No, może z dwóch. Lubił także zabierać ją na przyjęcia. Była bardzo dekoracyjnym dodatkiem u jego boku i pokazywanie się z nią sprawiało mu przyjemność.
Wreszcie dom został wykończony i Raf uznał, że nie mogą już dłużej ukrywać się przed światem. Przyjęcia, premiery teatralne, imprezy dobroczynne pochłonęły Tanię bez reszty, uwalniając Rafa od konieczności rozmów z żoną. Z nią chciał jedynie sypiać, o zaspokojenie jego potrzeb intelektualnych dbała z powodzeniem urocza sekretarka.
Był zupełnie bezkrytyczny w stosunku do tej, zdaniem Tani, podstępnej kobiety. Wypowiedzi żony na jej temat pomijał milczeniem. Zaczęli się kłócić, z początku o drobiazgi, potem, w miarę jak rosło rozczarowanie Tani, o sprawy coraz poważniejsze. Raf zawsze jej ustępował, dopóki chodziło o błahostki. Jeżeli rzecz była ważna, robił się chłodny i niewzruszony jak szczyty Himalajów. Trochę dobrego seksu rozwiązywało wszystkie jego kłopoty, także kłopoty związane z żoną.
Tak jak wczoraj wieczorem, po telefonie od Niki Sandstrom.
Nie wystarczało tamtej, że ma Rafa dla siebie przez cały dzień w biurze. Zaczęła niepokoić ich także w domu. Tania była wściekła. Ten impertynencki głos proszący do telefonu jej męża! Oświadczyła pannie Sandstrom, że na rozmowę z Rafem będzie musiała poczekać do jutra, po czym odłożyła słuchawkę. Awantura, która wybuchła potem, nie różniła się niczym od poprzednich. Raf potraktował zarzuty żony z gniewnym lekceważeniem i zabrał ją do łóżka, ucinając w ten sposób dalszą dyskusję. Jednak Tania nie zapomniała urazy. Dzisiejszego wieczoru tamta kobieta nie odegra pierwszoplanowej roli u boku jej męża. Jeszcze miała w tej sprawie coś do powiedzenia.
Potrzebowała wiele czasu, żeby zrozumieć, co się dzieje, ale w końcu zrozumiała. I na dzisiaj właśnie zaplanowała ostateczną rozgrywkę.
Jeżeli mąż nie okaże jej choć odrobiny zrozumienia, będzie musiała pogodzić się z faktem, że doszli do kresu wspólnej drogi. Ona także miała pewne prawa. Miała prawo do realizowania się w innych dziedzinach niż prowadzenie domu i gromadzenie ciuchów. Miała prawo do dziecka. Prawo do wielu rzeczy, które dla Rafa w ogóle nie istniały.
Nie odpowiadała jej rola papużki trzymanej w złotej klatce dla przyjemności właściciela. Miała tego dość, zarówno roli, jak i klatki. Jeżeli Raf nie zechce dzielić z nią swego życia, nie zrozumie, że ona także ma prawo do bycia sobą, to czeka go ciężki szok.
Muszą zmienić swoje życie. Raf nie może dłużej zamykać oczu na fakt, że ich małżeństwo stało się parodią… Potrząsnęła głową w przypływie rozpaczy.
Nie chciała od niego odchodzić.
Kochała go. Bezgranicznie.
I pragnęła. Niemal chorobliwie. Wystarczyło, żeby na nią spojrzał. Ale okazało się, że to nie dość. Chciała być dla niego czymś więcej niż obiektem seksualnym, niż ładnie upierzonym ptaszkiem, którym się można pochwalić.
Nie pozwolił jej nawet na dziecko. Jeszcze nie teraz, powtarzał. Wkrótce zrozumiała, że Jeszcze nie teraz” znaczy „nigdy”. Tania w zaawansowanej ciąży nie nadawałaby się do roli, jaką jej wyznaczył. Ten dom, który wcale nie był domem, miał pozostać pusty na zawsze. Pusty jak ich małżeństwo.
Dlaczego? Dlaczego Raf nie mógł kochać jej tak, jak ona kochała jego?
Dobiegł ją głośny pisk opon aston martina, skręcającego w alejkę przed domem. Serce skoczyło jej do gardła. Raf wrócił. Tak późno! Czy będzie chciał się kochać? A jeżeli tak, co zrobi potem? Wyłączy się i zamknie w sobie?
No, Taniu, bądź grzeczną dziewczynką i rób, co ci każę, ja jestem od podejmowania decyzji. To właśnie dawał jej zazwyczaj do zrozumienia.
Usłyszała odgłos otwieranych i zamykanych drzwi, ale nie ruszyła się z miejsca. Nie powinna biec na spotkanie męża, miała inne plany. Rozchyliła nieco poły szlafroczka, odsłaniając dekolt. Zacisnęła mocniej pasek, żeby podkreślić smukłą talię i zmysłową linię bioder. Potem otworzyła buteleczkę z lakierem i przystąpiła do nakładania kolejnej warstwy emalii.
Dobrze, Raf. Dam ci to, czego chcesz, pomyślała. A potem przekonamy się, czy istnieje w naszym życiu coś poza seksem.
ROZDZIAŁ DRUGI
Raf stanął w drzwiach sypialni, ale Tania nie uniosła głowy. Miała wrażenie, że mąż wytwarza jakąś siłę, która ją obezwładnia. Jego wzrok parzył jej skórę. Wiedziała, że patrzy na nią jak na ulubiony, wyjątkowo piękny przedmiot, a mimo to nie mogła powstrzymać przypływu pożądania. Przebiegało dreszczem po skórze, wywoływało skurcz żołądka i falę ciepłej wilgoci między udami. Nawet teraz, kiedy mogłaby go niemal zabić za to, co jej zrobił, nawet teraz potrafił pobudzić ją samym tylko spojrzeniem.
Z trudem opanowała nagłe drżenie rąk. Pędzelek wyjechał poza powierzchnię paznokcia.
Co za szkoda, pomyślała zjadliwie. Jeżeli Raf uprze się, żeby pójść na to cholerne przyjęcie, będzie musiał pogodzić się z tym, że mój manikiur pozostawia wiele do życzenia. Zakręciła buteleczkę i zaczęła machać dłońmi, żeby lakier szybciej wysechł.
– Wystąpisz dzisiaj w czerwieni?
Głęboka zmysłowość jego głosu spotęgowała jej podniecenie. Rzuciła okiem w stronę lustra, nadając twarzy wyraz niewinnego zdziwienia. Stał oparty niedbale o futrynę, z nieodłączną szklanką whisky w ręce i marynarką przewieszoną nonszalancko przez ramię. Szklaneczka dla relaksu, potem żona użyta w tym samym celu, jedno i drugie pozwalało zapomnieć na chwilę o prawdziwym życiu, którego nie chciał z nią dzielić.
Uśmiechnęła się na myśl o sukience, którą kupiła na dzisiejszy wieczór… na wypadek, gdyby musiała iść na przyjęcie.
– Nie, w czerni – odparła. Czerń – znak żałoby i rozpaczy. – Mógłbyś się chociaż przywitać – dodała karcąco.
Pokazał zęby w wilczym uśmiechu, który zawsze budził w niej dreszcz niepokoju. Myśliwy oceniający zalety osaczonej zwierzyny.
– Nie chciałem przerywać twego skupienia – powiedział niedbale, ale zdradził go błysk oczu. Jak przewidywała, szlafroczek rozbudził jego wyobraźnię.
Ciało było jej jedyną bronią w walce z mężem, a krótki jedwabny szlafroczek, który miała na sobie, bardziej podkreślał niż ukrywał jej kształty. Była pod nim naga. Naga i całkowicie dostępna.
Raf nie miał żadnych szans. Rzucił marynarkę na łóżko i ruszył zdecydowanie w jej stronę.
Każdy krok Rafa przyspieszał bicie jej serca. Był ucieleśnieniem męskiej urody. Szczupłe, umięśnione ciało jednocześnie niepokoiło i przyciągało jak magnes. Dla niej był jedynym mężczyzną, miała go we krwi. Kochała i pragnęła go. Ale niszczył ją psychicznie.
Nie poruszyła się, obserwowała w lustrze, jak się zbliża. Po matce Włoszce odziedziczył czarne włosy i ciemną, oliwkową karnację. Podkreślała ona błękit jego oczu i biel zębów. Nie było kobiety, która przeszłaby obok niego obojętnie, nie poświęciwszy mu choćby jednej myśli. Wyzwaniem był już sam łuk jego brwi, nie mówiąc o rysach twarzy, które rozpraszały z miejsca wszelkie podejrzenia o słabość charakteru. Jedynie linia warg dawała obietnicę wrażliwości i dotrzymywała jej w czysto fizycznym sensie.
Właściciel tych obiecujących ust miał jednak umysł przypominający segregator. Wypełniały go starannie opisane, ułożone tematycznie fiszki. Tania figurowała pod hasłem „żona”, patrz „seks”. Inne dziedziny były dla niej niedostępne. Miała tylko jeden klucz, więc posłuży się nim dzisiaj do zdobycia wszystkich pozostałych.
Pochylił się nad nią, żeby odstawić szklankę i jego palce zacisnęły się na jej ramieniu. Masowały delikatnie okryte jedwabiem ciało i Tania wiedziała, że mąż rozważa wszystkie za i przeciw.