparty o maskę aston martina, stał Raf.
Myśli zawirowały i rozpierzchły się jak stado spłoszonych wróbli. W głowie poczuła kompletną pustkę. Serce podeszło jej do gardła, waląc oszalałym rytmem. Chłonęła wzrokiem Rafa, jakby jego pełna rozleniwionego spokoju postać była wytworem wyobraźni i miała za chwilę zniknąć. W głowie błysnęła jej myśl, że mąż jest najbardziej niebezpieczny, kiedy wygląda na rozleniwionego, i to pozwoliło jej ocknąć się z zapatrzenia.
Uniosła wysoko głowę i zmusiła się do zejścia ze schodów. Wzrok Rafa rozubudził w niej jakąś prymitywną, nieokiełznaną zmysłowość. Poruszała się jak tancerka, świadoma każdego skrawka swego ciała. Czuła śliskość jedwabiu ocierającego się o uda, kołysanie piersi pod cienką sukienką, muśnięcia włosów oplatających szyję.
Tak, Raf, myślała idąc ku niemu. Przyjrzyj mi się, żebyś wiedział, co tracisz.
Raf wyprostował się i Tania pomyślała, że jest w nim coś agresywnego. Otworzył jej furtkę. Nie miała pojęcia, co on tu robi, ale patrząc w jego chłodne, spokojne oczy wiedziała, że za chwilę się dowie.
– Dziękuję – powiedziała, kiedy zamknął za nią drzwi. – Przykro mi, że nie mam czasu na pogawędkę, ale spieszę się do pracy.
– Podwiozę cię – odparł bez śladu zdziwienia, chociaż nowina powinna wstrząsnąć nim do głębi.
Tania błyskawicznie opanowała własne zaskoczenie. Arogancka pewność siebie Rafa podziałała na nią jak środek dopingujący.
– Nie, dziękuję. Złapię autobus. Nie chcę zabierać ci czasu – powiedziała niedbale. Czuła, że jeszcze chwila, a cała nagromadzona w niej złość i uraza eksplodują, że dojdzie do awantury.
– Przyjechałem specjalnie po ciebie – odparł lakonicznie. Patrzył na nią nieruchomym wzrokiem, jakby nie dostrzegał w jej oczach wrogości.
– Żeby mi powiedzieć, że Nika Sandstrom zniknęła z twojego życia?
Raf zacisnął usta.
– Nie lubię być do niczego zmuszany ani przez ciebie, ani przez nikogo innego – rzucił ostro.
A więc odpowiedź brzmi: nie.
– Ja także. – Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę przystanku.
– Taniu! Był to krzyk gniewnej rozpaczy, ale nie odwróciła głowy. Żałowała teraz, że wyniosła kosz z kwiatami do szopy z narzędziami. Z przyjemnością cisnęłaby mu te róże w twarz. Dowiedział się, że wróciła do pracy u Grahama i chciał położyć kres tej samowoli, dlatego przyjechał. Jego starannie uporządkowany świat walił się w gruzy. Stracił nad nim kontrolę.
I dobrze mu tak, myślała z wściekłością. Powinien dać te róże swojej asystentce, skoro dba o nią więcej niż o własną żonę!
Usłyszała głuchy pomruk silnika aston martina i w duchu życzyła mężowi skręcenia karku.
Jedź! Nic mnie to nie obchodzi. Nie jestem twoją własnością. Potrafię radzić sobie w życiu równie dobrze jak ty.
Ale Raf nie odjechał. Czerwony aston martin toczył się obok niej, a jego kierowca wciąż naciskał na klakson. Tania obrzuciła wóz pogardliwym spojrzeniem i przyspieszyła kroku. Samochód dotrzymywał jej tempa, trąbiąc wytrwale. Ludzie przystawali na ulicy zaintrygowani dziwną sceną. Tania szła dalej, patrząc przed siebie nieruchomym wzrokiem. Raf trąbił.
W końcu ciekawość wzięła górę nad uporem i Tania zatrzymała się. Robienie z siebie przedstawienia nie należało do ulubionych zajęć Rafa. Odwróciła się w stronę samochodu, trąbienie ustało. Raf uchylił okno i zobaczyła jego twarz. Malowała się na niej ponura determinacja.