Uśmiechnął się do niej smutno.
– Nie wiem, co dzieje się między wami, Taniu, i lepiej, żebym nie wiedział. Ale pamiętam, jacy byliście szczęśliwi, i żal mi, że to się tak skończyło. Może to ty stworzyłaś tę górę, a może Raf. Tak czy inaczej, Raf powinien wiedzieć, co się dzieje. Przynajmniej będzie mógł przemyśleć sobie to i owo.
To prawda, pomyślała Tania. Jak to dobrze, że pozwoliła mężowi podwieźć się do pracy. Nie było nic gorszego niż niepewność. Nagle zrozumiała, przez co przeszedł Raf tamtej nocy, kiedy nie wróciła do domu. Siedział i wyobrażał sobie straszne rzeczy.
– Górskie szczyty nie są przyjemnym miejscem – odezwał się cicho Harry. – Bardzo tam pięknie, ale cholernie pusto. Na początku wydaje ci się, że masz świat u stóp. Później okazuje się, że jesteś tylko samotnym człowiekiem.
Tania zmarszczyła brwi.
– Myślisz, że Raf zmieni zdanie? – zapytała z trudem.
– Nie wiem. Ale na pewno będzie próbował. To piekło, kiedy kobieta odchodzi.
– To nie moja wina – powiedziała ponuro. Harry odchylił się mocniej na krześle. Cyniczny grymas wykrzywił mu twarz i wyglądał teraz na swoje czterdzieści parę lat. Kiedy się znowu odezwał, w jego głosie brzmiała drwina.
– O tak. Tak jest zawsze, Taniu. Zawsze winna jest ta druga strona. – Uśmiechnął się niewesoło.
Tania zrozumiała. W końcu i tak poniesie konsekwencje swojego postępowania. Jeżeli będzie rzucała kamieniami we własne okna, wytłucze własne szyby. Zniszczy wszystko.
Całe szczęście, że zgodziła się na niedzielną wizytę. Będą przez jakiś czas razem i może uda im się dojść do porozumienia. Tak czy inaczej, trzeba spróbować.
Górskie szczyty nie nadają się do zamieszkania. Tania bała się ich przenikliwego chłodu.
Szczególnie nocą.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
W niedzielę rano Tania czekała na Rafa gotowa okazać dużo dobrej woli. Nie będzie się z nim kłóciła. Zrobi wszystko, aby zachować spokój i przekona go, że ich życie małżeńskie nie musi koncentrować się wokół łóżka. Odegra rolę zakochanej żony najlepiej, jak potrafi, i może wtedy Raf zgodzi się wysłuchać całej prawdy o Nice Sandstrom.
Rozwód był ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzyła, ale jeżeli mają spędzić razem resztę życia, muszą je zmienić.
Ponieważ Sophia wymagała od swoich gości pełnej gali, Tania wśliznęła się w jedwabny kostium w kolorze morskiej wody. Kosztował majątek, ale Raf uparł się, żeby go kupić. Pasował jak ulał do roli żony „człowieka sukcesu”, którą miała dzisiaj odegrać.
Żakiet był wcięty w pasie, a spódnica podkreślała zmysłową linię bioder. Podejrzewała, że właśnie dlatego kostium tak bardzo podobał się Rafowi. Twierdził, że Tania ma najseksowniejsze pośladki, jakie zdarzyło mu się oglądać, a spódnica pozwala mu na ich swobodną kontemplację.
Wsunęła stopy w czarne czółenka na bardzo wysokich obcasach i wtarła w szyję odrobinę perfum Poison. Jej małżeństwo nie powinno opierać się wyłącznie na seksie, ale życie bez seksu także nie wchodziło w rachubę.
Nie miała zamiaru wymazać z pamięci Rafa obrazu swego ciała. Wręcz przeciwnie, myśl o jego urokach powinna skłonić męża do przeanalizowania innych aspektów ich związku.
Gdy Raf zjawił się przed domem Bei, Tania miała już gotowy plan: przede wszystkim nie dać się zdenerwować i wykorzystać do maksimum wszystkie nadarzające się okazje.
Dzień zaczął się przyjemnie.
Raf spojrzał na nią tak, jakby miał zamiar skonsumować ją na miejscu. Przez chwilę myślała, że się podda, bardzo szybko jednak odzyskał panowanie nad sobą. Nie próbował nawet chwycić jej w ramiona. Stwierdził tylko, że ślicznie wygląda, po czym ofiarował jej ramię.
Przyjęła je z wdzięcznością. Nogi miała jak z waty i poruszanie się z gracją sprawiało jej dużą trudność. Ramię Rafa było napięte i twarde jak kamień.
Jakie to dziwne, pomyślała. Podniecony mężczyzna napina mięśnie całego ciała, a podniecona kobieta zamienia się w galaretę.
– Nie musiałaś kupować prezentu. – Wskazał na paczkę, którą trzymała w dłoni. – Zadbałem o to.
Rzuciła mu karcące spojrzenie.
– Lubię twoją matkę. Chciałam dać jej coś od siebie. Uśmiechnął się, a jej serce podskoczyło z radości. Otworzył przed nią drzwiczki aston martina. Udało jej się opaść z gracją na przednie siedzenie. Obserwowała go, kiedy zamykał drzwi i obchodził samochód.
Tak bardzo cię kocham, myślała oszołomiona gwałtownym przypływem uczuć. Uwielbiam cię.
Upłynęło kilka sekund, zanim zorientowała się, że czuje znany jej skądś zapach. Kilka następnych sekund poświęciła na jego identyfikację i kiedy Raf siadł za kierownicą, wiedziała już, skąd go zna. Wściekłość eksplodowała w jej umyśle, niszcząc wszystko, co nie było żądzą zemsty.
Odwróciła się do Rafa pobladła z gniewu i zazdrości.
– Ten samochód cuchnie perfumami Niki! Raf skrzywił się z niesmakiem.
– Przykro mi, Taniu. Robiłem, co mogłem, żeby to usunąć…
– Jak śmiesz! Przyjeżdżasz tu prosto od niej – zawołała piskliwym głosem – i spodziewasz się, że pojadę do twojej rodziny!
Odwróciła się w stronę drzwi i chwyciła za klamkę.
– Taniu! – krzyknął ostro. – Mogę ci to wytłumaczyć. Szarpała bezskutecznie klamkę.
– Niech cię licho porwie! Otwórz te drzwi! Nigdzie z tobą nie pojadę! Nigdy!
– Nie przyjechałem od Niki! – zawołał Raf porywczo. Rzuciła mu jadowite spojrzenie.
– Myślisz, że jestem taka głupia? Perfumy wietrzeją niemal natychmiast! Ona tu była dziś rano, ty… ty dwulicowy łajdaku! Wypuść mnie stąd, albo przysięgam, że wydrapię ci oczy!
– Nika nie była w tym samochodzie dziś rano!
– wrzasnął Raf. – Zbiła buteleczkę z perfumami.
– Skrzywił się ze złością. – Myślałem, że udało mi się to wywietrzyć.
– Więc wietrzyłeś? Jak długo, Raf? – syknęła obnażając zęby, jakby chciała go ugryźć. – Przez dwa dni?
– To nie ma znaczenia! – rzucił, ale na jego policzkach pojawiły się czerwone plamy.
– Od… wczoraj? Oczy Tani ciskały błyskawice. Raf walnął pięścią w kierownicę.
– Dobrze! Od wczoraj! Zaprosiłem ją na obiad.
– Jeszcze jedna randka w interesach? – Zaśmiała się ironicznie.
– Tak. Nie. To znaczy, tak. – Raf potrząsnął głową z wściekłością.
– Rozumiem. Obiadek z obowiązku, ale i dla przyjemności. Jak wszystko, co robisz z tą kobietą – wycedziła.
Zwrócił na nią płonący wzrok.
– Do cholery! To nie jest tak, jak myślisz!
– Owszem, jest!
– Wiesz, że nie! Mdli mnie od tych ciągłych uwag o Nice!
– A mnie mdli na myśl, że dajesz tej kobiecie wszystko to, czego ja tak bardzo pragnę! Jestem dobra do łóżka, dobra do pójścia na przyjęcie, ale ona jest lepsza we wszystkim innym i dlatego tak kurczowo się jej trzymasz!
– To nie ona jest przyczyną naszych problemów!
– krzyknął Raf i natychmiast odzyskał panowanie nad sobą. – Jej odejście niczego nie zmieni.
Słuchała tych słów jak wyroku. Wszystkie jej nadzieje legły w gruzach. Czuła, że ogarnia ją czarna rozpacz.
– O Boże, Raf – wykrztusiła. – Nie wiesz nawet, co przed chwilą powiedziałeś.
Potrzebował tylko seksownej laleczki, niczego więcej. Nigdy.
– Nic między nami nie zaszło wczoraj wieczorem – powiedział Raf przesadnie spokojnym tonem, jakby zwracał się do niedorozwiniętego dziecka. – I nic nie zajdzie. Prawda jest taka, że… rozmawialiśmy o tobie. Musiałem… – Westchnął i skrzywił się z niezadowoleniem. – Musiałem z kimś porozmawiać, poradzić się…